NIGDY nie jest za ZIMNO, na WAGARY

Wygląda na to, że będę miała mniej godzin w szkole. Bałam się cieszyć, bo czekam na to od października i nie wiedziałam, czy to nie jest jest taki żarcik prima-aprilisowy, ale od jutra znikają mi z planu klasy czwarte i piąte. Lubię je chyba najbardziej, ale tych smarków NIKT nie chce, a ja mam za DUŻO i chętnie oddam COKOLWIEK. Liczbą godzin zbliżam się do 30, jak wypełniałam arkusz NADgodzin za ubiegły okres rozliczeniowy (od połowy miesiąca do połowy), to mi wyszło, że dodatkowo zrobiłam JESZCZE 25… No i warto też wspomnieć te nauczycielskie przerwy, z których 160 minut to dyżur…. Żebym jeszcze nie była stażystą i te godziny liczyły by mi się od wyższej podstawy to miało by to może sens, ale chociaż są to dwa etaty, to do dwóch minimalnych krajowych BRAKUJE wcale nie tak mało. Cieszę się więc, chociaż tak jak mówię TYCH akurat uczniów lubiłam najbardziej.

<>

Łucja miała trzy dni rekolekcji. Na religię nie chodzi, ale zapytałam, czy szkoła coś organizuje, czy mają wolne?. COŚ tam miało być, ale nie obowiązkowe, a ona miała INNE plany. Okej. I DZIŚ weszłam na FB szkoły i ujrzałam post, który wkleiła JEJ wychowawczyni o tym jak klasy pierwsze spędzają TEN czas… Chodząc w dorzeczu rzeki i szukając gniazd lęgowych ptaków…. Przejrzałam galerię i PANNY nie znalazłam. Napisałam więc do niej linkując zdjęcia: DLACZEGO nie widzę Cię? I dostałam odpowiedź: SPACERUJEMY oraz fotkę z tym jej lamusem, który jest bliźniaczo do niej podobny (taki sam kudłaty i ciemnooki)… ???? Odpisałam zdjęciem, które miałam w galerii i wydało mi się TRAFNE, ale ją ubawiło JESZCZE bardziej, bo to okazuje się kadr w Euforii, której to nie oglądałam!

Yellow

  • Mamuś, muszę Ci się pochwalić moim osiągnięciem. Z cyklu niedaleko pada jabłko od jabłoni-powiedziałam Lutce przez telefon – Udało mi się przepchać zlew! Przydała się jedna z tych umiejętności, których mnie tak mimochodem uczyłaś…
  • Nie chciałam, żebyś musiała być taka samodzielna jak ja.
  • Ja też nie chciałam 🙂 Ale tak wyszło i pełen sukces. Nie poszło długą spreżyną, więc puściłam półtotorametrową i wystarczyło. Spływa! Mogę być hydraulikiem! Łucja powiedziała, że nareszcie będziemy bogaci 🙂
  • To jestem dumna.

Rzeczywiście Lutka przez wiele lat miała kuchnię, w której ciągle (na skutek złej instalacji) zapychał się zlew. No i ja, taka 17-letnia jej z tym zlewem czasem pomagałam. Szłam na schody i kręciłam sprężyną (bo ona musi być wyprostowana i potrzebna była bardzo długa), a mama w tym czasie pilnowała, żeby NIE wyskoczyła z odpływu. Bardzo byłam zresztą poruszona gdy mnie poprosiła kiedyś o pomoc. TYMCZASEM u nas w domu bajzel, ale naprawdę się cieszę, że ten problem odpadł! Od razu odpaliłam zmywarkę – już NIE wypompowuje wody do zlewu, także jest wspaniale!

Z innej beczki będę w komisji na egzaminy ośmioklasisty w innej szkole. Na dwa dni mnie oddelegowano i bardzo jestem tym podekscytowana! Niżej fotka z weekendu. Ja i maluchy. Mnie i Lilkę to zestroiła Łucja, bo to kurtki PO niej. Mieszkowi taki kolorek sama sprawiłam 🙂

Płeć Ż

Zerwałam się dziś rano, żeby przed szkołą dotrzeć na rynek (boli wciąż ta zmiana czasu) i nie ma JESZCZE żadnych świeżynkowych smakołyków. Potrzebny był miód, tradycyjnie kupiłam jabłka (ale to przecież jeszcze te z jesieni) i właściwie niewiele więcej. Tak sobie myślę, że zawsze w połowie kwietnia pojawiały się pierwsze truskawki i dużo już wtedy było wszystkiego, więc chyba do tego czasu nie będę TAM ponownie jechać… Pochwalę się natomiast, że słucham w aucie „Człowieka z brzytwą„, co to jest kryminałem osadzonym na początku XX wieku w uzdrowisku i słucha się to bardzo dobrze. Zawsze unikałam polskiej literatury, bo była „za blisko”. To czytanie o kredytach, klimatach z pracy i relacjach rodzinnych wydawało mi się NUDNE, ale Lutka poradziła mi, żeby sięgnąć po coś „CO mówi innych czasach” (miała wtedy na myśli Tokarczuk). I to działa. Literacko jest to dobre i fabuła też często jest okej – w domu do łóżka czytam „Mumię” Leśniaka i tu również sobie chwalę!

Pokażę Wam sprawdzian Mieszka z historii. Z oceną raczej byle jaką… Ćwiczenie: Kim byli? Jadwiga Andegaweńska – Król Polski płci Ż. :DDD PŁEĆ Ż???

poniedołek

  • Szykuje nam się koszmarny tydzień, dzieciaki… – zapowiedziałam wczoraj wieczorem– W poniedziałek odczulanie i to badanie do pracy, we wtorek dentysta, w środę mam szkolenie, radę i spotkania z rodzicami, więc w domu mnie nie będzie ze 13 godzin, na piątek Lilka umówiła się z babcią…
  • W poniedziałek na 18-stą masz zebranie w mojej szkole.
  • Nie idę, Łucja. Stopnie masz, okej, to nie ma sensu.
  • Ale musisz, bo to chodzi o Zieloną Szkołę.
  • Nie możesz powiedzieć, że matka się upiła, czy coś? Jakoś mnie wytłumaczyć?
  • Masz iść. I jeszcze mój bilet sieciowy jest ważny do środy…

No więc poszłam i WCALE nie musiałam iść. Rzeczywiście jadą na Zieloną Szkołę i będą pływali na jachtach. Ale a) ja na WSZYSTKO się zgadzam b)do szału doprowadzają mnie pytania w stylu: ILE kieszonkowego? Na więcej zebrań do Łucji NIE idę, a tydzień szykuje nam się strasznie. Jakby nie było podziałek już za nami! Dziś miałam ostatnie odczulanie, w maju (w okresie najwyższego pylenia traw) mam się stawić na testy i udało mi się też ogarnąć jedno zaległe pracowe badanie lekarskie. Samonaprawił się czajnik, za to znowu zapchał się zlew. Kurier dostarczył nowy router, ale ponieważ jest jakaś zewnętrzna antena, to chyba nie będę zgrywać kozaka i po prostu zamówię ekipę do montażu. Bilet na komunikację Łucja ma ogarnąć sama i na dodatek jutro rano wyprowadzi Bibs, dzięki czemu skoczę na rynek.

Wyżej poranny Mieszko jadący do szkoły na rowerze w ulubionej bluzie (Naruto), niżej Lilka SPRZED dokładnie pięciu lat! Ależ to było wszystko prostsze!!!

14-ste!

Po raz już któryś, no ale przecież świętowania nigdy dość! Poza tym z takim „lekkim” opóźnieniem, ale z dziadkami jeszcze TEGO nie obchodziliśmy.

Nie jest to łatwy wiek. Przypomniało mi się, że gdy Łucja miała 14-ście to na okrągło miała focha. Pamiętam wyjście na jakieś warsztaty, gdzie panna odmówiła udziału w zajęciach i całe dwie godziny siedziała ze spuszczoną głową. TERAZ, tutaj, z Lilką, TEŻ foch goni foch i NIGDY nie wiadomo kiedy TO coś wybuchnie. Niby było rano dobrze, panna pomagała mi wybrać strój (DLA mnie) i nagle gdy była już też SAMA wyszykowana, a my na dole już staliśmy w kurtkach, COŚ nagle NIE spasowało. Strój się przestał podobać, czuła się „insecure” i na dodatek SAMA „też się sobie NIE podobała”. Tak minęła godzina, gdzie mieliśmy fazę „jedźcie sobie sami” i w końcu stanęło na tym, że pojedzie, ALE w piżamie. Zgodziłam się i zapakowałam galowe do torby, gdyby zmieniła zdanie (nie zmieniła). Potem w cukierni, nie chciała tortu, lecz roladę. Okej. Po drodze nie chciała mi pomóc wybrać tulipanów, więc wyskoczyłam sama i dobrałam pasujące do JEJ sukienki (nie nałożonej w końcu). A na koniec z literek Happy Birthday ułożyła napis Bird App. Proszę bardzo. Zwieńczeniem „utrudnień” był problem z zapalaniem, bo chciała zapalać zapalniczką, a ta nie działała. Uciekła od stołu i koniec końców zapalałam JA, z nią na kolanach!

Podobno JA też byłam taka i jakoś to MIJA. Dziewczyna jest cudowna, świetnie poszły jej próbne, ma ogromne oczekiwania od życia i od siebie, więc górki oraz schody pojawiają się często. A co za nimi idzie… również dołki. Ale wzmacniamy ją, wielbimy i chwalimy. Bo naprawdę jest za co! 🙂

I ostatnie moje MALUTKIE dziecko… Czy on też tak wojowniczo przejdzie ten WIEK? Wyżej widać natomiast fragment Łucji z nieodłącznym podłączeniem do czatu na komórce…

Ach i tak myślę, pod co podciągnąć tego PTAKA z tortu… Może pod bociany? Widziałyśmy je ostatnio! Akurat byłyśmy we dwie… A one leciały! Zawsze widzę je najpierw w gnieździe, a w tym roku widziałyśmy je w LOCIE!

Kilka godzin przed zmianą czasu

Właściwie to niewiele DZIŚ zrobiłam. Rano pobiegałam i tyle z zaplanowanych… Miałyśmy z Lilką jechać na takie babskie spotkanie, na którym rok temu zrobiłam sobie makramową zawieszkę, ale wszystko było albo przełożone na jutro (wyszywanie golizny na tamborku, warsztaty o ziołach), albo było za późno (wykład o bodyszajmingu). My to jednak o 20-stej to już padamy na nos… No więc nigdzie nie pojechałyśmy, za to zrobiłam z maluchami kartki Wielkanocne! Jeszcze chwila czasu i Łucja jeszcze będzie jakieś TWORZYĆ, no ale pierwsze JUŻ są!

Tym razem punktem wyjścia był kolaż i NAPIS złożony z wyciętych słów. To są zupełnie inne kartki, niż wcześniej i dzieciom dobrze się je robiło. Miałam dwa kolorowe magazyny i kilka folderów reklamowych z różnych księgarni.

„Sposób na Zające” i „Sezon na kaczeńce”. Z tej pierwszej Lilka jest wyjątkowo dumna. Tam jest wycięta taka kobieta z lat 20-stych u nóg której leżą charty i trzyma w ręku doklejoną tabliczkę z napisem GROW.
„Flower Wars” i „Piękne świąteczne stoły”. W tej pierwszej na fotelu siedzi wiewiórka w okularach i stoją przed nią kalosze. Z letnich kwiatów wypełzają robale. Chinkę, którą mamy z reklamy jakiejś wystawy oblazły kaczki. Jedna ją dziobie w ucho, a trzy łażą po kimono…
A to Mieszkowa fantazja.”Do odległej galaktyki Wielkanocy”. W wannie kąpią się kaczki, a na wysokim krześle siedzi kot w śliniaczku i patrzy na nie 🙂

Bzyczy bzyg znad Bzury zbzikowane bzdury

-mój nowy audiobook w aucie: „Gimnastyka dla języka” Rewelacja! Próbuję poprawić WYMOWĘ, żeby mówić wyraźniej 😉

Ukochany Łucji kupił sobie beżową kurtkę. BEŻOWĄ. To taki typ, co nosi wyłącznie sportową odzież DUŻYCH marek i specjalnie znalazł BEŻOWĄ (chociaż to TOTALNIE nie jego kolor), żeby byli MATCHING. I do tego stopnia jest to nietypowe, że na na spottecie szkoły, ktoś o nich pytał (KIM SĄ?) 🙂

Piątek! Mieliśmy pewne plany na weekend, ale NIE wszystko nam wypaliło, więc w sumie to nieoczekiwanie mamy WOLNE. Jutro Łucja ma dni otwarte w swojej szkole i będzie oprowadzać nowy narybek chętnych, a później ma urodziny koleżanki. Zaczął się sezon na biegi uliczne i za bardzo nie można się rozpędzić z wyszukiwaniem atrakcji, więc pewnie coś będziemy robić w domu!

Przy weekendzie wrzucę Wam tańczącego Lockiego :)) CUDOWNY! Umiejętność tańca, to jednak potęga!

próbne

Lilka miała próbne egzaminy ośmioklasisty. Musieli przyjść na galowo i przez TRZY dni PISALI… Potem co prawda mieli zwyczajne lekcje, ale taka formuła miała ich oswoić z WIELKIM MAJOWYM testem. Poszło jej wszystko oczywiście dobrze, z czego się cieszymy! ALE sprzątam w domu, bo jutro Łucja ma randkę u NAS w domu -> a w domu u teściowej ma czysto, chociaż w domu u teścia (bo przecież była i tu i tu) BYŁO czyściej. Czyli sprzątam. Zrywy mam na moją mamę, no a teraz jeszcze na crusha Łucji… Przechlapane. LECZ znalazłam kartkę z wczorajszego egzaminu. Nie musieli ich wypełniać, ale na takim próbnym je dostali, żeby wiedzieć JAK to wygląda i CO jeszcze będą musieli wypełnić. I Lilka tak dla siebie, bo przecież NIKOMU tego nie oddawała, TAK sobie to wypełniła:

patrzcie na pesel – nie wiem KTO miał być domyślnym adresatem 😀

Tymczasem wiosna. Mnie i Lilkę swędzą już oczy (alergia), a wczoraj zabiłam DWA komary… No niestety… Każda pora roku ma swoje minusy. Z innej beczki, hitem naszych śniadaniówek jest ZNOWU granola! Zrobiliśmy dwa wielkie słoje, lodówkę mamy zawaloną gęstymi jogurtami naturalnymi i słoiczki pochłaniamy i ja, i dziewczyny. Modyfikacja do wariantu z jesieni jest, że sypię rano granolę PROSTO do słoiczka. Nie rozmięka, a w sumie to łatwiej jeść.

Marzec dla domu

Siłuję się z naszym domowym Internetem. Ogólnie historia jest dłuuuga i skomplikowana. Kiedyś gdy net był słaby, a tak naprawdę w grę wchodził tylko jeden dostawca, dogadałam się z sąsiadem. Postawił na dachu talerz, ja kupiłam konwertor na 8 wejść i zaczęło śmigać… Lecz rok temu sąsiad się zmienił, ten nowy zainstalował sobie coś innego i pewnego razu odłączył ten talerz, który jakby nie było na jego dachu stał. I te ostatnie pół roku to była katastrofa… ALE dziś nastąpił PRZEŁOM. Wpierw miałam spotkanie z jedną firmą, której oferta mnie NIE przekonała i na dodatek wiązała by się z zaangażowaniem w projekt kilku sąsiadów, no a potem zadzwoniłam do mojego starego dostawcy, czy MOŻEMY coś zrobić z tym moim netem. I chyba z nimi właśnie się uda! Umowa ma przylecieć jakoś meilem, kurier z nowym routerem ma być na początku przyszłego tygodnia i przez 14 dni będę sprawdzać CZY mi to odpowiada!

To dość nudny news, ale to temat ważny dla nas. Przy okazji pochwalę się magicznym urządzeniem, które doszło. Marzec w kategorii DOM? Same technologiczne rzeczy na razie wpadają, ale jakoś tak wychodzi. Cacko nazywa się Xiomi TV Stick, a o jego istnieniu wiem od jednego gościa na infolinii:

  • Mogę Pani zdradzić, co zainstalowałem u mojego dziadka. On też ma telewizor starej generacji.
  • Ja NIE mam telewizora starej generacji, tylko telewizor bez Internetu.
  • Tak, tak, tak Właśnie TO miałem na myśli!

I polecił mi urządzenie, które zamienia telewizor w smart tiwi, czyli bez podpinania laptopa kablem USB będę mogła wszystko oglądać. I HBO, I Netflixa i Prime Video. Wygląda to jak pen-drive i wpina się w łącze HDMI. To co on mi polecił, było modelem wcześniejszym, TEN mój jest późniejszy i podobno jest lepszy. NIE mogę z niego korzystać, bo NIE mam Internetu, ale podczas testów na innych odbiornikach DZIAŁA. Jak mi to wszystko w końcu zaskoczy, to będzie rewolucja!

<><>

Mieszko kupował lody. Jak wiadomo jada wyłącznie cytrynę i mango… Tym razem poprosił mango, a zamyślona sprzedawczyni władowała mu do wafelka MARAKUJĘ. Mieszko spojrzał na nią i powiedział:

  • Miało być MANGO.

:)) Zabawne, bo się nigdy nie upominał, gdy ktoś popełnił błąd! Oczywiście dostał mango!

CIEPŁO! Kurtki trzeba wymienić! Butów chyba nie ma Lilka…

Śniła mi się Jakucja. Lubię jak mi się śnią takie ODLEGŁE rzeczy! To była jakaś taka inna Jakucja, która jest krainą o najwyższym, a jednocześnie najbardziej zbilansowanym, poziomie rozwoju. Szłam z dzieciakami i za nami było City. Nie pamiętam jak ono wyglądało, ale miałam takie silne przeświadczenie, że widziałam właśnie niesłychaną technologiczną symbiozę cywilizacji z przyrodą. Bez szkła i metalu, czyli materiałów nie nadających się na takie wysokie mrozy. No i idziemy środkiem – to akurat bardzo prawdziwe, bo my na ogół idziemy środkiem. Mija nas gość, którego ja widzę kątem oka i myślę sobie, że jest piękny. Duży, silny, skośny i pasujący do otaczającej nas zimy. I uśmiecha się do kogoś przed nami. A tam idzie dziewczyna – taka jak on. Całe jej ciało jest siłą i energią. Ma czarne włosy związane z kolorowymi wstążkami w grube warkocze, futrzaną kurtkę i ciepłe buty. A potem weszliśmy na szeroki, drewniany most, na końcu którego szła przedszkolna ekipa. I te dzieciaki zaczęły wskakiwać do wody, kawałek był NIE pokryty lodem i one się tam kąpały. I te przedszkolanki się i śmiały i złościły. Ale nie tak jak się złościsz, że KTOŚ się przeziębi, lecz tak, jak rugasz psa, że będzie miał mokre łapy i nabrudzi CI w domu… Ładny sen!

Wiosennie natomiast udało mi się kupić czosnek niedźwiedzi, bo JUŻ jest! To ulubione zioło Łucji, tylko że nie wiem jak ona w tym roku będzie się tym zajadać? To jednak CZOSNEK i jak NIE nakarmi ukochanego, to nie wiem jak ona będzie sobie z tym do szkoły kanapki robić… Pochwalę się WAM też, że wczoraj zrobiłam CZIPSY z ziemniaków. Dużo było z tym babrania, przepis był inspirujący (TU), -> ja sypnęłam ZA dużo przyprawy do barbeque, bo wydawało mi się BEZ smaku, i przepalało gardło, ALE z pewnością przy nadwyżce gotowanych ziemniaków do powtórki!

<><>

  • Topiliście, wczoraj, jakąś Marzannę? – zapytałam sąsiada na porannym spacerze z psami.
  • Nie… My nie, chociaż może Gośka w przedszkolu z dzieciakami topiła. ALE wczoraj miałem przed domem wycieczkę szkolną.
  • Podziwiali Twoje lampki świąteczne?
  • Nie. One są całoroczne, ale oglądali nasze krokusy.
  • A co Ty zrobiłeś wtedy, jako taki wiosenny gospodarz?
  • Jako wiosenny gospodarz czyściłem buty z błota!