Smak na tulipana!

  • Nie dostała Pani dofinansowania tego szkolenia – smutno powiedziała sympatyczna babeczka w UP, tydzień temu.
  • Tak, zgadza się. Ale odmowa była napisana tak, że NIE było to nie miłe. Proszę się zresztą NIE martwić, JUŻ mam NOWY plan. – rzeczywiście we wniosku odmownym było wyjaśniane, że osoba z tak niezwykłymi i różnorodnymi kompetencjami bez problemu odnajdzie się na rynku pracy.
  • To ja wyznaczę kolejne spotkanie na koniec maja.
  • Okej, ale od 27 marca zaczynam robotę. Może to jeszcze nie wyjdzie, ale umowę już podpisałam.
  • A można się dowiedzieć w jakiej branży?
  • Niestety edukacja, bo tam jest takie ssanie, że biorą wszystkich i od razu.
  • To na chwilę może być, a potem Pani zmieni!
  • Tak właśnie zakładam!
  • Dam Pani wnioski do wypełnienia.

No więc szkoła. Niby nie taka zwykła, bo Ch_mura i grafik z dostępami dostane dziś, gdzieś za dwie godziny. DUŻO tego będzie, bo etat to 40 godzin, ale do wakacji chciałabym tak pociągnąć. A może jeszcze kawałek, bo umowę mam do końca sierpnia (w lecie wpadają inne obowiązki niż lekcje). I na razie za wiele więcej nie wiem. Aplikowałam do biura, a oni oddzwonili, że chcą mnie jako nauczyciela… Korki z kidoskami przejmie Łucja, tak żeby dociągnąć do Wielkanocy i zamknąć jakiś tam blok tematyczny. Potem panna wraca do szkoły i wtedy się wyjaśni, czy zmieniamy godziny zajęć i ona prowadzi ich do końca roku, czy kończymy (decyzję muszą podjąć rodzice, bo panna jest na tak). Nie ma we mnie jakiegoś wielkiego entuzjazmu, bo chciałam uciec z tej branży, ale realnie rzecz biorąc ja wszędzie muszę zaczynać od nowa, a tu na starcie płacą dobrze.

<>

Poza tym poniedziałek. Rano byłam na odczulaniu, w środę panny mają wizytę lekarską, a jutro do apteki powinno dotrzeć jedno lekarstwo i będę musiała tam podskoczyć. W weekend ma być ładnie i może gdzieś wyrwiemy się na jakąś wycieczkę? W szkołach zaczynają się rekolekcje, rozpoczęłam zmienianie pościeli (Mieszka się JUŻ wietrzy na dworze) i w tym tygodniu powinniśmy ruszyć z wypisywaniem kartek świątecznych. W ramach wiosennego porządkowania domu zlikwidowałam również nasze LICZNE, domowe pajęczyny. A prezenty od Zajączka mam! Jeszcze w zimie doszły przedmioty, które od razu schowałam, żeby były!

Pokażę Wam tulipanową DRAMĘ. Miaustra, co to pożerała do tej pary wszystkie kwiaty w domu (WIĘC ICH nie ma), odkryła, że jak ODEJDZIE na metr od od domu, to… TAM są ONE.. I co wyskoczy wieczorem to podgryza. Przeganiałam, fukałam, ale jest uzależnienie. I w sumie NIECH gryzie moje, bo jak zacznie atakować rośliny sąsiadów, to od razu na lokalnej grupie wystartuje dochodzenie: CO to za zwierzę TAK niszczy kwiaty??

BezA

Panna rano poszła po rower – BYŁ, więc wsiadła i przyjechała! Ja w tym czasie wyprowadzałam Bibs, a chwilę później ruszyliśmy do dziadków, zahaczając po drodze o zupełnie nową cukiernię! Bo odkryliśmy taką, która robi wyłącznie BEZY… I w sumie to, NIE jesteśmy fanami BEZ, ale raz na jakiś czas można zjeść! Duży był dylemat czy wybrać pavlową, dacquoise z daktylami, tort bezowy, czy taką bezę z brownie, więc wybraliśmy po kawałku każdej! I Łucja na swoje urodziny CHCE właśnie bezowy tort!

WSZĘDZIE są już jeże. Uważajmy na nie, tylko dziś widziałam TRZY, które nie zdążyły z-truchtać na czas z jezdni 😦 . Gdzieś mam naklejkę na tylną szybę auta, żeby na NIE uważać i jak pojadę na myjnię to później sobie przykleję! No i za nami zmiana czasu, którą standardowo wyłapuję po tym, że nie zgadza mi się godzina na zegarku w kuchni oraz zegarek w aucie. Za pół roku będzie dobrze! Za to obudziłam się dziś o 5:20, co to na stary czas było 6:20 i pomyślałam, że Łucja jednak powinna zmienić szkołę. Przecież cały ubiegły rok myśmy te pobudki w okolicy piątej, max szóstej miały i to było strasznie forsowne. Teraz na tych indywidualnych ona śpi prawie do ósmej i to zupełnie inne dziecko jest. Lilka ma 2x w tygodniu tak, że wstajemy o 6:20 i to jest bardzo duża różnica.

Pies o urodzie dla koneserów

Przeglądałyśmy dzisiaj z Lilką ofertę kolonii i obozów. Panna chce coś takiego przeżyć i w sumie to jest to chyba dobry pomysł. Chce RÓWNIEŻ iść do sanatorium (SAMA, bez Łucji) i mam wrażenie, że to wszystko to taka potrzeba oderwania się i odnalezienia samej siebie. Temat musimy przewałkować jeszcze wiele razy, ale widzę bardzo dużo plusów takiej atrakcji. Żeby przekopać się przez oferty pojechałyśmy na specjalne targi, ja skombinowałam bilety i rozmawiałyśmy z paroma organizatorami. Mamy jakieś fanty, foldery, czekoladki, zakreślacze i WSZYSTKO wyglądało rewelacyjnie. Jedna oferta była tak przedstawiana, że Lilce założono gogle do VR, żeby „przeszła” przez to miejsce… Wątek jakby nie było będzie wracał!

Łucja miała cały dzień randkę i była poza domem (zresztą dotarła na dworzec rowerem i rower tam zostaje na noc, bo wróciła autobusem -> rano pojedzie sprawdzić czy jeszcze jest), Mieszko pojechał na nocowankę do kolegi, a ja cieszę się, że dałam radę pobiegać RANO! Tam gdzie się spotykamy jest las i sporo osób po nim przechadza. I takie pozytywne spostrzeżenie z dziś: no więc od jakichś dwóch lat, gdy tak biegamy, czasem trafiamy na tę samą babkę, która tam spaceruje. Starsza ode mnie, bardzo atrakcyjna i zawsze sama. I ona w kółko patrzyła, że ta Bibs, biegnie obok mnie. I otóż DZIŚ szła z psem. I chwilę z nią gadałam, bo zawsze psiarzy uspokajam, że Bibi chociaż NIE na smyczy, to nie zrobi krzywdy innemu psu, bo to tchórz. I ten jej pies to taki kundel w urodzie Bibi, chociaż na krótkich nóżkach. I to okazało się taki starszy adopciak, którego ma od tygodnia. Miłe to bardzo, że (tak to czuję) jakoś MOŻE wpłynęłam na czyjąś decyzję o posiadaniu psa? I to też takiego o urodzie, nazwijmy ją: DLA koneserów…

A to jeszcze jakaś zaległa fotka z zoo – fajna nam ta wycieczka tydzień temu wyszła i jak widzicie chociaż sobota i mnóstwo dodatkowych atrakcji, wcale nie było wielkich tłumów. Ta większa grupa po prawej na dole się zebrała, bo tam akurat była pora karmienia szympansów.

No to weekend!

Dziś widziałam się z dziadkami, chciałam im pokazać jedno miejsce, gdzie można fajne zakupy zrobić, no a teraz już szykujemy się na weekend! Mieszko zgubił miskę i mój ulubiony nóż, który zabrał do szkoły na Dzień Owoców (trudno, ale noża to żal), Łucja zaklepała sobie miejsce w sztabie takiej dużej akcji wolontariackiej, która będzie w kwietniu, a z Lilą jutro mamy wyprawę na specjalne targi…

Wyżej Mieszeczek, który już śmiga do szkoły w kamizelce, a niżej screen ze strony Muzeum Narodowego (oni są świetni). I taka myśl, że niesamowicie modne zrobiły się muzea. Rozmawialiśmy z dziadkami o Vermerze i ja mówię, że bilety na tę wystawę w Holandii zniknęły w ciągu dwóch dni. Jestem w kilku grupach wyszukujących ciekawe wydarzenia i duża SZTUKA jest autentycznie oblegana. A właściwie to chyba w tej chwili KAŻDA sztuka. My kulturalnych planów na ten weekend nie mamy, ale WY się NIE ograniczajcie! 🙂

Gdybym nawet wiedział, że jutro świat przestanie istnieć, już dziś zasadziłbym bym drzewko jabłoni

-Marcin Luter, za „Niespokojni ludzie”

  • Matko, wymyśliliśmy z kolegami plan na maj. Będziemy sobie robić grille.
  • Ciekawe, Mieszko. A GDZIE?
  • Tego jeszcze nie ustaliliśmy. Miało być u mnie, bo to najbliżej szkoły, ale Jaguar mówi, że on ma największy ogródek, a Antek, że u niego może być z nocowaniem.
  • Kompleksowo. Ogólnie to dobrze by było gdyby wtedy koło Was ktoś dorosły był… A kiełbaski, pieczywo i keczup to nie problem.

W nowy świetnym audiobooku („Ciało nie kłamie„), który słucham w aucie są omawiane różne przypadki patologa sądowego. To historia babki, która jako dobrze zapowiadający się chirurg, zrezygnowała z rezydentury i zajęła się „sekcjami”. Jej największa obawa była taka, że nasili się jej taka życiowa paranoja, że pełno, wokół nas, zagrożeń. A paradoksalnie praca ją uspokoiła, bo zdała sobie sprawę, że wszystko co się przydarza nagle, ma TĘ samą przyczynę. Monotonię i rutynę. To one sprawiają, że przestajemy być czujni, robimy się znużeni i coś robimy automatycznie. Idąc tym tropem, grillująca grupa 12-latków NIE podpali domu za pierwszym razem 😉 [pytanie czy w ogóle uda im się rozpalić?], lecz za kolejnym, gdy żarzącego się grilla zostawią i pójdą grać… LECZ sam pomysł jest dobry i MYŚLĘ, że da radę zrobić!

Tymczasem OGRÓDEK! Ogarnęłam przed domem (tył nie wiem kiedy, ma być jeszcze zimno, no i inwestycje TEŻ będą większe). Tymczasem, na tym fragmencie, dosypałam torf i worki ziemi. Podsypałam korę i wysadziłam cebulki. Największa robota była z wykopaniem resztek po żółtym krzewie, który częściowo usechł, ale odbija w innych miejscach. Wykopałam najwięcej korzeni jakie mogłam i na jego miejsce zasadziłam KALINĘ (tak jak na FOTCE wyżej ma wyglądać 🙂 Odmiana nazywa się Blue Muffin (ma mieć niebieskie owoce lubiane przez ptaki oraz wybarwiać się jesienią na ciemnoczerwony kolor), podobno jest NIEWYMAGAJĄCA, wygląda na zdjęciach pięknie i mam nadzieję, że się przyjmie!

Ogródek- start!

  • I jak się czujesz PRZED, Łuczka?
  • Nie wiem czy chcę tam iść.
  • Ja np. się boję.
  • TY? Czego?
  • No, że na mnie nakrzyczą, że co ze mnie za matka…

Ale koniec końców POSZŁYŚMY. Z Łucją, do babskiego lekarza. Panna chciała SAMA, bo jakiś tam fizjologiczny aspekt ją niepokoił, no i powinna. Zrobiłyśmy tak, że ja weszłam, powiedziałam o co chodzi, że jestem matką (WSZYSTKO WIEM), lecz chyba lepiej gdyby Łucja była na wizycie beze mnie. Dok była młoda, fajna i wizyta minęła BARDZO dobrze.

Poza tym dość biegowy wyszedł nam dzisiejszy dzień, ALE odebrałam paszport Łucji, Lilkę z zakupów z dziadkami, kupiłam owoce na Dzień Owoców jutro do szkoły Mieszka ORAZ rozpoczęłam porządkowanie PRZED domem! Jutro ciąg dalszy, ale już dziś mogę WAM pokazać donice z cebulkami SZCZYPIORKU. Donic jest pięć i w każdej będzie mnóstwo szczypioru. Wywaliłam mech i wrzosy (dokładnie, to będą one zapełniać doły z tyłu domu, wykopane przez Bibi) i poutykałam w ziemi worek czerwonych cebulek. Jak widać spokojnie rozwijają się tam też truskawki…

Poszłabym na wagary, ale nie mam jak.

-Łucja

Pierwszy dzień wiosny! U Lilki w klasie jest czwórka dzieci, za to u Łucji w szkole dzisiaj zawody „Mam talent”. Nie te oryginalne, lecz takie wewnątrzszkolne i (UWAGA) Mati będzie śpiewał. U Mieszka dzisiaj uczniowie mieli mieć różne skarpetki i prawie o tym zapomnieliśmy (młody zmieniał jedną już w kurtce). Miałam się z Lilką zerwać z jej szkoły i pojechałybyśmy na saunę, lecz przypomniało mi się, że w środku dnia mam rehaba z Łucją i piękny plan runął. WIĘC pojechałam sobie na siłownię!

Ta na którą teraz chodzę jest raczej nieduża. Mało tam zajęć grupowych, ale ilość sprzętów jest wystarczająca. Sporo tam za to ludzi z własnymi trenerami personalnymi i mam pewne takie spostrzeżenie. Otóż są ci trenerzy piękni. Wysocy, muskularni, młodzi, lekko opaleni i z jakimś tatuażem. Świetnie ubrani i z doskonałymi włosami (często to ten bunny na czubku głowy). I gro osób fundujących sobie takie trenerskie wsparcie, to kobiety mniej więcej w moim wieku, lub młodsze, które CAŁY czas gadają. Nie są brzydkie, ale są niewyobrażalnie nudne. I przez te półtorej godziny opowiadają o swoich dzieciach, o tym jak ważne są numery jajek i jak dobrze sobie radzą z domem, chociaż mąż w ogóle NIE pomaga. Mówią o jak dobrze wychowały dzieci („Ja MAM tak dobrze, że NIE muszę w domu NIC robić, bo oni już są nauczeni”) i ten bidny, młody i bezdzietny trener odpowiada coś w stylu: Bo jesteś bardzo dobrą matką. I historia płynie dalej często poszerzona o dramatyczny wątek, że nie ma miejsc do zaparkowania pod przedszkolem albo, że jak syn w nocy miał biegunkę to w nocy NIE spała, dlatego nie ma za bardzo dziś siły. Z nudów ci kulturyści robią sobie barkami kółeczka i myślę sobie, że to jest NIEWIARYGODNIE trudna praca. Autentycznie i serio. Po ośmiu godzinach nurzania się takich tematach oni mają chyba ochotę walnąć głową w ścianę. Ja bym miała. Niżej ja z ZOO. Jak widać trochę za mocno przypakowaną mam górę… Och jak miło, tak móc o SOBIE powiedzieć 🙂

<><><>

  • Lil, jak Ci idzie czytanie Posłów Greckich? To na jutro, nie?
  • Tak. Przeczytałam.
  • I dobrze. Mało stron jakby nie było… I?
  • Nie podobało mi się, że Kochanowski miesza bogów greckich z rzymskimi. Jest Apollo i Venus. Powinna być Afrodyta, skoro to Grecja.

Lwie placki

Szłam rano i nagrywałam głosówkę gdy nagle COŚ dużego zaszeleściło w krzakach. Parę sekund na to patrzyłam i zaczęłam ponownie mówić. I znowu szelest. Na nagraniu słychać jak mówię: Coś dużego na mnie leci i chwilę później z krzaków wypadł SPORY lis. A za nim kolejny! Bibi zastygła, ten co wyleciał pognał w poprzek pól, a ten drugi wrócił w chaszcze. A Bibs ZA nim! Wypadła minutę później, a ja w tzw. międzyczasie przebudowałam grafik dnia. Miałam jechać po jakieś tam zaświadczenie i zakładałam, że manewr zajmie mi ze 3 h (tak było), ale od razu po tym pojechałam z psem do weta! ZASZCZEPIĆ, bo trochę te szczepienia zaniedbałam. JUŻ po, pies MNIE nienawidzi, bo zapach gabinetu wywołał histerię. I gadałyśmy o tym zapachu z dok, bo oni mają odświeżacze o zapachu drzewa sandałowego i ja mówię, że to dobre na gryzonie, a ona mi na to, że najlepsze na gryzonie (UWAGA) są odchody dużych drapieżnych zwierząt! Porozkładane gdzieś w miejscach newralgicznych, ale jedna klienta dzwoniła do ZOO, po kupę lwa (im większy ten mięsożerca tym lepiej) i na kupę LWA trzeba czekać AŻ miesiąc, bo takie zapotrzebowanie jest, a one aż TYLE nie robią!!! 🙂 Niezłe, nie? 🙂 Jakbyście jechali do Afryki to olejcie barwne etniczne tkaniny, tylko od razu ładujcie do walizek lwie placki!

CIEPŁO. Tydzień temu zabiłam na sobie pierwszego kleszcza (szedł), a w piątek jeden zakotwiczył już na psie. CZYLI muszę jeszcze ją czymś zabezpieczyć. Poza tym, ZA jasno. Budzę się o szóstej i tak myślę, że może spróbuję sypiać w opaskach na oczy? Co jeszcze… Wczoraj jak poszłam na spacer z psem po okolicy dziadkowych włości to wszędzie już ludzie porządkują ogródki. CHCĘ więc w tym tygodniu ZACZĄĆ i ja. Potrzebuję ze 3 worki ziemi, a do donic przed domem wsadzę cebulki szczypiorku. Chyba czas schować te najcieplejsze zimowe kurtki? Mieszko i ja dzisiaj zaczęliśmy sezon kamizelkowy.

W tym tygodniu mamy jednego lekarza z Łucją, Lilka ma ustawkę z dziadkami, z dziadkami chcę się zresztą umówić TEŻ ja. Jutro pierwszy dzień wiosny, LECZ Marzanny nie puszczamy (wrócimy do tradycji gdy będzie wypadać w dzień wolny) oraz dostałam esemesa, że jest już gotowy paszport Łucji.

15-ste! (lekko sfochowane ;)

Technicznie rzecz biorąc wielki dzień jest jutro, no ale tura pierwsza i w tym przypadku TRUDNO powiedzieć czy jeszcze jakieś będą, już dzisiaj! Na tygodniu zaplanowane jest zakupowe spotkanie z babcią, coś tam w prezencie jutro da starsza siostra, lecz część główna za NAMI!

Lilka, bo to o niej mowa, za kilka godzin kończy lat piętnaście! Patrzyłam ostatnio na Łucję, kiedy to się stało, że TAK mi dorośli, a tu już kolejne coraz większe! Chyba, jest trudniej niż z Łucją w tym wieku… Panna starsza była na okrągło i bez wzajemności zakochana i strasznie z tego powodu cierpiała. W tej kwestii mam spokój, za to cała reszta… No dobra, z Lilką mam chyba MNIEJSZE problemy z nauką, ale Łucja potrafiła/i potrafi walczyć o oceny, A Lilka gdy coś się nie uda, temat olewa. Ma swój niepowtarzalny styl, którego bazą są liczne piżamowe spodnie i sweterki. Jest otwarta na smaki i chętnie eksperymentuje z nowymi potrawami. Dość intensywnie dojrzewa i ciągle potrzebny jest, jakiś kolejny, ratujący cerę żel. Jest wspaniała, ale to co czasami podkreślam, NIEWIELE rzeczy przebiega u niej płynnie. JEŚLI chce kogoś zranić, to mówi bez zastanawiania i ZAWSZE trafia celnie. W obawy, niepewności i lęki. Jest inteligentna i niesprawiedliwa, ale gdy ma dobry humor, wszyscy wokół czują jej radość. Plany na życie i na siebie jej się zmieniają, ale są DUŻE. Gardzi większością ludzi, ale mam wrażenie, że za tą pogardą jest mała i niepewna dziewczynka… Mam też z nią pełen zakres nastoletnich wahań i humorów, lecz widzę w niej dużo siebie i chyba to wszystko rozumiem.

Dzisiaj do dziadków NIE pozwoliła wziąć aparatu i kilka, naprawdę byle jakich, zdjęć zostało zrobione komórką przez Mieszka. No ale był tort z malinami, rosół i klasyczne drugie danie, którym zawsze się ojadamy. No i niesłychanie ucieszył się na NASZ widok pies, który teraz śpi na kanapie OBOK mnie.

<><>

Dzieci w pociągu grały w państwa-miasta. Zabawę zaproponowała Łucja, wracaliśmy, pociąg był pusty i wszyscy do siebie pokrzykiwali. Są ŚWIETNI. Parę osób z innych siedzeń podsłuchiwało i wszyscy byli pod wrażeniem. Starszaki są w końcu na rozszerzeniu GEO, ale maluchy radziły sobie rewelacyjnie. „Miasto na N na świecie” Mieszko podał Nazareth, a przedmiot na P Mati wymienił PAL, Łucja zapytała go jaki pal? A on na to: taki słup. Kategorii było pięć: państwo, miasto w Polsce, miasto na świecie, przedmiot i imię. Ktoś liczył w głowie, a inna osoba mówiła STOP. Było już B/N/F/E/P (jeden z kolegów Mieszka podał Papuę Nową Gwineę bo za nie popularne nazwy punkty szły podwójnie, więc każdy wymyślał). Tym razem leciała litera S. SZŁO szybko, każdy po chwili namysłu miał swój zestaw i leciało równo:

  • Szwecja – Sri Lanka- Sierra Leone – Szwajcaria-Senegal
  • Szczecin-Szczecin- Sulejówek- Stalowa Wola- Szczecin
  • Sztokholm-Stambuł- Stambuł- San Marino-Seul
  • Samochód- Stół- Sukienka- Stolik- Samochód
  • Stefan -Sara-Sandra-Stanisław-SOBEL

I jedna z tych podsłuchujących babek ryknęła śmiechem 🙂 Włączyłam się, że może SEBASTIAN będzie lepszy? Btw. Sobel to taki gość co śpiewa.

Polując (WZROKIEM) na kapibary!

Tytuł atrakcji roku przypadł w 2022 łódzkiemu Orientarium. WOW. ALE to nic, bo w tym roku miejsce zdobyło nagrodę najlepszego miejsca w kwestii architektury i wypoczynku na ŚWIECIE (tu)! No cóż, wstyd się przyznać, LECZ nie byliśmy! Gdzieś tam migały mi informacje, że największy krokodyl w ogrodach zoologicznych to właśnie tam, albo, że urodziła się kolejna czerwona panda, a to gatunek zagrożony, lub, że tam można spotkać jedyne w Polsce niedźwiedzie malajskie (dziś je widzieliśmy!). Ach no i kusił podwodny tunel, którym szliśmy już we wrocławskim Afrykarium, ale TEN był chyba dłuższy!

Ekipę mieliśmy słuszną. Łucja z Matim TO, razem z moim dziećmi, JUŻ była czwórka, no a Mieszko zabrał swoich TRZECH kumpli, czyli MIAŁAM pod skrzydłami SIÓDEMKĘ. I da radę, bo tak naprawdę to już duże towarzystwo. Czasu było mało i NIE zdążyliśmy ani dotrzeć do Manufaktury, żeby podbić tam Lego paszporty, ani nawet nie zrobiliśmy sobie fotki pod słynnym muralem z Mandalorianem, co tylko jest KOLEJNYM dowodem na to, że do Łodzi warto jeździć częściej. Poruszaliśmy się pociągami i autobusami, bo dworzec na który przybyliśmy to Widzew, czyli po absolutnej przekątnej od centrum Łodzi niż zoo… UDAŁA nam się pogoda, ba… po parku chodziliśmy BEZ kurtek! No i na jedzenie się rozbiliśmy: chłopaki poszły na pizzę, zakochani to jakieś innej knajpki, a my z Lilką zakotwiczyłyśmy w miejscu serwującym kuchnię azjatycką.

Wybieg dla słoni. W całym obiekcie było BARDZO gorąco.
A to było zabawne. AKURAT dzisiaj można było zdobywać czekoladowe jajka (to już taki wstęp do Wielkanocy) i Łucja postanowiła JE zdobywać. Tyle, że czasem były zadania i w tym przypadku wykonała je dla siostry Liliana, bo Łucja przecież NIE może skakać, a Mati by się do worka na ziemniaki z doszytym króliczym ogonkiem NIE zmieścił!
To DWA krokodyle. Niżej TEN największy okaz w zoologicznym świecie.
To naprawdę bardzo ładny obiekt!
To wydry z góry. Wyjątkowo nam się podobały!
A to macie MARZENIE Łucji. Mati obiecał, że jej kiedyś kupi. PIRANIE. Można było włożyć rękę i one obgryzały naskórek. Szczypało, ale szło wytrzymać i to taki NATURALNY peeling…
Czerwone pandy. Po środku CAŁA rodzina
Ta papuga była wspaniała!
A ten jeżozwierz GDY zobaczył Lilkę to się ZJEŻYŁ! 😀
fragment małpiarni
Tunel. One są świetne takie tunele!
za Lilianą są żyrafy!!!
To TEŻ mi się bardzo podobało. w tych wielkich akwariach były pozatapiane różne rzeczy. Np. samolot.