I nigdy, prze­nigdy, nie prze­sta­waj marzyć. Ale bacz uważnie, czego sobie życzysz.

Don Kichot. Oraz: „A może największym szaleństwem jest bycie normalnym?

  • Matko, zrobiłaś mi śniadanie do łóżka?! – wykrzyknęła wczoraj rano Łucja.
  • Tak. Jednak jesteś moją córką. Kocham. – i postawiłam przed dzieckiem leżącym pod kołdrą talerz.

Panna jest przeładowana. Wstaje przed szóstą, do domu wraca o 19-stej, a czasem do 23-ciej się uczy. W piątek zasnęła w ubraniu. Mocno, więc odpuściłam budzenie, ale rano jak wstała to była w fatalnym stanie. Pognieciona, nie wypoczęta i z niezmytym makijażem… Dałam więc śniadanie, włożyłam do wanny i trochę zregenerowałam. Nie na długo, bo dziś zamiast na obiad do dziadków pojechała na randkę i JESZCZE (19:30) jej nie ma. No ale musi się to uczucie samo unormować, bo zewnętrznie NIC nie przyblokuję. Za to zabrałam ją wczoraj wieczorem do teatru!

Bo mamy ten nasz KULTURALNY marzec i dla panny najstarszej wybrałam: Człowieka z La Manchy. Bardzo nam się podobało. Było i o miłości, i o szaleństwie, a na koniec wyszli aktorzy z flagami Ukrainy z pogadanką do widzów (puentując okrzykiem: Slava Ukrainie!). Bo wszystkie teatry są w takim sojuszu z „kolegą po fachu”, chociaż Zelensky to chyba bardziej komik niż aktor teatralny i udostępniają swoje pomieszczenia uchodźcom. I jest to niesamowite. Zastanawiałam się JAK zakończy się pandemia, a ona zakończyła się wojną. I to ogromne wsparcie zjednoczyło ludzi ponad podziałami, które nas odsuwały od siebie przez ostatnie lata… Byliśmy np. w weekend przy dwukilometrowej ścianie z graffiti. I praktycznie wszystkie są zamalowane, a w ich miejscu są niebiesko-żółte murale: Stop The War/Peace, itd.

  • Łucja, czemu tak długo Cię nie było?
  • Bo, Lila, Mati był smutny, bo ortopeda powiedział mu, że futbol nie jest dla niego i powinien zmienić sport.
  • Ojej, to nie będziesz Anią Lewandowską. Smuteczek.