
- Szykuje nam się koszmarny tydzień, dzieciaki… – zapowiedziałam wczoraj wieczorem– W poniedziałek odczulanie i to badanie do pracy, we wtorek dentysta, w środę mam szkolenie, radę i spotkania z rodzicami, więc w domu mnie nie będzie ze 13 godzin, na piątek Lilka umówiła się z babcią…
- W poniedziałek na 18-stą masz zebranie w mojej szkole.
- Nie idę, Łucja. Stopnie masz, okej, to nie ma sensu.
- Ale musisz, bo to chodzi o Zieloną Szkołę.
- Nie możesz powiedzieć, że matka się upiła, czy coś? Jakoś mnie wytłumaczyć?
- Masz iść. I jeszcze mój bilet sieciowy jest ważny do środy…
No więc poszłam i WCALE nie musiałam iść. Rzeczywiście jadą na Zieloną Szkołę i będą pływali na jachtach. Ale a) ja na WSZYSTKO się zgadzam b)do szału doprowadzają mnie pytania w stylu: ILE kieszonkowego? Na więcej zebrań do Łucji NIE idę, a tydzień szykuje nam się strasznie. Jakby nie było podziałek już za nami! Dziś miałam ostatnie odczulanie, w maju (w okresie najwyższego pylenia traw) mam się stawić na testy i udało mi się też ogarnąć jedno zaległe pracowe badanie lekarskie. Samonaprawił się czajnik, za to znowu zapchał się zlew. Kurier dostarczył nowy router, ale ponieważ jest jakaś zewnętrzna antena, to chyba nie będę zgrywać kozaka i po prostu zamówię ekipę do montażu. Bilet na komunikację Łucja ma ogarnąć sama i na dodatek jutro rano wyprowadzi Bibs, dzięki czemu skoczę na rynek.
Wyżej poranny Mieszko jadący do szkoły na rowerze w ulubionej bluzie (Naruto), niżej Lilka SPRZED dokładnie pięciu lat! Ależ to było wszystko prostsze!!!
