Rynek: ziemniaki, kalafior, cebula i śliwki!

Łucja dostała się do Erasmusa! Super! I WCALE nie było to takie pewne. Rozmowa kwalifikacyjna była przeprowadzana przez trzy osoby. Dwóch nativów i panią od angielskiego. I panna się strasznie spięła. Tak, że nie była w stanie mówić. Moja to wina, to JA potrafię tak napiąć i nakręcić, że presja jest za duża. Bardzo słabo jej poszły randomowe sytuacje. Ćwiczyłyśmy w domu co by było gdyby: się zgubiła w obcym mieście/dostała do jedzenia coś czego nie lubi… A wyciągnęła taką, że znalazła na korytarzu 100 euro. I co z tym zrobi? Nie dość, że powiedziała, że weźmie (zamiast znaleźć os. dorosłą, która poszuka właściciela) to jeszcze nie była w stanie sobie przypomnieć jak jest 100 po angielsku… Wróciła więc do domu z miną, że to koniec i poległa, i wszyscy aplikujący z klasy byli lepsi… Panna ma np. kolegę, który był w słabszej grupie z angielskim, ale on przesiedział dwa miesiące wakacji w szkole językowej na Malcie i mówi bardzo dobrze! Klasa Łucji wypadła bardzo dobrze, ale na szczęście w programie biorą udział trzy klasy i się załapała! Rozmawiałam z panią od angielskiego i ona powiedziała, że sporo uczniów było zdenerwowanych. Cieszymy się, wyjazd, do Estonii, ma w kwietniu – na pewno nie na naszą Wielkanoc i na pewno nie tydzień później, bo w projekcie biorą też udział dzieciaki z Macedonii, a tam Wielkanoc jest prawosławna i to będzie w tym ostatnim tygodniu kwietnia. Czyli pewnie gdzieś pomiędzy 1 a 14 kwietnia.

<>

I spotkałam znajomą. Macie takie osoby, przy których zawsze czujecie się gorsi? Ja mam takich kilka… TA to taka babka, która jest wspaniała. Jest wspaniale ubrana, ma zmarszczki od śmiechu w kącikach oczu (morze adoratorów, chociaż jest ode mnie starsza) i mistrzowski poziom organizacji dnia. Zaparkowałam na parkingu, zobaczyłam ją i zawołałam:

  • O, niby taka elegancka, a na zakupy do Lidla!
  • Nieee, ja tam – i machnęła głową na drogerię…
  • Dobra, dobra 😉
  • Wszystko musimy same ogarniać, nie? Zapalił mi się olej, jutro mam wymianę, ale pojechałam do mechanika i mówię: Panie, nalej mi pół szklanki, bo boję się po tusz do Rossmana pojechać!

I chwilę pogadałyśmy. Weszłam do domu z dołem, że niektórzy potrafią. I dom ogarnięty, i praca, i dziecko, i wygląd i jeszcze takie pozytywne podejście… Aaale, ponieważ od narzekania psuje się (podobno) mózg, doszłam do wniosku, że JA po prostu MAM trudne warunki!

SCENKA I. Widać piętrzące się jabłko-gruszki, słoik nutelli, kocią karmę NA STOLE (bo z podłogi wyjada pies), ścierkę bo co chwila ktoś dzwoni i muszę wytrzeć ręce. Chwilę wcześniej wróciłam z rynku, więc w koszykach pod stołem choas. Mamy miskę z pigwą i po środku powinnam BYĆ ja. Jest Bibi siłująca się z Klarensem:

SCENKA II. Zestresowana Miaustra. Ona nie rozumie tego siłowania się całej ekipy i dostała właśnie MASELNICZKĘ (wiem, to niehigieniczne), bo lizanie masła ją uspokaja. Na środku moje klapki, bo w nich wychodzę do ogródka oraz woda z plecaka szkolnego. Odstęp czasowy pomiędzy kadrem I i II – 5 sekund.