Od dawna się zastanawiam, jakie są najmocniejsze cechy moich dzieci. Łucja jakoś katastrofalnie wypada na zajęciach z przygotowania zawodowego, jakie teraz są w szkołach. Robią tam głównie testy mające pomóc określić przyszły kierunek dziecka i ona zdobywa w nich 30% (nie wiem co tam jest sprawdzane) Nie martwi mnie to, brak jednoznacznej specjalizacji postrzegam nawet jako zaletę. Łucji supermocą są jej ponadprzeciętne umiejętności adaptacyjne. Ona nie tylko błyskawicznie odnajduje się w nowej sytuacji i środowisku, ale wręcz uwielbia te momenty przejścia. Lilka jest jak wiadomo, ogólnie, nerdem i geniuszem. A z Mieszkiem nie wiedziałam… On NIE jest sportowy. Cisnę to karate i bieganie, ale najchętniej zaszywa się z Lilką. I na sobotnim seansie z Yeti miałam przebłysk. Otóż jest w tym filmie (który jest b.fajny – siłowałam się z dziećmi, że może jednak na Edisona i Bitwę o prąd, ale się uparły na Yeti) moment, gdy bohaterowie lecą na chmurach. Chmury, jak chmury. Ja siedziałam koło młodego i on do mnie mówi: Oni lecą na złotych karpiach. Fakt! To były karpie!!! Oniemiałam: Ale niesamowicie to zauważyłeś!!! A on mi na to: Złote karpie to znak cesarzy i symbol wytrwałości. Tylko one pasują. WOW!! Mam więc supermoc Mieszka namierzoną! Gość jest mega wrażliwy i super czuły! Może to nie jest cecha wymarzona dla chłopca, ale czasem warto mieć coś, co jest właśnie nietypowe, bo to mu da przewagę! 🙂
I wiosna w środku jesieni. Cztery lata temu było tak zimno, że nie mogąc się dogrzać, zapakowaliśmy się auta i pojechaliśmy na pierniki do Torunia 🙂 A teraz lato takie, że towarzystwo nie chce mi wracać do domu. Łucja z koleżankami jeżdżą gdzieś komunikacją publiczną (a to do maka, a to gdzieś na lepszą kawę), Lilka randkuje ze swoją przyjaciółką Mają, a i Mieszko daje się wypchnąć z psem na spacer!



