wypis

Odebrana! Pożegnaniom nie było końca, cały oddział dostał słodycze i PIGUŁY z wróżbą, a pierwsze co panna zrobiła po wejściu do auta, to był telefon do dziewczyn z pokoju!!! W sumie, należy patrzeć na to jak na duży sukces, bo szpitale SĄ obrzydliwe. W pokojach mieszka po kilka osób, łazienki są wspólne i daleko NIE doskonałe, harmonogram dnia jest przeciążony i monotonny, a karmią byle jak. Lecz Łucja LUBI jeździć do sanatorium i chce tam wracać. Mało tego, podoba się jej, że za każdym razem wpada w inne towarzystwo (to był już czwarty raz) i poznaje nowe osoby. Skrzywienie się zmniejszyło. Fizjoterapeuci z którymi rozmawiałam dzielą sobie kręgosłup dzielą na różne odcinki i poprawa u Łucji, jest w każdym jego miejscu. Tam gdzie było najsilniejsze skrzywienie jest z 12 na 10%. Niemniej jednak mamy skierowanie na kolejny gorset. Po uzyskaniu wypisu i wyrejestrowaniu jej z sanatoryjnej szkoły, byłyśmy już w pracowni protetycznej i zamówiłyśmy kolejny.

Wynika z tego lawina rzeczy, które muszę ogarnąć. Jutro jadę do wojewódzkiej placówki zajmującej się papierkologią, żeby uzyskać dofinansowanie do tej plastikowej zabawki. To jest po prostu drogie, materiały sprowadzane są z Hiszpanii, tym razem panna wybrała sobie gorset z wzorem (pierwszy był biały), no a z porzedniego razu pamiętam, że spędziłam tam w kolejce wiele godzin… A w przyszłym tygodniu mamy odbiór i wtedy jedziemy jeszcze na chwilę do szpitala na przymiarkę. Wybrałyśmy środę, bo wtedy plan lekcji jest trochę luźniejszy. Lilka rano brzęczała, że chce do dentysty, bo dawno NIE była, ale TO podobnie, jak mojego fryzjera, przesuwam na przyszły tydzień!

<><>

  • Łucz, korzystając z tego, że jesteśmy same, przygotujmy Cię na rozmowę do Erasmusa, bo pani pewnie Cię łapać zaraz jak się tylko pojawisz w szkole.
  • Dobrze. Otworzę e-dziennik, żeby zobaczyć, o czym to będzie…. Przedstaw się.
  • What’s Your name?
  • Łucja. Wystarczy? Czy My name is Łucja?
  • Dawaj pełne formy, to zawsze lepiej brzmi.
  • Opowiedz o rodzinie, hobby, swoim mieście i kraju.
  • Rodzinę przygotuj w klasycznej wersji. To nawet po polsku jest trudne to wytłumaczenia.
  • My dad works in the office. Co tata robi w tym biurze?
  • Za dobrze nie wiem, ale powiedz, że pracuje w ubezpieczeniach, chociaż chyba już nie pracuje, bo to trudne słowo i zaprocentujesz. Insurence. A to hobby?
  • Może oglądanie seriali?
  • Brzmi dobrze. Ale, żeby nie było tak ogólnie, to podaj jakiś tytuł. Co teraz oglądasz?
  • Jane the Virgin?
  • Wymień coś innego. Może 13 powodów?

Lubię wolno chodzić z nożem po lesie…

Musicie uwierzyć, że zdjęcie jest przypadkowe! Aparat przejął Mieszko i on cykał na oślep… I MNIE przyłapał!

<>

Wszyscy i wszędzie o tych grzybach. Wczoraj na parkrunie jedna dziewczyna opowiadała:

  • Szłam i widziałam piękne sowy. A mój chłopak lubi. Ale pomyślałam, że później zerwę, żeby mi się nie połamały. I już ich nie znalazłam!!!

A ponieważ NIKT nie zrozumiał, wyjaśniała: Wy na NIE mówicie kanie. U nas mówimy sowy. Bo ona jest z Zielonej Góry. Grzyby, grzyby, grzyby…. Dziś pojechaliśmy i MY!!! Wynalazłam taki las, który mi się ZAWSZE podobał, gdy obok niego jechałam. I TAM też pojechaliśmy. W sumie, to miało być inne miejsce, jakąś godzinę od nas, ale dzieci tak zaczęły znosić jajo, że zjechałam jakiś kwadrans wcześniej. I GRZYBY BYŁY!!! Same malutkie, przy drodze sprzedawali zbieracze, ale ONI to pewnie zbierali wczoraj, a te co MY znaleźliśmy, to wyrosły przez noc. Wszystkie zdrowe i ładne. I były takie polanki, gdzie się kucało i cięło. Także, znaleźliśmy NASZĄ grzybową miejscówkę.

Towarzystwu sił starczyło na godzinę (Łucja znalazła największego grzyba i drugiego z borowików), Mieszko też był niezły (kazałam mu szukać, bo to dobre ćwiczenie na wzrok, o który musimy dbać), a Lilka była wybitna. Bibi robiła maratony biegowe krążąc wokół nas i wykopując doły głębsze niż dziki :)) Po godzinie Łucja z Mieszkiem się położyli, że ONI już nigdzie nie idą. Poszłam więc z Lilą, że wrócimy jak uzbieramy 20 grzybów. W 10 minut miałyśmy prawie 30 :)) więc wróciłyśmy i po półtorej godzinie leśnych inhalacji ruszyliśmy w drogę do domu!

Grzyby zamrażam. Zrobiłam sos na dziś i jutro, a resztę umyłam, sparzyłam i zamrażam. Rok temu tak właśnie zrobiłam i przydawały mi się, więc patent powtarzam!

Ja z Lilką
Największy znaleziony grzyb, tuż przy butach Łucji.
Tu widać jak Bibułce się od-szlachetnia ogon :/ Coraz bardziej powywijany!!
To chyba Łucja robiła fotkę w stylu „insta” 😉
MY dalej NIE idziemy!!!
Ruszamy z przetwórstwem!

Szczęśliwego 5773!

Siedziałam wczoraj wieczorem, odebrałam kilka telefonów, które zaczynam od słów: Jeżeli mi coś powiesz o kwiecie wieku, albo wieku dojrzałym, to się rozłączę i zajęłam się planowaniem nadchodzących dni. Łuczy nie było, Lilka nocowała u koleżanki, a Mieszko oglądał w tv jutuba i kanał z kolejnym idolem (mistrzem mindcrafta). NIE udało mi się zapisać dzieci na jeden bieg bo coś wykrzaczało stronę zapisów, zaklepałam nam atrakcje na 14-go (to dzień wolny i wcale nie ma dużo miejsc w fajne miejsca, czyli sporo rodziców pomyślała tak jak ja), no i wynalazłam nam coś na dziś!

Wystawa była dla mniejszych dzieci, ale lada moment się kończy i chciałam ją zobaczyć. Jej celem było przybliżenie sztuki. Wszystko można było dotknąć, przesunąć i powąchać. Przestawić i poodczuwać. W sali z muzyką wibrowała podłoga, więc trzeba było się na niej położyć. W korytarzu z gąbkowymi naroślami, każda gąbka miała inny zapach, budowało się łódki z papieru i trzeba było je przegonić na bezludną wyspę pośrodku basenu. Potem jeszcze pojechaliśmy na donaty i był to bardzo udany dzień!


<><>

A o co chodzi z tym 5573? Dziś Hebrajczycy świętują Nowy Rok! Niespecjalnie się przejmują kalendarzem żydowskim, ale dzisiejsze wydarzenie zaczyna to cały ciąg obchodów i świąt. Dopiero kończą się wakacje, a rok akademicki rusza dopiero za miesiąc. Siedzę w tych „Naszych Chłopcach” i ten serial jest naprawdę świetny. Są przystojni aktorzy (żaden tam lipny Prince Charming, który straszył główną rolą w Turbulencjach), jest dobry temat, jest słynny wywiad Izreala, który budzi podziw nawet Amerykanów i dużo prawdziwych emocji :0

27.09

Równo 45 lat temu, też zresztą w piątek, na południu Polski, w osiedlu fabrycznym jedna kobieta doszła do wniosku, że to DZIŚ. Umyła włosy, zwymiotowała i obudziła męża. „Krzysiu, chyba się zaczęło!”. Młody mąż wpadł w panikę, bo to było ich pierwsze dziecko i wymyślił, że biegnie po taksówkę! Lecz ona powiedziała NIE, bo w samochodzie będzie jej niedobrze. Poszła więc do szpitala na piechotę. Gugiel map pokazuje mi, że przeszła jakieś 2 km. Było wcześnie rano, ludzie ustawiali się w kolejce do sklepu, a ona szła. Weszła do szpitala i urodziła dziewczynkę. Później się okazało, że w tych emocjach młody tato zatrząsną drzwi i nie wziął klucza.

Zastanawiałam się czy świętować. Jest taki ciężar, że przeleciały kolejne lata i to już nie jest 28… Pamiętacie moją rozpacz chwilę przed 40-stką, gdy odkryłam, że Crystal z Dynastii miała 39 lat?? Wszyscy ją pamiętamy jako STARĄ. A to nawet nie było 40-ści!!! Ale doszłam do wniosku, że się przyznam, żebyście wiedzieli, że z TU też jest życie (tak zacytuję Łucję). I pomijając tą przytłaczającą cyfrę, to moje życie jest W TYM WIEKU, całkiem przyjemne.

Miałam taką pogadankę z exem przy tym remoncie poddasza, co to go razem latem robiliśmy. I on zaczął wątek, że nie do końca jest mu z tym dobrze, że TAK się potoczyło i w jakiś tam sposób było TO wobec mnie nie fair. I odpowiedziałam mu coś, czego jestem pewno 100%-wo – Łukson, nasz rozwód to była jedna z lepszych rzeczy jakie mnie spotkały. Nie było by mnie tu gdzie jestem, gdyby się tak nie potoczyło. On oczywiście mocno się na to oburzył… Że to tak, jakby on mnie ograniczał! LECZ NIE ograniczał! Ale człowiek jest tak skonstruowany, że jak z kimś jest, to tej drugiej osobie poświęca bardzo dużo uwagi. Często więcej niż samemu sobie. I to była właśnie ta sytuacja.

Czy jakiś prezent sobie szykuję? TAK!!! Marzyłam o hulajnodze (to marzenie było już pięć lat temu), nowym materacu i nowym obiektywie. I nie będzie to NIC z tego 🙂 Wszystko przesuwam na później. Materac może kupię sobie na Walentynki? Hulajnogę w lecie, a obiektyw za rok??? Co TYM razem będzie zdradzę później 🙂 A dziś mam dla WAS prezent. To słowo. Trafiłam na nie rano i bardzo mi się spodobało. SAPIOSEXUAL – czyli uważający inteligencję za najbardziej atrakcyjną cechę 🙂

<><>

I jeszcze. JESIEŃ to moja ulubiona pora roku. Trafiłam ostatnio na bekę zdjęć z Instagrama. Hasztag jesień. Że podstawa to sterta liści i szyszek na czystej podłodze. Albo kominek i rozmarzony wzrok w miejsce, gdzie powinna być książka. Kocyk i gorący kubek z zawartością tak parującą, że powinna Cię poparzyć. Ja dziś na poranny spacer z Bibi wzięłam aparat. Bo jest naprawdę pięknie. A, i cieszę się, że mam psa. Pewnie będę narzekać w listopadzie, ale uwielbiam te nasze spacery o poranku.


W tych zielonych zawsze jest KĄPIEL. Liście są mokre i ona wyłazi z nich, po tym szalonym biegu, mokra.

Rutyna

Liliana rozpoczęła wolontariat. Nie wiem dokładnie ile tych godzin musi odbębnić, ale dostatnie za to dodatkowe punkty przy egzaminach do ogólniaka. Łucja pewnie dostanie druczek gdy wróci do szkoły (mam nadzieję). Punkty można zbierać od szóstej klasy, ale w ubiegłym roku my to przegapiliśmy… Natomiast Lilka DZIŚ była u Mieszka w szkole. To w sumie ta sama szkoła, ale klasy 1-3 są w innym budynku i Lila zgłosiła się do opieki nad dziećmi na świetlicy. Dziś bawiła się z nimi na placu zabaw, ale ma w planach robić z nimi odrabnianki.

Bardzo to pozytywne, a w tym pedagogicznym szale panna zażyczyła sobie, bym w KOŃCU, kupiła podręcznik do angielskiego dla Mieszka. Zamówiony! Razem z nim ćwiczenia do religii, które okazały się konieczne i Dziady dla Łucji. Znajoma mi to podpowiedziała i jak weszłam na stronę mojej księgarni i odkryłam, że rzeczywiście kosztuje to 7 zeta, TO pomyślałam, że niech mają własną wersję. Zawsze to nie ma problemu, że trzeba już oddać do biblioteki i przyda się, jak wiadomo parokrotnie. Z książką do angielskiego był problem, bo kontynuacji tego co miał rok temu na zajęciach z siostrą, NIE było, wiec Lilka przejrzała podręczniki do klas drugich i wybrała CO chce! Już dziś robią RAZEM powtórkę materiału ubiegłorocznego i mam nadzieję, że na poniedziałek nowy podręcznik będzie!

<>

Żeby nie było tak idealnie, złamał mi się wieszak na ubrania. Taki drewniany, gięty, solidny. Wiedziałam, że prawem serii coś łupnie. Poszła szatkownica na owoce i warzywa, czyli jeszcze coś musiało być. No i złamał się wieszak. W pół. W pierwszej chwili pomyślałam: NIE. NIE będę znowu Adamem Słodowym i nie naprawiam. Kupię nowy. Ale NIE MA. Patrzyłam w necie i po sklepach i nie ma. Są jakieś metalowe, które tego obciążenia, co ja serwuję, nie wytrzymają. Przez chwilę miałam szalony pomysł, że wyniosę z Gops-u (Gminny Mops), bo tam taki w korytarzu stoi, ale poddałam sprawę i będę Adamem Słodowym. JEDNAK. Znowu. Cd. wątku nastąpi…

Na szkolnej wycieczce śmiejąc się z żartów przewodnika połkniesz owocówkę.

Bibi wczoraj coś zeżarła. A potem się w tym wytarzała. Albo na odwrót. Nieważne. To był ten moment, kiedy pomyślałam, że życie z kotem jest ŁATWIEJSZE. PSA śmierdziała tak, że trudno to było wytrzymać, a JEJ żołądek wariuje jeszcze dziś. Wczoraj wieczorem wsadziłam ją do wanny, bo doszłam do wniosku, że przeczesanie na mokro nic nie dało. Foch był straszny później. Nie tyle o wodę, co o mydełko… Ale zapach trzyma CAŁY CZAS mocno :/ Dziś dałam jej gnata do jedzenia, żeby trochę przegłodzić takie podrażnione jelita. Miałam specjalną kość z szynki parmeńskiej i sprawiła jej duużą przyjemność. Zakopywała w ogródku, odkopywała, podrzucała i cały dzień wokół niej. Wieczorem wychodziłam na chwilę z maluchami i ona leżała w ogródku na plecach unosząc tę kość do góry. WYMKNĘLIŚMY się, korzystając z tego, że nas nie widzi…

No a potem wróciliśmy. I ona zbiegła z tą kością gdzieś z góry… Aż się boję wejść do sypialni, w którym to łóżku ta zapiaszczona kość była obgryzana… ://

<>

Szykujemy się powoli do końca sanatoryjnej laby Łucji. Nie miała w tym roku takiej ekipy jak rok temu, że byli nierozłączni, a po powrocie do domu były łzy. Ale mocno się zżyła z całym oddziałem i te emocje i rozgrywki na piętrze są dość intensywne. Dziś szykowałyśmy prezent na wyjście. To coś CO kupiłam jeszcze przed wakacjami z myślą o sanatorium. Od my frienda. Takie kapsułki, które w środku mają karteczkę z obrączką. Trochę lekarskie, trochę creepy, ale do sanatorium jak znalazł. Do środka MY włożymy sanatoryjne wróżby, które dziś z Łucją (telefonicznie) dopracowywałyśmy. I wychodząc w TEN poniedziałek każdy z oddziału dostanie cukierka i KAPSUŁKĘ z wróżbą. Lili to się bardzo podoba i JUŻ TEŻ zamówiła sobie takie na Andrzejki – do szkoły! Kosztuje to dolara, więc też sobie nie żałujcie 😉 Ja właśnie wycinam „klątwy”, roluję i wkładam. A potem się wyjaśni: kto w nocy połknie pająka, kogo odwiedzi jego klasa, lecz utknie w korku i przyjedzie jak on już będzie w piżamie, a przed czyim pokojem w nocy zrobi się lodowisko…

Bohaterstwo nie polega na sile, lecz na podejmowanych decyzjach

kreskówka dla dzieci, ta o trzech misiach, gdzie występuje Lodomir

Suszone jabłka wyszły średnio, a na dodatek rozwaliłam maszynę do szatkowania. :/ Zrobiłam więc słój jabłek na szarlotkę i więcej NIE robię. Jabłka stoją w kartonie przed domem, nic im nie jest, w tym chłodzie nie przejrzewają i będę je stopniowo/na bieżąco zużywać. W sumie to schodzą nam dość szybko. A rano zadzwoniła Łucja:

  • Mamo, a czy ja mogę zostać na weekend w sanatorium?
  • Ale dlaczego? Tak samolubnie powiem: Ja się stęskniłam!!!
  • Tak, ale TU też jest życie.

Także takie buty. Dziecko mi nie chce wracać do domu :/ A ja kupując mięso dla psa, wpadłam na panią od angielskiego Łucji i w przyszłym tygodniu zrobi pannie egzamin na wyjazd. Powinnam ją jednak przywieźć to się pouczymy… Szykujemy też specjalny prezent dla dzieciaków z sanatorium 🙂

<>

A -> i po serii serialowych niewypałów chyba nareszcie coś znalazłam. Turbulencje mi się nie podobały ze względu na aktorów (to takie Losty), Temple mnie irytował, Sukcesja to taka Dynastia i może wrócę, ale pierwsze wrażenie słabe. No i dziś rozpoczęłam Naszych chłopców, czyli o początkach konfliktu w Gazie. Brzmi ciężko, ale ogląda się bardzo dobrze! Przybysze są doskonali, ale to oglądam z Łucją i MUSZĘ zaczekać, aż do mnie wróci…

I ruszam z tymi jabłkami!

Rozpoczynamy ostatni tydzień Łucji w sanatorium! Jak zwykle zleciało błyskawicznie, rzutem na taśmę w czwartek, na odwiedziny, chcą wpaść do niej dziadki, a w kolejny weekend kupujemy cukierki na pożegnanie ekipy. Ten ukochany z pierwszych dwóch tygodni wyjechał bez słowa (panna akurat miała rozciąganie i NIE zdążyli się zobaczyć), ale jest już kolejna sympatia. Równie platoniczna i emocjonująca… Wypis panny równo za tydzień!

Maluchy korzystają z tego okresu najbardziej jak się da. Mieszko robi wszystko z Lilą i NAWET śpi w łóżku Łucji, żeby być bliżej siostry. No i wymyślają jedzenie, bo przy Łucji nie wszystko przejdzie, bo jedzenie ma czasem ZAPACH. Wkleję Wam dialog z piątku:

  • Lilciu, co dziś na obiad? Może coś bezmięsnego? Bo wczoraj były kotleciki. Masz ochotę na naleśniki?
  • Nie. Obiad na słodko się nie liczy. Nie lubię. Może kaczuszkę?

🙂

<><>

Dzień zaległości. Sklep jeden (woda, chleb i kabanosy), sklep drugi (oliwa, banany) punkt odbioru gabarytów (finał porządków przed domem), Łucja (rzeczy na kolejny tydzień)…. i zaraz wrócą maluchy… Zaległa foteczka z sobotniego biegania. Znowu mam siano na głowie :/ Fryzjer w październiku obowiązkowy! Do setniego parkrunu zostało mi jeszcze 50 biegów i wtedy też będę mieć TAKĄ koszulkę! 😀

O, jak dawno, NIKT się tak nie cieszył na mój widok!

-sąsiadka porządkująca róże, która na chwilę kucnęła i zaatakowała ją Bibi

Cały tydzień czekałam na taką pogodę! W końcu MOGŁAM wsadzić do donicy wrzosy kupione w ubiegłym tygodniu i zasadzić cebulki. Uporządkowałam przestrzeń przed domem, wywiozłam dwa rowery do dziadków (na tym Łucji jeżdżę na wtorkowe treningi na boisku szkolnym, więc jeszcze został) i sporo przycięłam. Z tyłu domu nasadzenia za chwilę. Czekam aż przyjadą dzieci, bo Bibi za cel honoru postawiła sobie wykopać wszystko co ja akurat sadzę, a one ją zabiorą na pół godzinny spacer… DZIECI też miały eko weekend! Pojechały do takiego starego sadu, gdzie SAMODZIELNIE zbiera się jabłka. Owoce są niepryskane, więc sporo robaczywek i chwilę to zbieranie trwa. Jabłko z każdego drzewa można ugryźć i jak nie smakuje to rzuca się jej pod drzewo. Na koniec niesie się to się uzbierało i właściciel sadu to waży i wtedy się za to płaci 🙂 Bardzo fajny pomysł, dzieci uzbierały 17 kg jabłek i 10 kg gruszek. Nie wszystko jest oczywiście dla mnie, ale i tak mam bardzo dużo! Szarlotka już zrobiona (połowę zawiozłam dziadkom), a resztę chcę USUSZYĆ. Wczoraj przeglądałam przepisy w necie, w sumie to przydała by mi się suszarka, ale skoro pomidory już wyjechały z piekarnika, to może je tam po prostu wrzucę?

Mieszko „nadrzewny”, Lilka naziemna z KARTONEM.

<><>

Grzebię w tej ziemi, podsypuję korą, wyrywam chwasty i wsadzam cebulki… Bibi krąży po osiedlu. Co jakiś czas idę jej poszukać, czasem przychodzi z kimś, a czasem ktoś przychodzi i zagaduje. Przyszła sąsiadka (inna niż ta z tytułu wpisu).

  • Co tam słychać Justynka?
  • Dobrze. Tak się cieszę, że dziś nie pada, bo mogę to uporządkować.
  • Ładne te wrzosy, też muszę zasadzić, bo donice puste.
  • Ja co roku się zastanawiam czy wrzosy, czy te kule chryzantem, ale te mi się tak spodobały, a one też do listopada postoją…
  • Coś ostatnio mnie kręgosłup boli.
  • Może Cie gdzieś przewiało? Starzejemy się 🙂 Ja to już nawet mam taki tok myślenia emeryckiego, żeby tylko było zdrowie, z resztą damy sobie radę.
  • To prawda. Zdrowie jest najważniejsze. Nie dokuczają Ci hemoroidy?
  • Jak tak posiedzę 12 godzin to pewnie tak.
  • Każda kobieta po ciąży ma z tym problem. Co z tym zrobić? Wiesz, do czego mogą doprowadzić nieleczone?
  • Podobno, najniższy procent tego schorzenia mają geje…
  • Ty to masz pomysły. To nie dla mnie.
  • Twój wybór. Pogadaj może z mężem?
  • Idę od Ciebie.

🙂 I tym przebiegłym sposobem ryłam sobie dalej w ziemi samotnie :DDD

Ramówka kulturalna

2019 jest Rokiem Odzyskania Niepodległości. Odpuszczam w tym bieg na 11 listopada, chociaż kondycja nie jest zła, a to może być naprawdę wyjątkowa edycja… Ale od wątku niepodległościowego trudno uciec… Mamy szum wokół klimatu, więc tematy wojenne trzymają się dobrze. Dziś o dwóch wystawach. Jedna była O TYM jak straszna jest wojna. I-sza światowa zakończyła się ponad 100 lat temu, a Ci którzy pamiętają II-gą odchodzą coraz szybciej… JAK przekazać kolejnym pokoleniom, że był to czas straszny i do którego nie wolno wrócić? Najmocniejszym dziełem mówiącym o wojnie jest Guernica Picassa. Btw. widziałam prawdziwą w Madrycie, a tę dzisiejszą stworzył polski artysta w latach ’60 na Światowe Dni Młodzieży. Kopia/płótno sygnowane przez Picassa wisi również w siedzibie ONZ i jest tłem to wszystkich najważniejszych publicznych wystąpień pokojowych. Co więcej, bardzo wielu twórców się właśnie do tej pracy odwołuje. Picasso stworzył ją na zamówienie, ale pod wpływem informacji o bombardowaniu baskijskiej wioski. Praca w takiej formie by nie powstała gdyby nie jego ówczesna partnerka i aktywistka, która zresztą fotografowała każdy etap pracy i były symbole, które przemalował (komunistyczną pięść z kłosem). Niesamowite są kolaże, które powstawały w latach ’60. Połączenie gazetek high-lifowych ze zdjeciami z Iraku. Mix fotek macie UP.

Natomiast ta druga wystawa, była o Amerykanach w Polsce. Bo lubimy myśleć, że MY to jesteśmy tacy samowystarczalni i nikt nam nie pomagał, ale ONI naprawdę zrobili bardzo dużo. Były Szare Samarytanki, czyli wykwalifikowane pielęgniarki (często jedynymi z przygotowaniem medycznym na bardzo dużym obszarze), była ogromna pomoc finansowa, którą zorganizował Hoover (Amerykanie go nienawidzili, to za jego czasów był wielki kryzys, ale dla NAS on zrobił niewiarygodnie dużo), a gdy zdali sobie sprawę, że bez nich ta pomoc utknie w stolicy, przysłali swoich ludzi, by ratować cały kraj. Nie było dróg, słynna podróż cadillakami do Kijowa zapadała się w błoto, tworzyli szkoły, przychodnie i sierocińce. Ambasador USA wynajął od hrabiego Potockiego willę i siedział na miejscu w tym dzikim kraju. Wpuścił tu reporterów, dzięki którym świat się dowiedział, że Niemcy zaatakowali Polskę, bo przecież nikt w to nie wierzył. Gość, który nas oprowadzał, mówił, że materiały do których dotarł są nigdzie niedostępne. On zdobył je pożyczając od Instytutu Hoovera, ale są tylko tu i teraz. Podeszłam do niego po wystawie i chwilę pogadaliśmy, bo mnie np. ciekawi Zimna Wojna. Kiedy to się stało, że dwa kraje tak się nakręciły, że nienawidziły się przez ponad pół wieku?? I to tak, że wszytko można było przepchnąć, bo jeśli MY tego nie zrobimy, to zrobią to ci DRUDZY. I on powiedział, że zaczęło się to w Jałcie.

Potem zaaferowana opowiadałam to przez telefon Lutce.

  • Nie kupuję jak wiesz, publikacji wystawowych, ale tym razem kupiłam, bo są tam te materiały z wystawy i to może nawet się dzieciom na historię przyda?
  • Bardzo możliwe.
  • Podeszłam jeszcze potem z tą książką do tego gościa i chwilę pogadaliśmy i on mówi, że przecież nie chciałabym mieszkać w Moskwie, a ja mu na to, że Moskwa to takie moje miasto. Mogłabym tak pół roku, co roku, mieszkać. A drugie pół w Rzymie. Dość był tym wyznaniem poruszony i nawet o tym w dedykacji wspomniał.
  • A jak on się nazywał?
  • Nie wiem. Ale podpisał się. Czekaj, czekaj…. Jan-Roman Potocki.

🙂 Także taki mam autograf!

Rzym, Moskwa i Nowy Jork. Każdy z tych narodów aspiruje do zabierania głosu w imieniu całej ludzkości! 🙂