Udało mi się namówić Łucję, żeby zrezygnowała z zajęć dodatkowych, które odbywają się w czwartek rano… Teraz zaczęli bloczek dziesięciu lekcji WOS-u (wcześniej mieli geografię), mają na tych zajęciach debaty, no ale jeśli panna chce dotrzeć na nie, TO ma pobudkę o piątej. Jeżeli je odpuści wstaje o 6:30! I niby nic, ale lekcje w czwartki ma do 16-stej i w domu jest o 18-stej. Miałam ambitny plan by ją w te dni odbierać i choć DZIŚ mi się udało, to przez ostatni miesiąc nie było na to szans. Ja też czwartki mam zawalone, wychodzimy rano razem, a po zajęciach jeśli chcę do niej dojechać, to ruszam od razu spod mojej szkoły (bo również kończę późno)… Za długo mnie wtedy nie ma w domu! Gdy obie weszłyśmy do domu po tej 17-stej, ujrzałyśmy znajomą ruinę… Mieszka, który się ubrał po 15-stej, górę naczyń oraz ogólny głód i kataklizm (zajmę się porządkami w weekend)…
Przywiozłyśmy jedzenie, a potem ruszyło odrabianie lekcji…
- Mamo, jak powiedzieć sweet po rosyjsku?
- Hmm… Może choroszienkij?
- ChoruszKIJ?
- Nie. Charoszienkij. Cha-ro-szie-ńkij.
Weszła na to Lila i powiedziała bezbłędnie. No i się pokłóciły 🙂 Btw. Łucja miała dziś w szkole dzień w piżamie. No i dołu nie założyła, ale na sweterek narzuciła koszulę od piżamy. I pokazywała mi zdjęcia ze szkoły, a tam rzeczywiście wszyscy byli dziś piżamowi! Wychowawczyni Łucji ma 185 i była w kigurumi 🙂 SUPER!
