Zaczynamy kolejny miesiąc! Powinnam wymienić opony i z jeszcze raz skosić trawę. Nie to, że rośnie, ale w ten sposób zbiorę liście, które zostawione na trawie będą gnić. U dziadków w liściach spał jeż, został więc przysypany dodatkową warstwą liści, ale u mnie takiego gościa ogrodowego chyba nie ma. Chociaż może TYLKO zgrabię?
Dziadki wróciły z Miasta Chrząszcza i mówiły, że dawno nie było tak pięknie na 1 listopada. Wiem, wiem, wszędzie było pięknie, tylko dziś jakoś popsuło.. A trójdzionek okazał się za krótki! Naplanowałam, czego to ja nie zrobię i oczywiście NIE zrobiłam. Zabawna była sytuacja w niedzielę, gdy „straszni goście” wyszli. Siedziałam taka wypompowana, rolowałam telefon, zrobiła się 23-cia i pomyślałam, że NIE ruszam się z kanapy… I wtedy zeszła do mnie Lilka, żeby mi PRZYPOMNIEĆ, że na dworze CAŁY czas wietrzy się się moja pościel!!!! Zapytam JEJ, czy MOGĘ ją TAM zostawić i spać z NIĄ? Ale panna się nie zgodziła…. :(( Dobrze, że mi o tym przypomniała, bo do rana to by tak nasiąkło wilgocią, że byłby niezły bigos!
Mieliśmy za to, podczas tych dni, rodzinne spotkanie i jest to jedna z tych rzeczy, których mi brakuje. W planie a) chciałam jakieś spotkanie z gęsiną W TLE zrobić, ale przy tym trybie jaki obecnie mam, nawet wyprawa do sklepu jest sporym wyzwaniem. Za to odkryłam nowy fajny serial na HBO. Black Angela. Badziewny tytuł, fatalny plakat i koszmarny opis. I na dodatek dopiero jeden odcinek był, ale ogląda się to super! Akcja zaczyna się na Halloween i przyszło mi do głowy, że może główny bohater jest jakąś zjawą? Filmowo marzy się w tym miesiącu wyprawa na Eternals i może na House of Gucci??? Bardzo bym też chciała dostać się z Mieszkiem na pewne warsztaty…
Ach, i jabłek CAŁY czas mamy BARDZO dużo!
