Boo!

Dynie są DWIE. Jedna to wariacja na temat Angry Birds (wyżej), drugie do Sponge Bob… Ja w tym roku jestem Fridą (ZNOWU), a Lila kowbojem. Łucja zdecydowała się być Timetraveller, czego symbolem jest wisiorek z trybami zegarka… Mieszko marzył o masce anime, ale za późno się o nią upomniał i NIE dotarła. Nałożył więc uszy królika! Mamy słodycze, które szybko schodzą, bo co chwila ktoś puka i mamy JABŁKA, na które nakleiłam Halloweenowe naklejki! Nowi sąsiedzi, którzy obchodzą w tym roku po raz pierwszy PUŚCILI u siebie zapętlone Ghost Busters, więc zabawa jest na całego. Mieszko snuje się po kwartale z kolegami, Lilka gdzieś tam łazi z koleżanką, a Łucja wybyła z domu o 15-stej, bo z koleżankami poszła na horror! Wybrały Last Night in Soho co to ma dziś premierę i podobno to bardzo dobry i wyjątkowo przerażający film. BAŁA się, że ich nie wpuszczą, bo to od 15-go roku życia, a nie wszystkie jej koleżanki TYLE już mają, ale moim zdaniem ryzyka żadnego nie było i rzeczywiście bez problemu weszły na salę.

Wyżej macie poranek i szykowanie. Na dworze wietrzy się MOJA pościel (cały czas tam leży, zasunęłam zasłony, wciągnę do domu jak pozbędę się tego hałaśliwego towarzystwa), na lustro naklejone zostały żelowe potwory, a cukierki przygotowane do wydawania (najwięcej w tym roku czekoladowych kulek). Odkryłam, że mam BARDZO brudne okna w kuchni, ale po prostu, na czas imprezy OPUŚCIŁAM rolety. W końcu już jest ciemno! Niżej to już TERAZ. Jak widać Mieszko w ekipie ma i Draculę, i Lorda Vadera, i Pitkachu i gościa z Piątek 13-go! Przypomnę to co powtarzam co roku, że lubię to święto, bo aktywizuje dzieci, które normalnie o tej porze roku siedzą przed telewizorami i komputerami, jest to świetne ćwiczenie śmiałości i asertywności (zagadaj do obcego dorosłego, żeby dał Ci cukierka), a tegoroczna pogoda jest wspaniała. Około 16-stej poleciałam jeszcze z Bibs na spacer i nad ziemią są takie fale ciepłego powietrza i jest naprawdę przyjemnie!

Wśród cukierkowych łupów znalazły się batoniki, gazowane napoje, cukierki z logo pekao i home made paluszki wiedźmy, które serwowano dzieciom na wielkich talerzach. Także nasze DARY nie były jakoś specjalnie okazałe :((( Najlepszy psikus wywinął natomiast Klarens, który nasikał u mnie w pokoju…

  • Wiesz mamo, jeszcze KTOŚ dawał jabłka. Nie tylko my!
  • Oooo.. Czyli nawet w tym nie byłam oryginalna. Przyniosłaś jakieś?
  • Nie. Bo to dwie takie starsze dziewczyny zapytałyśmy czy warto tam iść i one powiedziały, że nie warto, bo dają jabłka i jeszcze ochrzan dostajesz.

🙂

Las niezmiennie jest piękny!

Przeglądałam tegoroczny TOP-dyń i widzę, że są nowe wzory… Cudne znalazłam motywy na KURY, dynie w dyni, ale koniec końców u nas powstał Domek Sponge Boba. Całkowicie autorski projekt Lilki 😉 Pana Gąbkę zrobiła z gąbki, a do domku wstawiłyśmy mu kanapę i TELEWIZOR. I w przyszłym roku MUSOWO kupuję narzędzia do carvingu. Uciachałam się boleśnie w palucha (ta tradycyjna odmiana dyń jest jednak STRASZNIE twarda) i po tylu latach potrzebuję jakichś specjalnych nożyków!

Poza tym sobotnio POBIEGAŁAM… Hmm… Czasy mam coraz lepsze, ale ważyłam się na wadze u dziadków i ja po prostu jakoś konkretnie schudłam, co dobre nie jest, chociaż zawsze ważąc mniej biegałam szybciej. Muszę chyba wrócić do regularnego jedzenia mięsa, bo lubię się w wersji MOCNIEJSZEJ. Takie silne ciało, na którym mogę polegać to ten model, który zawsze odpowiadał mi bardziej.

Łucja cały dzień spędziła z koleżankami i JUTRO znowu się widzą. Naprawdę cieszę się, że tak bardzo się wkręciła w tę nową ekipę, chociaż maluchy trochę za nią tęsknią. Ale ona zawsze była taka społeczna…Przypomniało mi się, jak poszła do przedszkola to ja tak asekurancko zapisałam ją TYLKO na połowę dnia, a ona mnie poprosiła, że chce chodzić na CAŁY dzień. I potem na jednych wakacjach miała kryzys w sierpniu, bo tak brakowało jej koleżanek i chciała się zaprzyjaźnić z wnuczką sąsiada, a tamten ciągle te ich spotkania przyblokowywał.. Między innymi dlatego panna pojechała po którejś tam klasie na kolonie, bo JEJ tego towarzystwa brakowało. I teraz ma EKIPĘ i jest w swoim żywiole 🙂

Ach, no i jutro Halloween! Powiedziałabym, że niby NIC, ale okazuje się, że Mieszko zaprosił GRACZY z którymi gra… Na wspólne łażenie ZA cukierkami, a potem CHWILĘ posiedzą przed kompem… Nie bardzo wiem ile to -Y sztuk oznacza oraz co znaczy CHWILA… No i koledzy już wiedzą, że on ma dynię z BIKINI DOLNEGO i mu nie wierzą!!! 😀

Trójdzionek!

Tuż przed nami! I jednocześnie mamy WAŻNY dzień, bo dziś mija moje dwa miesiące w szkole. Ocena i wrażenia zależą od ilości godzin danego dnia. Gdy tak jak wczoraj mam siedem lub osiem TO uważam, że TA praca jest straszna. Wysysa i męczy… LECZ gdy, tak jak dziś, mam pięć lekcji, myślę, że bardzo to lubię. Irytująca jest zarobkowa hierarchia i niezależnie od punktu w którym bym była, to po prostu nielogiczne, że za to samo są różne zarobki. Wiem, że w korpo też tak bywa, bo ktoś się nie upomina o podwyżki, lecz tu jest to jawne i nie do przeskoczenia. Dzieci są fajne i gdybym miała wybierać placówki, to TA jest dla mnie idealna.

Drażni mnie, że nie mam czasu. Najgorzej znosi to Liliana, która ciągle o czymś zapomina i w której ciągle jakieś myśli się kłębią. Robimy w nocy projekt, kładę rano teczkę na JEJ plecaku, a ona GO nie bierze. Wysyłam jej esemesa w drodze na dworzec z Łucją, że w kuchni pod spodkiem stoi kisiel, żeby go sobie przelała do papierowego kubeczka,bo będzie jeszcze ciepły i MOŻE sobie go pić w drodze do szkoły. Piszę jej też, że śniadaniówkę ma zapakowaną i żeby WZIĘŁA projekt. PANNA odpisuje i ZAPOMINA. Wykonuje też czasem ruchy sprzeczne, bo np. rano zmienia koncepcję stroju i potem brakuje jej czasu. Nigdy rano również NIE myje buzi i ZAWSZE biegnie zezłoszczona.

DWA: Mieszko sporadycznie odrabia lekcje i dziennik pęka w uwagach. Co z tego, że sprawdziany pisze dobrze, skoro zadań domowych nie odrabia i JA na ogół mu o tym NIE przypominam, bo nie mam kiedy!!! Też muszę się przyszykować do lekcji, a weekendy mijają na prasowaniu i porządkach. Tymczasem on sam, jeszcze jednak jest malutki i nie o wszystkim pamięta.

TRZY: W żaden sposób NIE pomagam Łucji. PRZYKŁAD: Znam ten rosyjski doskonale, a ona ma z nim problem. Wczoraj odrabiałyśmy lekcje razem i coś tam zaskoczyło i ZŁA jestem na siebie, że dopiero teraz się w to włączyłam. Tym bardziej, że mając kontakt z tak dużą ilością dzieci, widzę, że sukces i osiągnięcia są u tych, które pracują SAME, chcą się uczyć oraz mają wsparcie w DOMU. Takie dzieciaki są najlepsze. I nic innego nie jest miernikiem wiedzy i umiejętności.

<><>

Nigdzie nie wyjeżdżamy. Ja mam szalony plan SPRZĄTANIA i uporządkowania strychu oraz zrobienia zaległych spraw do szkoły. Zmienię pościel, w poniedziałek pojedziemy na grób powstańca w okolicznym lesie (znicze kupiłam) i czekają nas dwa rodzinne spotkania. Od wtorku Łucja przez tydzień będzie na zdalnym, bo dyrektor uznała, że wyłączy szkołę na chwilę, żeby co chwila nie wybuchały kolejne przypadki. Okej, ale ONI będą się PRZECIEŻ w tym czasie i tak spotykać… Btw. Dziś wracając do domu kupiłam TEŻ torcik z okazji mojego święta (1/5 do wakacji!). Halloweenowy, bo takie w cukierni były! Strachy, duchy i upiory, za mną dwa miesiące szkoły!

Nie ufam nauczycielom odkąd moja mama jest nauczycielem.

Liliana do koleżanki

No cóż 😉 Długi był ten czwartek, ale efektywny. NIE pojechałam do szkoły po Łucję, bo ta wyprawa zajmuje mi 2 h. A w tym czasie zrobiliśmy z Mieszkiem lapbooka o dyni na język polski i młody jest całkiem zadowolony z efektu (niżej). Gość nie poszedł dziś RÓWNIEŻ na zajęcia teatralne (które okazało się później były odwołane, więc nic nie stracił), bo jak to powiedział, był zmęczony szkołą. Cały dzień były „jakieś dramy”, ktoś kogoś uderzył, mieli górę pogadanek o zachowaniu, ktoś z kimś się kłócił, a on jest taka empatyczna gąbka… Gdy do mnie zadzwonił, czy może nie iść ZGODZIŁAM się.

<><>

ZA to śmieszną miałam akcję bo odbierałam przesyłkę z podręcznikami. Zamówiłam do Stony, bo teraz sklepy realizują usługi pocztowe dzięki czemu są otwarte w niedzielę. Weszłam do środka i tam taki automat do odbioru. Wklepuję mój kod i NIE wchodzi. Powinnam podać ośmiocyfrowy, a w esemesie mam sześciocyfrowy. I NIKT nic nie wie… Za to podszedł do mnie ochraniarz, Ukrainiec i pyta się: Czy Pani Justyna i CZY chodzi o książki? Normalnie jak w konspiracji!! Szyfr i Zuzanna lubi kasztany jesienią! Mówię, że tak, a oni mnie prowadzą na jakieś zaplecze Biedronki, gdzie NIGDY nie byłam, gdzie jakaś kanciapa z komputerem i tam SĄ MOJE podręczniki zapakowane w kartony oklejone naklejkami z MOJEJ księgarni :DDD I w ten sposób, dzięki takim ludziom jak JA, sklep oficjalnie realizuje usługi pocztowe. Kosmos 🙂

Nie wolno się bać. Strach zabija duszę.

Diuna

Poszliśmy do kina! Lilka na tę okoliczność zerwała się z chóru, bo zależało nam na wcześniejszym seansie (to długi film). I DIUNA jest filmem doskonałym. To nowe „Gwiezdne Wojny”. Nareszcie jest na na co czekać bo i ostatnie Starwarsy, Marvele i Bondy to słaaabe były. Łucji podobało się BARDZO i panna chce, żeby jej kupić Diunę w oryginale, bo ma dość czytania książek w 45 minut… Nie wiem czy to dobry pomysł, bo to trudna książka, ale MOŻE dostanie. Mieszkowi FILM się podobał i nie miał problemów ze zrozumieniem poszczególnych wątków. Liliana była trochę ROZCZAROWANA, ale po przerobieniu w aucie całej fabuły, na KOLEJNĄ część (KIEDY, kiedy, kiedy???) CHCE iść!

Wracaliśmy , recezonowaliśmy i tam się zatęskniło za Bibsem. Mi się przypomniało jak zgubiła się nam na Sylwestra i myśleliśmy, że już się nie znajdzie.

  • Właśnie przypomniał mi się Sylwester i jak zginęła Bibs… To było takie straszne. Zaczął się ten rok taki szalony i rozpędza się coraz bardziej.
  • W tym roku NIGDZIE nie idziemy – powiedziała Łucja- Spędzimy go w domu, z telewizorem.
  • Sylwester z Polsatem, opuszczone rolety i śpimy od 22-giej? Świetny plan!

Btw. sprawdziłam tę Diunę, druga część równo za dwa lata. CZEKAMY!

Kołodzieja i Plebana

Znalazłam nową szynkę dla Mieszka. Był z tym problem, bo gość lubił JEDNĄ, dostępną tylko w JEDNYM sklepie i innych NIE jadł. Gdy dostawał inną to zjadał bułkę/rogalik a szynkę zostawiał w torebce… I oto dziś rano w jednym sklepie wyczaiłam INNĄ (pierwsza była „szynką Mistrza Kołodzieja”, druga jest „szynką Plebana”. I też mu posmakowała! 🙂 To WIELE upraszcza.

Drugi dobry nius to udało mi się DZIŚ dotrzeć na rynek. Nie byłam tydzień temu, bo przed lekcjami miałam ustawione lekcje indywidualne, ale zamieniłam się z pedagog i o tej szóstej wparowałam na rynek. Czy po ciemku sprzedaje się warzywa? TAK. Kupiłam przede wszystkim ziemniaki (hitem ostatnich dni są ziemniaki Hasselback, które ja akurat mocno szpikuję czosnek i SCHODZI) oraz kasze. Najbardziej zależało mi na jaglanej, ale gryczana też się powoli kończy. Tę jaglaną gotuję, miksuję z miodem, orzechami i łyżką kakao, mieszam z niedużą ilością mleka kokosowego i jest to nowy szkolny snak dziewczyn.

Dalej nic nie zwalnia, dziś przedłużyłyśmy bilet na kolejkę t Łucji, nakleiłyśmy folię ochronną na jej porozbijany telefon i zdążyłyśmy na rehabilitację. Przypomniało mi się ostatnio, jak ładnie miałam wszystko uporządkowane gdy miałam firmę (wszystko w segregatorach i odpowiednich koszulkach). Teraz donoszę dokumenty i papiery i je zwalam na strychu z planem, że na FERIE ogarnę… Zaraz coś tam z Lilką musimy zrobić i idziemy spać. Wrzucę Wam tego hitowego Tik Toka Mieszka, bo on uważa to za swoje największe osiągnięcie :))) Czego zresztą za BARDZO nie rozumiem!!!

Oszroniony poniedziałek

W różnych książkach dla kobiet powtarza się motyw, by nawiązać kontakt z przyrodą. W „Biegnącej z wilkami” autorka napisała, że jesteśmy częścią przyrody i ona nam siłę. W „Czułej Opiekunce” jest stwierdzenie, że dzięki temu dotrzemy do naszego wewnętrznego dziecka. Ale powód musimy sobie znaleźć same i moim zdaniem dramatu nie ma, BO KOBIETY mają dobry kontakt z naturą! Widzimy kiedy niebo jest piękne, zrywamy kwiaty, trawy i zboża gdy idziemy między nimi. Podnosimy szyszki i łapiemy wiatr we włosy. Cieszą nas zimne policzki i chłodne uda.

Poniedziałek, jak to u nas, zaczął się z przytupem. Na dzień dobry Łucja rozwaliła swój nowy telefon. Wiem, miałam sobie kupić ja, ale u panny przestał działać wyświetlacz i ona go potrzebuje chociażby przy tych podróżach kolejką. Przesiadki, perony i godziny odjazdu. Plus kontakt ze mną, bo jednak po ciemku wraca i chcę ją odbierać przynajmniej z dworca, nie mówiąc o życiu towarzyskim. Ja mogę na razie funkcjonować na tym dziadkowym. W czwartek panna dostała nowy i dziś przy wysiadaniu z auta, RANO, jej upadł. Skrobałam auto, ruszyłyśmy o tę minutę później, ona się spieszyła na kolejkę, po drodze gadałyśmy i tak się skumulowało. NIE jestem na nią zła, jest mega dzielna z tymi dojazdami i byśmy tylko TAKIE problemy miały. Niemniej jednak panna się tak przejęła, że aż sobie kawałek skroni rozdrapała jadąc potem do szkoły. NIEPOTRZEBNIE. Potem były dni otwarte u Łucji w szkole, ale dostaliśmy jakieś excele w szkole do wypełniania na 18-stą, więc wróciłyśmy z panną do domu, rozlałam rosół od Lutki, wypełniłam te pliczki ruszyłam po ciemku na spacer z Bibi!

I tutaj właśnie ta filozoficzna więź z przyrodą po raz kolejny się przydała. Są te spacery z psem obowiązkiem. I nie ma SIĘ czasem na nie ochoty, ale NIC tak nie uspokaja i przywraca do stanu początkowego jak taki czysty kontakt. Ja i NOC. JA i PIES. Ja i WIATR. JA i ubita z gliny ścieżka.

Jabłkobranie!

Tak mi się marzył spacer po lesie, że na DZIŚ taki WŁAŚNIE zaplanowałam! Aby się odbył wczoraj sprzątałam, ogarniałam i robiłam rzeczy do szkoły. Jedna rzecz nieoczekiwana wyszła, gdy zamknęłam porządkowo dół i weszłam na górę… Rano ubieram się po ciemku, bo jak zapalam światło, robi się jasno w pokojach dzieci, a ja zanim je obudzę lecę jeszcze z Bibi na spacer… Wiem co nałożyć, bo myślę o tym przez chwilę przed snem i rano muszę to tylko znaleźć. Spódnice łatwo, bluzki są na wieszaku, ale bajzel powstaje mi przy szukaniu sweterków. Albo górę łatwo, a akurat spodnie są ciemne i nie bardzo widzę. Wywalam wtedy wszystko na podłogę i po strukturze znajduję. Tyle, że ta GÓRKA to tak cały tydzień rośnie. I otóż mój porządny kot KLARENS raczył na tę górkę nasikać… I odkryłam to wczoraj wieczorem i choć przez chwilę myślałam, że jestem na bieżąco z praniem, to jednak NIE jestem. Btw. NIE piorę wszystkiego, przez najbliższe tygodnie będzie się za mną ciągnąć koci fluid, ale TAK musi być.

LECZ spacer! Upatrzyłam sobie na gugiel mapie LAS! Jechaliśmy tam ponad pół godziny, ale miał być piękny. NIE był, za to wokół były sady z jabłkami. Jechał nawet wóz z robotnikami i zła byłam na siebie chwilę później, że nie zagadałam, czy możemy sobie takich jabłek nazbierać (odpłatnie). I tak chodziliśmy po tych pustych sadach i nabieraliśmy smaka na jabłka… I odkryłam, że za płotami sadów jabłka spadają w POKRZYWY 🙂 Przecież z tych pokrzyw ich nie wyzbierają! I to na dodatek ZA płotem! Wyzbieraliśmy je więc MY i mamy jabłka! Miejscówka jest wspaniała, za rok jedziemy znowu, tyle że tym razem zagadam do jakiegoś rolnika, żeby nas wpuścił do sadu 🙂

Fotki takie w kolorach sepii, bo cały czas ćwiczę ten wyjazdowy aparat, którego nie używałam przez dwa lata, żeby go jakoś reanimować :/ Aczkolwiek on takie specyficzne zdjęcia robi. Już się dokopałam, że muszę podłubać w balansie bieli… Cokolwiek to znaczy.

Zielony to mój ulubiony kolor, ale drzewa i las najpiękniejsze są takie żółto-czerwone.

-Mieszko

Śmiałam się dziś na porannym bieganiu z trenerem, jaki jestem beton. Wyobraźcie sobie, że w połowie września miałam wypłatę. Pomyślałam, że może nie za dużo, ale niesamowite, że tak szybko. Jak ktoś kiedyś wystawiał faktury to wie, że to miesiąc a nawet dłużej się czasem czekało. No i wiedziałam, że pod koniec miesiąca będzie druga wpłata za zastępstwa i nadgodziny. No i pierwszego października dostałam kolejną wpłatę, bliźniaczą to tej pierwszej. Pomyślałam, no nie idealnie, ale źle nie jest. Co tak ci nauczyciele narzekają?? Z rozmachem roztrwoniłyśmy to z Lilką (widzicie wyżej jaki piękny ten Rzym jednak był?), a październik leciał… Nadszedł 20-sty, a tu wpłaty NIE ma…. Może to tak na powitanie ta szybkość we wrześniu była? No, ale coś mnie tknęło i weszłam na konto… Zjechałam do pierwszego tego miesiąca, a to okazuje się, że była już wpłata ZA październik :DDD Niżej miałam płatność za te rzeczy extra i wyniosła ona (UWAGA) dokładnie 83 PLN. Taka mnie rozpacz ogarnęła, że ledwo zasnęłam, lecz dziś rano się z tego już śmiałam. No i tak mówię do niego na tym parkrunie, że gadałam z dalszym sąsiadem na psim spacerze i on się mnie pytał, co ja myślę o emeryturze, bo oni z żoną się o to martwią (to jest największa zagadka wszechświata dlaczego tacy asekuracyjni i wąsko myślący ludzie mają duże majątki)… I na to to trener, który pracował ostatnio na lakierni i też całe życie jedzie na najmniejszym możliwym Zusie, zażartował, że po 60-tce to będzie myślał o eutanazji, a nie emeryturze. Wszystko śmiesznie, ale naprawdę nauczyciele zarabiają za mało! W szkole jest cała ozdobników, administracji, wspomagających, pedagogów i oni są ważni, ale frontline i trybik co to wszystko ciągnie, to nauczyciel. Na niego spadają gromy rodziców, on ma się rozwijać, jemu siada głos i jego obarcza się dyżurami oraz nowymi obowiązkami. A BEZ nauczycieli NIE ma szkoły. Każdą inną komórkę można wyciąć, ale nauczyciel musi zostać.

A poza tym JESIEŃ jest najpiękniejszą porą roku. Dziś Lilka cały dzień spędziła w szkole, na jakimś tam nagraniu, z Łucją poszłyśmy na długi popołudniowy spacer z Bibs, a Mieszko towarzyszył mi na zakupach. Pojechałyśmy kupić realistyczne serce na Halloween, bo w jednym sklepie miały być (w Rzymie były), ale JUŻ nie było!!! Zbroi się naród na tego 31-szego, że hej! Łucja ma wtedy ustawkę z koleżankami, strój już ma, a dziś kupiliśmy jej z Mieszkiem woreczki na KREW (Emergency Vampiere Support Pack). Będzie do nich nalany sok porzeczkowy (panna się wykłóca, że to powinno być WINO) i każda torebka będzie podpisana: Dawca (tu będą imiona ich klasowych crushów), grupa krwi (A RH Positive) Na powitanie KAŻDA z koleżanek dostanie SWÓJ emergency pack! 😀

  • Moi drodzy!!! Jestem!!! Pobiegałam i mam bułeczki!! Wszyscy do kuchni! Musimy porozmawiać, bo dokonałam wczoraj strasznego odkrycia.
  • Wezmę oponkę.
  • Bierz Lilusiu. Akcja jest tego typu, że jednak jesteśmy biedni. Mieszko, kiedy będzie jakaś kasa z tego Twojego grania?
  • Nie wiem. Ale mój najnowszy tik-tok ma 1000 polubień.
  • Dobrze. Wolno, ale w dobrym kierunku. Dziewczyny?
  • Mamy sprzedawać stópki?
  • A ktoś to kupuje, Łucja?
  • Tak. Tylko słabo płacą. Po 3$.
  • To nie jest tak źle! Tylko, że MOICH nikt nie kupi.
  • Spróbuj.
  • Dziękuję córko 😀

Piątulo!

Kupiłam wracając do domu DYNIE! Rok temu NIE kupowałam, a w tym roku pomyślałam, że CHCĘ. Podjechałam do gościa, którego rano mijam, wjechałam mu na podwórku (wjazd był ozdobiony stertami pomarańczowych dyń) i zatrzymałam auto. Otworzyłam drzwi i podniosłam dwa z porozsypywanych wszędzie orzechów. Włożyłam je do kieszeni i zaczęłam wybierać pomarańczowe kule… Wybrałam jedną WIELKĄ, zważyliśmy ją, była trochę za droga, więc wybrałam dwie mniejsze, które kosztowały tyle samo, oraz dwie mikro dyńki na zupę. Rozliczyłam się i facet poszedł do domu po resztę dla mnie. Ja tymczasem włożyłam DYŃKI do bagażnika i znowu podniosłam kolejne orzechy. Na to on wyszedł z domu i woła: Pani, sobie nazbiera! My tu je rozjeżdżamy autami! Rok temu nazbierałem cztery skrzynie i NIKT w domu nie jadł! Przynieść Pani siatkę? Siatkę to ja miałam! 🙂 Odkrzyknęłam tylko, że Chyba ZA DOBRZE mają! i nazbierałam sobie z pięć kilo orzechów. Także TAK mi się przyfarciło dzisiaj! 🙂

<>

Dostałam wczoraj esemesa z przypomnieniem o wizycie u psychoterapeuty. NIE zapisywałam się na nic takiego i trochę się zaniepokoiłam. Ale udało mi się dodzwonić do przychodni i pytam się: Czy to jakaś medycyna pracy (bo może muszę takie coś odbębnić?) czy sądowe (bo były mąż to dużo nieoczekiwanych emocji, których może TU nie widać, ale nigdy nie mogę być pewna), czy to jakieś kuratoryjne wezwanie (dla samotnych matek)? ALE okazało się, że system im się zbugował i wizyty żadnej nie mam. Bardzo TO miłe, z przyjemnością zjadłam kolejną ze szkolnych bombonierek, co gdzieś tam na mnie DZIŚ czekała i mogę zaczynać weekend!

Pokażę Wam jeszcze plakat Lilki o dbaniu o Ziemię, na angielski. Panna zrobiła, ja sprawdziłam, a potem przyszła Łucja i powiedziała: O, zrobiłyście BŁĄD. TESTED, not TASTED on animals. Ha, ha, to całkiem zabawne! Więc poprawiłyśmy długopisem na plakacie!