Uff i piątek!

Człowiek to nawet nie ma pojęcia jak jest uzależniony od tych komórek… Kurier z plecakiem dla Lilki na szczęście z automatu zostawił przesyłkę pod drzwiami, Łucja swoje koraliki do paczkomatu wzięła na swój numer, ale brakującego atlasu już nie zamówię (bo potwierdzam płatność sms kodem). Miałam też dziś akcję w szkole, gdy dziewczynka rozwaliła sobie łuk brwiowy schylając do plecaka (o kant biurka) i procedury są takie, że powinnam wezwać rodzica korzystając z bazy numerów w e-dzienniku, lecz jak tu wezwać skoro NIE mam telefonu? Albo zawiozłam komórkę Mieszka do naprawy i stałam pod płotem bez bramofonu, a za płotem wścieku dostawały psy. Więc wrzuciłam komórkę do skrzynki na listy, wróciłam do domu i napisałam MEILA do gościa, że w skrzynce ma komórkę do naprawy. Kombo kumulacji uzupełniła Łucja, której rano kanar wlepił karę podwojoną na dodatek 2x, bo odmówiła zapłaty na miejscu (ale nawet gdyby miała te 150 pln przy sobie, to NIE miał racji) – będziemy się od tego odwoływać. dy sprawa się toczyła, ze mną kontaktu nie było, bo byłam już w szkole i NIE mam telefonu!!!! Buff… Na koniec gdy wróciłam do domu powitał mnie Mieszko z KOLEJNYM wyrwanym zębem…

ALE z pozytywów wymieniłam sobie i Mieszkowi kołdry na ciepłe (bo oboje mieliśmy letnie) i ostatnia noc była przyjemna i milutka, pieczone jabłka nam TAK podeszły, że wyżarliśmy już wszystkie, które przywiozłam z rynku, a na jutro mam zaplanowaną jedną fajną wycieczkę z Łucją. Nie spóźniłam się do szkoły, lekcje fajnie mi wyszły, a w domu NIE ma jakiegoś strasznego bałaganu. Miałam ochotę na jeden bieg jutro, ale tak mnie ten telefon wytrącił z równowagi, ze odpuszczam. ZA to ruszyłam z przetwarzanie pigw! Skończył mi się co prawda cukier, ale proces ROZPOCZĘŁAM!