Miał być łatwiejszy ten rok, a na razie napina się jeszcze bardziej. Dziś miałam dwa zebrania. Moje (rada pedagogiczna) i Łucji (pierwsze w szkole średniej). Oba obowiązkowe. Jedno na 17-stą (2h), drugie na 18-stą (też wyszły dwa h). Na szczęście to pierwsze było on-line i uruchomiłam je sobie w aucie jadąc do szkoły panny. Ona ze mną, żeby mnie podpiąć na nowo, gdyby mnie wyrzuciło. Skończyło się po półtorej godzinie i lekko spóźniona wpadłam na salę do przyszłej klasy Łucji. I to zderzenie z tym co nas czeka w szkole średniej było dość mocne. Przede wszystkim zapowiedziano nam, że ilość materiału w szkole średniej jest nieporównywalnie większa niż w podstawówce. I pierwsze dwa miesiące uczniowie mogą tym być przytłoczeni. Będą mieli całą masę wycieczek- jej rozszerzeniem jest geografia, więc będą to wycieczki dydaktyczne (nauka mapy i odwiedziny w muzeach). I to jest super. Musi mieć buty do chodzenia po górach, bo jeszcze we wrześniu jadą w Tatry. Najnowszy nius, jest że nauka jest do 21 października i potem chyba zdalne, czyli uczniowie muszą się sprężyć z zapoznaniem! Na zaliczenie, czyli dwóję potrzeba zdać 50% materiału (klasówka, sprawdzian, itd), a z geografii 60%. To akurat podobne do tego co już mieli, ale inaczej jest z zachowaniem. Wyjściowo wszyscy mają 100 punktów i to ocena dobra. Można zdobyć więcej (angażując się w sprawy i życie szkoły), ale można TEŻ je łatwo stracić -> minus 5 punktów jest np. za użycie komórki na lekcji. Wypisałam pannę z religii, etyki i WDŻ. Te ostatnie są wspaniale prowadzone przez psychologa szkolnego, ale z Łucją uznałyśmy, że IM mniej godzin, tym lepiej. Panna i tak mieszka najdalej z całej klasy. W jej klasie zaszczepiona jest połowa dzieciaków. Z dobrych wiadomości pierwsze dwa tygodnie szkoły mają być jeszcze takie lżejsze, żeby młódź się wdrożyła, lecz ogólnie szkolne zasady powinny być dla nas ŁATWE.
Jutro rozpoczęcia, a po drodze aktywowałyśmy pannie bilet na wszystkie możliwe środki transportu z jakich może korzystać i wywołałyśmy w drogerii zdjęcia do legitymacji. Pierwszy idzie Mieszko (8:00), dwie godziny później ma Lilka, a my z Łucją obie na 12-stą. Zaraz będę prasować galowe stroje, no i co tu kryć EMOCJE są.
<><>
Dziś też kurier przywiózł buty i plecak Łucji. I tu lekka i zabawna historyjka. Dzieci jeszcze nie miałam, a Bibi to jak wiadomo „pies z PSYCHIKĄ podwórkową”. Najchętniej siedzi więc przed domem. Drzwi otwarte na oścież, ja się kręcę, sprzątam i zerkam co chwila na nią (nie mamy płotu przed domem i chodzi o to, żeby do kogoś nie pobiegła – jakiś włóczkowy sznurek powinnam jej chyba rozciągnąć do obróżki, to ją to zastopuje…). Wieszałam na strychu pranie i słyszę warkot silnika. Bięgnę i krzyczę do niej, żeby nie wbiegła pod auto… Wybiegam z domu, a tam kurier wysiada z furgonetki, a ona obok JE JEGO kanapkę. Taką ładną… Z jakimś pomidorkiem i czymś zielonym… Pewnie żona mu zrobiła… I on rzucił jej tą kanapkę, żeby nam te buty dostarczyć… Podziękowałam oczywiście, ale kanapka była pożarta. I z tym nic nie mogłam zrobić. Zdrowa taka była i SMAKOWAŁA BARDZO 🙂
Sprzątam i porządkuję. W kuchennych szufladach, które musiałam podbić, bo dół się wypaczył, znalazłam fajne wełniane bieżniki. Piorę je teraz, bo się przydadzą na zimę. Zamiast obrusów na stołach będą dzianinowe narzutki! Z rzeczy ambitnych próbuję ruszyć jedną sprawę co to wisi na mnie od pół roku (każdy takie coś ma :/), a w międzyczasie zajmuję głowę rozmyślaniem: CO by było gdybym żyła w XIX wieku? Z pewnością taką cnotliwą zhańbioną matkę z trójką dzieci przygarnął by jakiś podstarzały przedsiębiorca. Nie wiem czy majętny, ale na pewno z dorosłymi dziećmi z poprzedniego małżeństwa. Własnych byśmy nie mieli, bo lata nie te, no i jego dzieci nie chciałaby kolejnego rodzeństwa. Dziewczyny bym dobrze wydała za mąż, upominając by starannie wybrały, a młody został by wysłany do szkoły kadetów by zmężniał (Mieszko w każdej epoce i w KAŻDEJ wersji miałby przechlapane). Bo przy moim wychowaniu, to nic z niego będzie. Wieczorami rozmawialibyśmy o rozczarowaniu i tym, że jego syna pominięto przy awansie i może ja zadzwonię do pułkownikowej, żeby ONA wpłynęła na męża. O tej porze roku porządkowałabym również przetwory na zimę, by dorównać poprzedniej małżonce, której portrety wisiały by w całym domu. Zwierząt bym nie miała bo brudzą, chociaż może doczekałabym się papużki w klatce. Brrr… Straszne, nie? Zdecydowanie wolę OBECNĄ wersję, chociaż koniec miesiąca i koniec lata to u nas jest niezły deficyt środków 🙂
<><>
Mam w telefonie sporo zdjęć ze schroniska w Wilnie! Przerzucam je na komputer i mini kolaż wrzucę tu. W całym budynku było dużo drewnianych elementów. Bali brzóz przyczepionych do ścian, wieszaków z nieoheblowanych gałęzi i było to dość spójne stylistycznie.
<><>
Co tam Łucz, u Was słychać?
Nic. Wyobraź sobie, że chciałam oglądać jeden serial, który wszyscy TERAZ oglądają.
Na Netflixie?
Tak. I ustawiłam sobie język oryginalny i dźwięk oryginalny, tak jak zawsze, a TEN serial jest po polsku!!!
Fajnie.
NIE! NIE FAJNIE! Ja nie mogę oglądać serialu po polsku. Oni tam wołają: Mariusz, chodź tutaj! ROZUMIESZ?! Mariusz??!
Rozpoczynam ostatni wakacyjny odcinek BEZ dzieci. Nie miałam ich już w sumie wczoraj, a wracają do mnie na dobre we wtorek. Ja w tym czasie szykuję się do zajęć, zmieniam pościel, PIORĘ, a w bonusie chcę posprzątać w pozostałych kuchennych szufladach (jestem w 1/3). Wczoraj rano pobiegałam, zaraz zrobię sobie zupę dyniową z drugiej połowy dyni (pierwszą zrobiłam kilka dni temu i dziewczyny SPRÓBOWAŁY) i działam dalej!
<><>
Mieszko w wersji gamer sprawił, że w naszym domu na okrągło „przebywają” inni gracze. Siedzi w słuchawkach, ale cały czas do kogoś tam krzyczy: Jagur, zdejmij mnie, bo do mnie strzelają! /Kaczucha, jadę po Ciebie! Itd. NIEKTÓRYCH znamy w realu. Jaguar i Kaczucha to koledzy z klasy. Pingwinek do chyba kuzyn któregoś, natomiast zupełnie nie wiemy kim jest Fabiano. Zakładam jednak, że to taki kidosek jak Mieszko, bo przecież chyba, żaden dorosły nie nazwałby się Fabiano przez trzy o (Fabianooo), bo wszystkie wcześniejsze wersje Fabianów były zajęte…. Oprócz tych playarskich konwersacji zdarzają się TEŻ gadki o niczym. Wczoraj gdy wróciłam z biegania panny poinformowały mnie, że MIESZKO powiedział do kolegów: Ej, a wiecie, że w Japoni w każdym sklepie można kupić żubrówkę? Ciągnie wiedzą z Tik-toka, ale zawołałam go, żeby TO wyjaśnić:
Mieszko, słyszałam jak do kolegów mówiłeś, że w Japonii w każdym sklepie można kupić żubrówkę.
No i??
No i ktoś to może usłyszeć. KTOŚ dorosły. Jak to o mnie świadczy, jako o matce, że Ty się TAKIMI sprawami interesujesz?
Niby jeszcze kilka dni, ale dla mnie JUŻ po wakacjach! W poniedziałek i wtorek będę miała kocioł, lecz i tak to będzie NIC w porównaniu ze środą 1-go września… Okej, PODSUMOWANIE!?! Jakie było to lato 2021? Dobre! To kolejne pandemiczne lato i na TO czego NIE przeżyliśmy, choć planowaliśmy, trzeba patrzeć z usprawiedliwieniem. TO cały czas działa wszystko DZIWNIE i nie tak jak powinno. Moim zdaniem ceny poszybowały konkretnie w górę, sporo rzeczy cały czas się NIE odbywa, a obrzydzenie do maseczek zniechęca do buszowania po obiektach zamkniętych. Wszyscy mają ciśnienie, żeby się DOŁADOWAĆ, bo JUŻ wiemy, że może zaraz ZNOWU nas pozamykają i taką potrzebę normalności FIZYCZNIE się czuje.
Bardzo nam pomogły bony turystyczne. Nie musieliśmy płacić za żaden nocleg (na terenie Polski) TEGO lata. Jedynie w Sejnach mieliśmy dopłatę do bonu 28 pln, ale tylko dlatego, że RESZTEK środków na koncie z bonami mieliśmy JUŻ za mało. Plany w marcu/kwietniu mieliśmy dość rozbuchane, ale koniec końców TEŻ nie było źle. Byliśmy nad morzem, na Dolnym Śląsku/gościnnie w Czechach i na Litwie. Łucja zrobiła urodziny w Lublinie. Wakacyjny grafik przeplatał się z kolejnymi etapami przyjęcia do szkoły średniej u Łucji/zdobywaniem podręczników/spotkaniami klasowymi i za ROK też to trzeba będzie uwzględnić. Cały czerwiec Łucja spędziła w sanatorium i NIE będziemy tego typu rzeczy w czerwcu powtarzać. Było dużo elementów trudnych -> podróż na Litwę była dla nas nowością. To był pierwszy nasz wyjazd AUTEM za granicę i to było TRUDNE. Bo… są drobne różnice w sekwencji świateł, inne grafiki znaków drogowych, rozbieżności w przepisach i chociaż nic się nie stało, to prowadzenie auta wymagało ode mnie dużo większej czujności drogowej. Zdecydowanie wolę korzystać z lokalnego transportu. Użarł mnie też tego lata kleszcz. Rok temu ugryzł mnie jakiś trzmiel, a w tym roku KLESZCZ. To było na Śląsku i sama go sobie w nocy z ramienia wyjęłam. Wszystko skończyło się dobrze, bo wyobraźcie sobie, że mam UCZULENIE na kleszcze. Swędziało mnie to przez kilka dni (powinno być bezbolesne i niezauważalne) i okazuje się, że GDY mamy odczyn alergiczny na ugryzienie, to one nie są dla nas zagrożeniem. Taka ciekawostka. Momentem, kiedy mi zadrżała ziemia pod nogami była natomiast akcja z Lilką, która mi zemdlała w nocy. Jeszcze wczoraj na tym szkoleniu mieliśmy o RKO i to wszystko wraz z moim przerażeniem mi się przypomniało… Brrr…
W skali macro mieliśmy powodzie w Niemczech, które bardzo przeżywali Czesi, trzęsienia ziemi na Haiti oraz pożary w Grecji. Igrzyska w Tokio, Apokalipsę w Afganistanie i trzecią dawkę szczepień w Izraelu. Doniesienia o nowym szczepie wirusa i zamknięcie granic UK w środku wakacji. Lato u nas miało być chłodne, ale było dość upalne i KOMARZE. Zaostrzyły się przepisy drogowe i wszyscy masowo się szczepiliśmy. Mieliśmy dużo audiobooków i lato zamykam Kirke, czyli historią o greckiej bogini, która zrezygnowała z boskości.
Podsumowanie odzieżowe zrobiłam już jakiś czas temu, a niżej cała reszta.
Kosmetyk: żel do ciała Isana. Sklep na R rozpoczął wakacje przeceniając swój flagowy produkt do 2 pln i absolutnie wszędzie TE żele stały. My też kupiliśmy sobie taki złoty i na kempingu nad morzem go zużyliśmy 🙂
Marka Kosmetyczna: tego lata spasowały nam maseczki ze Starej Mydlarni. Mają dokładnie taki sam skład jak Body Shop-owe, a trochę mniej konserwantów. Fajna akcja, bo trzeba je trzymać w lodówce i GDY na taką nagrzaną po kąpieli i całym dniu twarz przykłada się TAKIE maseczki, to jest TO bardzo przyjemne. Ja mam dwie: pomarańczową (chyba z mango) i fioletową, panny owsianą i czekoladową.
Jedzenie: BÓB. Do połowy lipca prażony bób był grany niemalże codziennie.
Zwierzę: ślimak. Ślimaka we włosach miała Lilina (Arbuzik) i ślimaki znajdowaliśmy w borówkach zrywanych u dziadków. W drodze na Litwie znaleźliśmy takiego (jedliśmy zerwane dzień wcześniej owoce) i Lila nazwała go Borówka. Borówka gdzieś zaginął w aucie… Z ciekawostek powiem Wam też, że moje znajoma, która mieszka na Warmii, ma w ogródku zaskrońce, żeby jej TE ślimaki wyżerały. Chyba wolę jednak ślimaki!
Sklep: Żabka. Nad morzem pijałam tam nasz ulubiony mix, czyli mrożoną kawę (kawa+kubek lodu).
Muzyka: Meta. Doceńmy to, że mamy pierwszy polski hit na zagranicznych listach! Muzyka cały czas leży, hitów wciąż brakuje.
Transport: ubiegłego lata marzył mi się kamper, ale w tym roku jak podglądałam ile przy tym roboty: spuszczanie nieczystości, nalewanie wody, trudności z parkingiem, to MI przeszło. Dużo mijało mnie hulajnóg, ale chyba najczęściej wybieraliśmy auto.
Owoc: czereśnie. Ja jestem team jabłka i truskawki, ale tegoroczne czereśnie były niesamowite!
Kierunek: Hmm… do końca lipca wydawało mi się, że najwięcej osób wybiera Grecję, potem odkryłam, że sporo ludzi ucieka na północ przed upałami, ale teraz wydaje mi się, że znowu wygrała Chorwacja…
KINO: To jest niezłe. Wszyscy od roku zamrażali te premiery i latem do kin wpadł WÓR nowości. Nie pamiętam, czy było kiedyś lato, kiedy byliśmy więcej razy w kinie. Chyba nie…. Ja byłam na Cruelli, potem dotarliśmy na Mortal Kombat, Black Widow, Wyprawę do Dżungli i Free Guy-a. 2021 to NASZ kinowy rekord!
Chwyt marketingowy: to będzie mistrzostwo roku: LODY EKIPA. Takich akcji i takiej obsesji to dawno nie było! To było nawet lepsze niż pierwsze świeżaki!
Przyprawa: na komunię Mieszka kupiłam morze przypraw arabskich i całe lato nam się one przewiajają. Melasy, Pul-Biber i Harisa. Do mięsa, warzyw i deserów!
Instalacja: Portal czasu w Lublinie/Wilnie, itd. Trudno bardziej zbliżyć ludzi niż im siebie nawzajem pokazać.
Zabawka: Simple-Dimple, Pop-It, czyli te wypychane gumowe zabawki, którymi zawalona jest CAŁA Europa. Mamy i my, chociaż NIE kupowaliśmy, lecz znaleźliśmy leżące przed Stoną 🙂 Kupiliśmy za to pluszową ośmiorniczkę, którą jak przepchniesz to masz ośmiorniczkę w innym kolorze i z inną minką. Właściwie kupił sobie Mieszko. Dręczył mnie o to nad morzem (odmówiłam), a w Wilnie sam wszedł do sklepu, wyjął 5 euro, które miał od dziadka i wyszedł ze sklepu z ośmiorniczką 🙂
Mem – to jest studnia. Mamy wysyp przezabawnych memów… Takie czasy. Roluję sobie MLH przed snem i nie ma możliwości, żebym się nie zaśmiała. I to kilka razy. Pewnie też to robicie, wiec większość znacie, TEN niżej był podczas powodzi w Niemczech i wydał mi się zabawny:
Powiedzonko: „Słodka jak truskawki latem” – tytułowa piosenka doprowadzała nas do szału, ale sam ZWROT używaliśmy często. Bibi była słodka jak truskawki latem, lody były słodkie jak truskawki latem, czereśnie, a nawet cukinia 😀
I jeszcze GRA. Miałam kulki, które od lutego przekładałam z probówki do probówki, ale apka miała aktualizację i zepsuli mi grę! W dużym uproszczeniu kolory kulek są TERAZ ukryte i gra w swojej idei przestała być grą strategiczną, a zaczęła by grą karcianą (NIE wiesz gdzie co masz ukryte i nie możesz sie bawić w quazi „szachowe rozgrywki”). Odkryłam więc Master Plumbera i jestem nałogowym hydraulikiem!
<><>
Przyszłe lato? KAŻDE z miejsc, które odwiedziliśmy chętnie odwiedzę ponownie. Na Śląsk bym chciała, tylko może te 50 km na północ (to wtedy byśmy w inne miejsca docierali), Wilno zaczekamy aż będzie połączenie pociągami, no a morze to morze. Wariant kempingowy jest rewelacyjny i mogła by z nami jeździć Bibi, bo na TYCH wakacjach ona NIGDZIE z nami nie była. Marzy nam się Odessa, ale Ukraina i Rosja są zamknięte. Nie udały nam się ŻADNE kolonie i w przyszłym roku chyba ich też nie będzie. Tak naprawdę to, lato 2022 jest WAŻNE, ale wolałabym chyba, żeby po drodze wszystko się NIE zamknęło. To po prostu jest strasznie dużo czekania, takie 10 miesięcy!
Puszczę Państwu krótki film o tym co może się wydarzyć w domu – powiedziała prowadząca szkolenie BHP i odpaliła nagranie na którym kobiecie zapalił się tłuszcz na patelni, ona chlustnęła wodą i wybuchł pożar.
Powiedziałam cicho do babeczki obok:
Kiedyś mi się tak zapaliło. – a ona odparła:
A bo to raz?
🙂 A potem prowadząca zapytała SALĘ: Jak najprościej ugasić płonący tłuszcz? I odpowiedział jej jednogłos:
POKRYWKĄ.
Zabawne. Bycie kobietą to ZAWSZE te same doświadczenia. Niezłe było też później. Szykują się nam szkolne alarmy przeciwpożarowe i WTEDY będziemy musieli wyprowadzić dzieci ze szkoły. I tu taka sytuacja, o której powiedziała prowadząca:
Podczas takiej symulacji zapewnimy Państwu sztuczny dym i rannych, czyli osoby oblane keczupem. Wyobraźmy sobie, że po wyjściu z sali jest dym. Zaraz pod drzwiami. Nie wyprowadzamy wtedy dzieci, tylko cofamy się do sali, otwieramy okna i czekamy na straż pożarną.
Babeczka z sali zapytała:
Co zrobić w czasie pożaru w takiej sytuacji?
No właśnie powiedziałam.
Ale nie symulacji, tylko prawdziwego pożaru?
Wtedy jednak proszę się postarać by ich wyprowadzić. Zatkane nosy, nie środkiem korytarza i najlepiej na czworakach pod ścianą.
🙂 Też niezłe. Symulacja symulacją, zasady zasadami, a życie życiem.
<><>
W ramach szykowania się do nowego roku szkolnego zrobiłyśmy dziś granolę. Gdzieś ktoś ostatnio mówił, że w testach gotowych granoli były bardzo słabe wyniki. Metale, pleśń, zanieczyszczenia. Nawet tych najlepszych. Zrobiłyśmy więc NASZĄ -> przepisów w necie jest sporo, nasza była z migdałów, moreli, płatków owsianych, jęczmiennych, nerkowca, żurawiny i miodu i TROCHĘ za długo ją przypiekałyśmy. Dodałyśmy też suszony imbir i cynamon… Kolejną porcję (za jakieś 2 tygodnie będziemy mieszać z masłem orzechowym albo wanilią? Może dodamy też pokruszone ciasteczka? Granolę jakby nie było będzie do szkoły nosić Łucja. Mamy specjalne kubeczki z sklepu P. z dwoma częściami i łyżeczką. W części większej będzie na dnie mus (jakiś taki niemowlęcy słoiczek, albo prażone jabłka), potem twardy jogurt (skyr lub bałkański) i ozdobny ślimak z melasy z granatu/ daktyli/ syropu klonowego na górze. W drugiej komorze będzie granola. Mamy też specjalne słoiczki, gdzie panna chce robić sobie desery z chia. Po drodze do szkoły mija piekarnię, gdzie ma kupić sobie bułkę i to będzie jej FIT śniadaniówka! Dla równowagi (prestiż z każdej strony) Liliana planuje sobie robić croissanty z serem kozim i konfiturą z pomarańczy. Dziś zrobiliśmy taką potrawę, choć z konfiturą z brzoskwiń i było bardzo dobre. Mieszko oczekuje po prostu, że od września w domu ZAWSZE będzie jakaś szynka i chleb. Optymistycznie, ale spróbuję dopilnować zaopatrzenia 😉
Nie odświetowaliśmy jak należy DNIA PRZYBYCIA. co to wypadał na przełomie lipca i sierpnia, ale NIE znaczy to, że nie pamiętamy. Baa, pewien szwedzki sklep wypuścił świeczki zapachowe o zapachu KLOPSIKÓW i obiecaliśmy Bibi, że będzie to zapach dominujący TEJ zimy! Gdy już tam dotrzemy, to z TAKIMI właśnie świeczkami wrócimy do domu!
Ogarnianie przed początkiem ROKU. Z Mieszkiem byłam u fryzjera (gość szczęśliwy, że ma znowu krótkie), a z Łucją od dwóch godzin robimy zdjęcie do szkolnej legitymacji. ŻADNE na razie się nie podoba, KAŻDE jest obrabiane i filtrowane, ale a to ma oczy za blisko, a to za wysokie czoło, a to oklapnięte włosy i co Wam tu zresztą będę mówić… Wiecie, jakie to dramy są w wieku nastoletnim!
krótkie włosy, krótkie i METR psa bieżący krojony z długości!
<><>
Wakacje się kończą i wkleję Wam linki DO dwóch eskapad z tego lata, które mnie absolutnie zauroczyły. Pierwszą z wycieczek zrobiła babeczka, którą obserwuję na Insta. Będzie jeszcze o niej w podsumowaniu roku. Lady Gugu, czyli osoba z dwójką dzieci, mężem, psem i życiem które nazwałabym formatem XXL. Tam po prostu wszystkiego jest dużo, ale ta obfitość jest logiczna i praktyczna. Na wiosnę kupili sobie kampera (do spółki z dwoma innymi rodzinami) i np. kupowała zupy na drogę. Co okazało się wariantem opłacalnym i wygodnym. Ale nie o tym. Gdy wejdziecie sobie na jej profil, kliknijcie na relację Austria. I to mnie powaliło na kolana to wycieczka rowerowa. Pojechali kolejką 50 km, tam wsiedli na rowery i wrócili. TO jest tak logiczne, a jednocześnie tak przygodowe że trudno rozegrać to lepiej. Jestem pewna, że wybrałabym wariant: pojedźmy do połowy trasy i wrócimy, a przecież DUŻO większą atrakcją jest rozgryzienie systemu pociągowego i taki łączony przejazd. BRAWO!
Druga wycieczka jest nieporównywalnie trudniejsza w realizacji, ale pokazuje, że jak się MA, to trzeba TEŻ potrafić wydawać (a to akurat jest umiejętność BARDZO rzadka). Otóż, jest gość, którego obserwowałam na fb, ale jest również na Insta. Jest z Wrocławia, jest szefem wyjątkowej firmy, bawi się w filmowanie dronami, ale w tym roku swoją żonę i dwie córeczki zabrał na Islandię. Też wejdźcie na jego relację: Islandia i obejrzyjcie dzień drugi. Tu też jest kamper (chociaż wynajęty) i podróżowanie szlakiem aktywnych wulkanów. Kąpiele w gorących źródłach, no ale przede wszystkim te gejzery. SZOK. Nie jestem zazdrośnikiem, zawsze się szczypię, że mam prawa nikomu niczego zazdrościć, ale TAKA wycieczka jest NIESAMOWITA.
Mamo, a czy w tym roku będziemy robić takie zdjęcie? – zapytała Lila pokazując foto w ramce na ścianie.
Oczywiście! Zapomniałabym o tym! Jak to dobrze, że mam Ciebie i Ty o wszystkim pamiętasz!
Rzeczywiście, raz w roku układam ekipę w tej samej konfiguracji i w tym samym otoczeniu i robię im fotkę. Ubranka w TEJ chwili muszą być po prostu podobne (i UWAGA na zaś: muszę je PRZEPRASOWYWAĆ przed nałożeniem). W przyszłym roku będzie to już perspektywa 10 lat i wtedy to wszystko Wam razem zestawię. Czas akcji to ZAWSZE lato.
No więc było układanie….
ALE NAJLEPSZE wyszło, gdy pojawiła się Bibi! NIŻEJ, zdjęcie PIERWSZE to 2012, DRUGIE: 2021!
I jeszcze wspaniała pomocniczka, czyli foto-secret weapon 🙂
<>
Łucja, mam nadzieję, że w CZWARTEK na to spotkanie klasowe JUŻ nie idziesz?! Nie było Cię siedem godzin!
Idę. Poznałam Marcina.
No pięknie… Czy MY możemy wyjść z trybu: Ahoj przygodo i wejść w tryb: Witaj szkoło??
–„Złote Wilki”… Btw. „Runa” była ciężka. Dobra, ale natłok informacji o tym jak w XIX wieku ZUŻYWANO zwierzęta i nie liczono się z „materiałem ludzkim” w imię nauki był przytłaczający. Kolejną książkę chciałam NIE kostiumową, ale okazuje się, że takich akurat w DOMU nie mam.
Sąsiadka zagadała do mnie, żebym zajrzała do niej na stronę i przy okazji sporo się o niej dowiedziałam. Widoczki, które znam, twarze, które kojarzę… LECZ w jednym miejscu napisała, że NIE jest globtroterką i nad TYM zdaniem się zamyśliłam. W moim zaślepieniu zakładałam, że wszyscy mają ciśnienie na zmiany. Tak jak JA. Lubię jak coś się kończy… Wolę końce, NIŻ początki. Początek łączy się z nadchodzącymi obowiązkami, a koniec jest wolny. Ulga, że oto finał i PEWNIE zaraz będzie coś nowego. Podróże też dają taki dreszczyk i z dużą beztroską zaczynałam większość small-talków pytaniem: Jakie plany na wakacje? Albo: Czy udała się Wam ta Albania? I przyszło mi głowy, że dużej asertywności wymaga powiedzenie: Jestem domatorem. Nie lubię zmian i najlepiej czuję się w domu. Oni nawet jedzenie z knajp wolą zamówić do domu. Tu mają własne ulubione sztućce i najlepszą herbatę. Szeroki stół i spokój. I nawet tak pozazdrościłam, że można tak NORMALNIE i do tego się do TEGO przyznawać 🙂
Wtorek to zakupy na rynku. Ciemnoczerwona i popękana papryka z gruntu, nasze bakłażany i polne pomidory. Kukurydza, śliwki, dynia, cebula perłowa („Pani spróbuje, ona jest słodsza niż cukrowa!”), słonecznik i ORZECHY!!!! Stoi mi teraz w kuchni Łucja, jedną ręką rolując telefon (za 40 minut rusza na KOLEJNE spotkanie klasowe i burzliwie COŚ tam ustalają), a drugą rozwalając tłuczkiem zielone skorupki… Zdarzają się puste, ale 90 % jest pełnych takich pysznych młodych orzechów! 🙂
<><>
Mamo, Kubę (ex-ex-ex i jeszcze kilka razy ex crush) ktoś zapytał w relacji: „wisienki czy brzoskwinia?”. Emotkami. Wiesz co tzn?
Rano miałam szkolenie z Rodo. Dość odkrywcze i w sumie ciekawe. A potem pracowaliśmy w grupach. Są różne grupy wewnątrz szkoły i ja będę w grupie językowej. Bardzo mam fajne babeczki i zrobiłyśmy dziś grafik atrakcji językowych na cały rok. Konkursy z robienia kartek, Scary Halloween, egzaminy i wycieczki. Ale najlepsze bo zagadała do mnie babka, którą znałam jako wychowawcę z przedszkola, że rozmawiała z panią dyrektor i czy ja bym nie wzięła angielskiego w przedszkolu? Tym samym gdzie kiedyś chodziły moje dzieci! Zupełnie nie planowałam, ale przedszkole jest tuż obok, to raptem 3x w tygodniu by było, kasa dobra i sądzę, że bezproblemowo dało by to radę wpleść w mój grafik szkolny… Poprosiłam o czas do jutra, ale dzieci mówią, żeby brać, bo damy radę, a MY to planów mamy a planów!
A NASTĘPNIE… pojechałam z Lilką na szczepienie! U panny młodszej to już była druga dawka (Łucja drugą ma w połowie września) i w nagrodę kupiłam jej w cukierni ekskluzywnego makaronika. Lilka wybrała sobie makaronik o smaku mango-lassi, bo to podobno ulubiony smak Adriana Agresta („Biedronka i Czarny Kot”).
<><>
Mam dla Was jeszcze screena z rozmowy z córką, gdy towarzystwo było z dziadkami…. Ja AKURAT stałam w kolejce po zaświadczenie o niekaralności, a tu nagle wywaliło mi wiadomość od Łucji… Że niby śmieszną 🙂 Bo rzeczywiście po drodze siostry wyrwały bratu kolejnego mleczaka.
Przystąpiliśmy do akcji: PODRĘCZNIKI. Do szkół średnich podręczniki są nierefundowane i uczeń musi je sobie SAM zorganizować. Rzeczywiście (dziękuję za info! 🧡) najsensowniejsze są grupy sprzedażowe na fb. No bo jak zrobiłam listę podręczników (tabelkę) wraz z cenami z mojej (TANIEJ) księgarni cena końcowa wyszła mi astronomiczna. Od razu odrzuciłam podręczniki językowe, bo te mają być zamawiane przez szkołę jako zamówienie grupowe i POWINNO być trochę taniej oraz wszelkiego rodzaju ćwiczenia (niech zacznie się wrzesień i powiedzą CO jest potrzebne). Z listy wywaliłam też podręcznik do historii sztuki, który kosztuje stówę. Zostało mi 12 przedmiotów z których DWA są podwójne. I Wos i Geografia będą potrzebne wersja podstawowa i rozszerzona podręcznika. Sama Łucja info o tym, że będą to książki z DUSZĄ przyjęła niemalże entuzjastycznie. Część kupuję wysyłkowo, ale dwa kupiłam od realnych osób, Najpierw była panna z polskim, geografią i zupełnie nową matmą, a potem znalazł się chłopak z drugą geografią i fizyką. Mieszkający względnie niedaleko siebie… Panna chciała się spotkać na przystanku autobusowym obok swojego domu (przyszła zresztą z mamą), a do chłopaka napisałam: Czy może być TEN przystanek o tej samej godzinie, bo będzie tam inna osoba z innymi książkami? I gość się zgodził. Screeny tych rozmów wysyłałam Łucji, bo zakładam, że w przyszłym roku NIE wszystkie te książki będą potrzebne Lilce i panna może te niepotrzebne sprzedać. Dla Mieszka NIE będę trzymać, bo za duże ryzyko, że po drodze będą wznowienia i zmiany w podręcznikach. Łucja była bardzo tym zaciekawiona i w sumie to ją bawiło, że wszystkie te dzieciaki są takie przejęte rozmową ze mną 🙂 Ale NAJLEPSZA akcja była przy odbiorze z PRZYSTANKU…
Trasę mniej więcej znałam, ale gdzie jest przystanek 02 nie bardzo kojarzyłam… Łucja mnie dobrze pilotowała, chociaż zastrzegła, że JA idę po książki SAMA. Początkowo chciałam zaparkować i podejść, ale jak jechałam to się zorientowałam, że to jedna z tych okolic, gdzie na poboczu barierki i strefa przyjazna pieszym i 500 metrów przed celem zmieniłam zdanie! Zawróciłam, bo przystanek był po drugiej stronie ulicy i zatrzymałam PRZY przystanku.
Łucja, SZYBKO, zanim tym za nami ZMIENIĄ się światła! – machnęłam na opartego o przystanek chłopaka a Łucja wyskoczyła z auta.
KAMIL gdy zobaczył Łucją zrobił się sztywny :))))) Wołam do niego:
Masz wydać z 50-ciu 5 złotych?
Nie.
Lecz w tym czasie podeszła dziewczyna siedząca na przystanku ze swoją mamą. Kojarzyłam ją z profilowego. Krzyknęłam DZIEŃ DOBRY i podałam Łucji stówę. Ona odpowiedziała: Dzień dobry i oddała mi 30 PLN. Łucja dała to Kamilowi, a ja wysupłałam 15 pln z porfela. Krzyknęłam DZIĘKUJĘ i Łucja wskoczyła do auta. KAMIL na pożegnanie powiedział Łucji: Do widzenia. Panna mówi, że ona mu te pieniądze do ręki wkładała :DDDDD Cały manewr zajął nam poniżej minuty, zdążyłyśmy przed zmianą świateł (a był to przystanek bez zajezdni i MY realnie blokowałyśmy JEDEN z dwóch pasów ruchu) i pojechałyśmy! Komedia 😀
Wyżej macie wymianę zdań w sprawie wysyłki z KUBĄ, który ma własny rachunek w Ing-u tak jak Lilka i prosił by zrobić mu przelew na konto, tylko, ze na koncie on jest Jakub a nie Kuba, a niżej wymianę zdań z Kamilem. Super są te dzieciaki teraz! 🙂