Deszczowe orzechy

A jednak pojechałam pobiegać. Obudziłam się chwilę przed ósmą, pół godziny do wyjścia, padało, a w sumie NA spacer z Bibs i tak gdzieś iść musiałam! Więc czemu nie pobiegać?? Pobiegałam, pogadałam i wróciłam zahaczając o piekarnię! SUKCES nr 2 to UDAŁO się nam też przerzucić DZIŚ ubrania. Tradycyjnie KILKA sztuk wylatuje na zawsze, a na półkach dominują sweterki i długie spodnie. Ba, nawet nałożyłam już takie cieplutkie jesienno-zimowe ubranko. PRZYJEMNOŚĆ!

Orzechy. Poszłam na wieczorny spacer z psem i pod jednym drzewem pod którym przechodzę leży już ich pełno. To takie drzewo niczyje, z drugiej strony spadają na pustawę działkę i moim konkurentem w zbieraniu są wyłącznie wrony. Biorę ile mi się zmieści -> zapycham kieszenie i będziemy w zimie mieli do ciast! 🙂

<>

Mieszko przypomniał sobie, że mu się COŚ należy… Mamo, mi już TRZY zęby wypadły i NIC za nie NIE dostałem. Pojechaliśmy więc do klockowego STORE po klocki… Weszliśmy, a tam wszystko pozmieniali, a w sklepie pojawiło się DUŻO sprzedawców. Młodych gości, którzy podchodzili do kidosków i pomagali im wybrać IDEALNE klocki. Własnego konsultanta miał również Mieszko. Najpierw chodziłam za nimi bo myślałam, że BĘDĘ potrzebna. Oni rozmawiali o seriach, modelach i ten sprzedawca pomyślał, że może ja chcę coś powiedzieć:

  • Widzę, ze klient dokładnie wie, czego chce, ale może Pani ma jakieś uwagi?
  • Jako rodzic chciałabym, żeby nie było za łatwe. Chodzi mi o to, żeby system łączenia elementów był nietypowy. Taki jakiego nie było w innych zestawach.
  • A dużo ma tych zestawów?
  • Dużo – i zamierzałam powiedzieć, że około 30 kilogramów klocków, ale wtrącił mi się Mieszko:
  • Powyżej piętnastki żadnego.

I potem on ZNOWU zaczął rozmawiać tylko z Mieszkiem i mówili w jakimś INNYM języku…