św. SZCZEPANA

Mocne te święta były. Rok 2016 dla muzyki był bezlitosny. Ale przez ostatnie kilka dni wystąpiła jakaś astronomiczna kumulacja. Spadł samolot z zatykającym dech chórem Aleksandrowa i zmarł twórca najsłynniejszej kolędy mojego pokolenia. To zresztą przecudaczny absurd, że akurat na święta to się stało.  Stała się w ten sposób z jedna z nieodwołalnych dla mnie rzeczy. Miałam w planach, że KIEDYŚ na koncert Georga pójdę, a teraz… JUŻ tego nie zrobię. Pod sejmem protestowano, a net huczy od zmasowanego oburzenia związanego z odstrzałem żubrów. (Btw. polecam ten artykuł).

Nie ma śniegu, nie przejadłam się, ale lodówkę  i zamrażarkę mam pełną. Życzono mi powodzenia, szczęścia i miłości. Z tą miłością to zobaczymy. Tak jak 2015 kończyłam z refleksją, że na świecie nie ma ludzi samotnych, to dziś wiem, że tak naprawdę samotnych jest bardzo dużo. Tylko, że boimy się zacząć na nowo. Ale rzeczywiście nie jesteśmy jednorożcami.

Zdjęłam taśmy po woreczkach adwentowych i pamiętam, że były lata, gdy je wieszałam i czekałam aż dojdziemy do końca, bo te złote wstążki do których przyczepiałam woreczki obsypywały się z tego brokatu. A w tym roku nawet tego nie zarejestrowałam. Przerażające jak ten czas przyspiesza…

 

Przypominacz kulturalny informuje mnie, że dziś Dzień Świętego Szczepana, czyli początek kolędowania na wsi. Obowiązkowym elementem każdego kolędnika jest przebranie, a przede wszystkim zamaskowanie. Do wyboru jest mnóstwo postaci. I to nie tylko biblijnych. No więc mam dla Was pierwsze z życzeń noworocznych 😉 Takie właśnie przebierane. Przypomniało mi się wczoraj, że 10 lat temu było takie coś jak Bollywood Movie Maker i dziś to wykopałam.