Boo po raz pierwszy!

W weekend nie miałam dzieci i robiłam różne szalone rzeczy, jak koszenie trawy (przez chwilę nie padało) czy zakupy w sklepie w sobotę wieczorem (słaby pomysł, wszystko przebrane i porozwalane).

A drożdże tymczasem… bawiły się na imprezie Halloweenowej! Nie robimy w tym roku przyjęcia, głównie dlatego, że 1 listopada wypada po środku długiego wolnego weekendu i pewnie i tak wszyscy powyjeżdżają. Więc i nas na Halloween, na 30-ego, nie będzie w domu. Żeby im to wynagrodzić obiecałam wyprawę do cukierni (i otwarty rachunek na czekolady i ciasteczka podczas takiej wycieczki) i wykupiłam wejściówki na imprezę Halloweenową w klubie tańca dziewczyn.

 

Strasznie jestem z nich dumna. Najbardziej z Liliany, która się NIE przebierała, a TYM razem kupiła sobie KAPELUSIK i nie ściągała go. Obie roztańczone panny były przebrane za pająki, Łucja miała taką złota pelerynę w sieć, której nie wiem dlaczego nie ma na zdjęciach, a włosy miały spryskane niebieską farbą z brokatem (do włosów). Mieszko nie chciał się bawić, bo nie było CZIPSÓW :))