jesienny rozbieg

Weekend mam bez dzieci, więc mnie trochę nosi. Przede wszystkim zapisałam się na trening. Zbiórkę mieliśmy rano i podzieleni na grupy tempowe zrobiliśmy po 10 km. Ja cały czas biegam w grupie najwolniejszej i dobiegam ostatnia… Ale… 1h8minut! Bardzo dobry czas, bardzo fajnie, że dałam radę, chociaż ostatni kilometr miałam kolkę 🙂 Potem mieliśmy rozciąganie (podobno jutro mam nie mieć zakwasów…) i posiłek regeneracyjny. Up macie mnie po przebiegnięciu 🙂 To, że nie jestem czerwona i mokra to zasługa pory roku 😉 Ważna rzecz jaką nam dziś powiedzieli, to to, że na jesieni, nie tylko przy bieganiu, trzeba termicznie osłaniać Achillesa i łydki. Bo stawy się wolno rozgrzewają i łatwo o kontuzje. Czyli, albo nosić wyższe skarpetki, albo nawet getry!

<><>

A później w domu przyczepiłam haczyki (projekt DOM). Haczyki na biżuterię kupiłam w Łodzi. Trafiłyśmy na sklep przy Piotrkowskiej, gdzie była masa fajnych pierdół i obok kilku rzeczy już do woreczków adwentowych kupiłam dwa haczyki. Ten duży był już wcześniej, a teraz doszły dwa pojedyncze. Oczywiście zawiesiłam źle, bo górny zasłania dolny, ale komfort przebierania w koralach jest jednak większy.