konwent

W oczekiwaniu aż załaduje mi się kolejny odcinek „House of Cards„, z cyklu do prasowania, odpaliłam wiadomości. Rozstawiałam deskę i usłyszałam news tygodnia, że kobieta urodziła dziecko w miejskiej komunikacji. Gdzieś w Argentynie. I zdjęcie. Na nim leżąca na podłodze (już z dzieckiem) szczęśliwa matka i czterech przejętych „położników”.

Z cyklu: bo każdy mężczyzna jest ginekologiem.

Strasznie mnie ta scenka ubawiła 🙂 U mnie w domu kocie porody odbierał mój brat. Miał tak niski poziom obrzydzenia, że nie tylko odcinał pępowinę i rozrywał worki płodowe, to jeszcze robił kocim noworodkom masaż i dmuchał im w pyszczki, żeby zaczęły oddychać 🙂 Zawsze jak mi się to przypomina, to myślę, że w innym zawodzie też by odniósł sukces 🙂

Happy B-Day, braciszku!

<><>

Byłam dziś w niezłym miejscu, ale o tym jutro 😉