Mieszko wsiąkł w Tomb Ridera. Moja to wina, bo miałam cynka, że można to pobrać za darmo i kazałam mu spróbować. Ładowało się to kilka dni (ale nie ciągiem) i od wczoraj MA. I nie gra w NIC innego. To jego pierwsza gra fabularna, dużo jest CUTSCENEK (czyli przerywników niemalże filmowych, koniecznych do zrozumienia fabuły), jest doskonała grafika (słowa młodego), no i zagadki. Nic nam po nich, Mieszko już kończy grę, ale przerwałam MU tę idyllę, żeby odwiedzić kolejne miejsce! Tym razem dla miłośników podróży w KOSMOS!
Zależało mi, żeby pojechać tam bez dziewczyn. Bilety drogie, a mam wrażenie, że panny średnio były by tym były zainteresowane, chociaż na miejscu okazało się, że sporo tam atrakcyjnych dziewczyn, które robiły sobie fotki z „kosmonautami” na insta 😉 BARDZO nam się TAM podobało i ja też sporo się dowiedziałam. Miałam rozeznanie kim był Verne i Ciałkowski, ale nie miałam pojęcia, że najtęższe mózgi tworzące rakiety to byli Niemcy. Po I-szej wojnie światowej Traktat Wersalski zakazał im produkcji broni, ale NIE wspominał NIC o rakietach. Dlatego tam powstały, lecz zamiast lecieć w niebo, czym Hitler nie był zainteresowany, uderzały w miasta i pomagały zwyciężać faszystom. Umknęła mi też historia szympansa, który był pierwszą żywą istotą, która wróciła z kosmosu, ale wywołało tu u niego taki szok, że podczas audycji w telewizji, gdy pokazano fragment nagrania z rakiety, zaatakował prowadzącego. Bezosa i Muska oczywiście kojarzę, ale nie wiedziałam co takiego nowatorskiego było w ich eksploracji kosmosu (rakiety przestały być jednorazowe). Itd… Wchodząc wylosowaliśmy karty: JAKIM będziesz kosmonautą? i ja wyciągnęłam Hermaszewskiego (jasne, 6 dni w kosmosie) a Mieszko: Armstronga (pierwszy człowiek na księżycu i najsłynniejsza fraza świata (macie ją w tytule). Typowe. Ja to przecież tylko ja 🙂





















