pomocniczki

Weszłam z Łucją do Mac-a. Zamówiłam i czekam aż mi przygotują zamówienie oparta o te wysokie grzybko-bary. Kątem oka widzę, że wszedł jakiś przypakowany koleś w zielonej koszulce. Ale stoję tyłem i czekam aż wyświetli się mój numer. Podeszła do mnie Łucja i szepcze:

  • Mamo… Jeden koleś CAŁY czas gapi się na Twoją pupę.
  • Zielona koszulka?
  • Tak. Skąd wiesz?
  • Bo czuję 🙂

Także tak 🙂 Nawet córki widzą, że matka jest dostrzegana 🙂

<><>

Dziś Lilka nie poszła do szkoły. Miała mieć wycieczkę, ale o 5-rano wymiotowała. Już w magiczny sposób ozdrowiała, ale mam ją w domu cały dzień.

I powiem Wam, że dobrze mieć takie duże dzieci. Pojechałam odwieźć Mieszka, a potem chciałam wpaść na siłkę. Ona w tym czasie rozwiesiła pranie i umyła krzesła na tarasie. O żadną z tych rzeczy JEJ nie prosiłam. Krzesła były upstrzone ptasimi odchodami, pozimowym kurzem, a ona to wszystko wyszorowała. A potem pojechałyśmy razem do sklepu, a jak wróciłyśmy to ONA rozpakowała zakupy. Ja się chwilę zagadałam z sąsiadką przed domem, a gdy weszłam to wszystko było już zrobione.