Roznosiłam dzieciakom po pokojach paczuszki od Mikołaja (jutro je otworzą – jak wrócą) i odkryłam, CO Mieszko dostał na klasowe Mikołajki… Dodajmy, że sam podpowiedział darczyńcy CO chce… No więc, młody dostał metalową walizkę z kartami i żetonami do pokera. No świetnie. Jedno będzie sobie dziurawiło twarz kolczykami, drugie jest zwyczajnie trudne (Lilka NIE była w stanie powiedzieć wczoraj ojcu DZIĘKUJĘ, chociaż dostała prezent POZA średnim budżetem i BARDZO jej potrzebny), a najmłodsze będzie hazardzistą. A może ja jednak poniosłam porażkę pedagogiczną? Tak mnie to rozważanie pochłonęło, że by się odstresować włączyłam sobie serial (The Serpent – cudna ta Azja lat ’70-tych!)… I chociaż byłam TAK strasznie zmęczona i nastawiałam się, że OTO się wyśpię, spać poszłam po drugiej, a wstałam jak zwykle (O SZÓSTEJ). Grrr… A takie miałam plany na DZIŚ!
Niemniej jednak posnułam się na spacerze z Bibs, pojechałam na siłkę (ćwiczę teraz ręce i plecy, żeby się TAK strasznie nie garbić), zrobiłam zakupy, nastawiłam pralkę (postanowiłam wyprać WSZYSTKIE moje fitnessowe ciuchy), chwilę sprzątałam i nie bardzo wiem dlaczego zrobiła się 16-sta?

