- Mamuś, a może my przyjedziemy z tortem? Tata, we wtorek, ma urodziny. – zapytałam wczoraj babcię.
- Mi zostało ciasto po dzisiejszych gościach…
- Ciasto ciastem, ale tort to jednak tort. Nam wychodzi, że to 77, więc ładna rocznica.
- No nie wiem. Zapytam go… KRZYSIU! Czy Ty chcesz jutro tort z okazji Twoich urodzin we wtorek?… Chce.
- To przywieziemy! Świeczki też załatwimy!
Tort Sachera wymyślono w XIX wieku w Wiedniu. Oczywiście na dworze i oczywiście tort nazwano „królem deserów”. Był czekoladowy, przekładany dżemem morelowym i w tej wersji, którą wybraliśmy dla dziadka MY, ukryta była też cienka warstwa marcepanu tuż pod czekoladowym ganachem. Oryginalny przepis jest TAJNY i to to tak bardzo TOP SECRET tajny, że jego skład wyciekający do zewnętrznych przepisów kulinarnych jest tworzony wyłącznie „na podstawie rocznego zużycia składników używanych do jego produkcji przez hotel Sacher”… Mawiają, że już pierwszy kęs sprawia, że przenosisz się nad urokliwy Dunaj, a oprócz stolicy Austrii, jego warianty spotyka się też w Bawarii. Lilka określiła go na podobny smakowo do delicji, a ugościliśmy się nim, po sutym obiedzie, u dziadków! A jak tam dziadek? Dziadek to dziadek. Duże były zawirowania z jego zdrowiem w tym roku, ale cieszę się, że wykaraskał się z tego, bo potrzebujemy jego energii, stanowczości i rozmachu. Stanowią z Lutką symbiotyczny duet i w procesie przemijania uzupełniają swoje deficyty sprawnościowe. Do momentu zdrowotnej zapaści we wrześniu wydawało mi się, że ich relacja jest trudna i blokująca się nawzajem, ale bez siebie ONI absolutnie nie funkcjonują. Patrząc na nich widzę, że bliskość drugiego człowieka może być niewiarygodnym wsparciem!



















