Związek z moim listonoszem przypomina harlequinowy romans… Trzeba zacząć od tego, że pojawia się raz na 3 tygodnie i tego dnia czuję się jak w Ameryce, bo zasypuje mnie górą przesyłek i korespondencji. Ja wtedy wchodzę w fazę Aaaaa i wykrzykuję:
- I to też dla mnie? I to?!! Pan jest jak Mikołaj! Mówili w radiu, że pracownicy poczty strajkują i bałam się, że Pan też!
- To nie moje związki zawodowe. Czemu tyle nazamawiała?
- To też dla mnie??
Po zakończeniu fazy ekscytacji zadaję nieuchronne:
- To już wszystko? Jeszcze na sporo czekam.
- Nic więcej nie było. Będę za trzy tygodnie.
- A może tak w przyszłym tygodniu?
- Tak, to każdy by chciał.
Lecz dziś był i przyniósł mi sporo zaległości. Nowe gacie do biegania, nieważne kupony rabatowe do sklepów kosmetycznych (do 12 marca), kostiumy kąpielowe dla mnie i dzieciaków (i na basen i na lato), coś tam na urodziny Liliany, sztuczne rzęsy… Aż chce się zamawiać. Btw. jeśli kupujecie chińczyki to za tydzień będą jakieś mid-sales. I to będzie taki dzień jak 11.11, że cała masa rabatów się pojawi.
<><>
Cały czas NIE przygotowałam trasy domowych ćwiczeń dla Łucji. Aaale mam już piłkę (średnica 45), która jest użytkowana non-stop. To taki puff przed-telewizyjny, na którym dzieciaki się turlają i podskakują.

