A może by tak drabinki?

Ogólnie wiosny nie lubię. Aaale jedna rzecz jest dobra. Nosi się MNIEJ warstw odzieży. Zimą na treningi biegowe byłam ubrana jak to streep pokera. Dwie pary spodni, ocieplacze na ręce, dwie bluzy, kamizelka… Ograłabym wszystkich! Od jakichś dwóch tygodni warstw mam mniej i od razu wskoczyłam do szybszej grupy tempowej… Baa, jeśli udało by mi się w niej utrzymać, a nie zostawać na szarym końcu to dziesiątkę pokonywałabym w 48 minut 🙂

Miałam ochotę dziś rano na parkruna, ale moje oczy cały czas są byle jakie, więc dzień mam z kroplami do oczu i kremem do podrażnienia 😦

Wyżej macie mix foto z czwartkowego treningu. Jaki widać dostaliśmy kolejne buty do testowania i muszę przyznać, że lunarpiki są świetne na zakrętach 🙂

<>

Natomiast wczoraj byłam na zajęciach rehabilitacyjnych Łucji. Taki jest system, że w 3-4 tygodniu pobytu dziecka, ma się pojawić rodzic, by wiedział  jakie ćwiczenia musi później robić w domu. Bardzo mi się one podobały, muszę kupić piłkę do ćwiczeń, ale w bardzo konkretnym rozmiarze, więc to chyba NIE w sklepie sportowym, a specjalnym terapeutycznym. Potrzebna będzie guma (ale już ją ma) i chyba taką gumę kupię TEŻ też dla siebie. Guma potrzebna jest do tzw.stabilizacji, czyli ćwiczenia postawy. Terapeuta Łucji powiedział mi, że dla MNIE będzie dobra czerwona o długości 2,50 m. No i większość ćwiczeń należy wykonywać przed lustrem.

Knuję więc taki drugi już dzień jak taką przestrzeń do ćwiczeń zaaranżować. Chyba w pokoju Mieszka, bo tam jest lustro… Natomiast zamarzyły mi się drabinki. Ale NIE w pokojach dziecięcych, bo tam nie ma miejsca, ale w salonie. Ze wszystkich sprzętów sportowych drabinki wizualnie podobają mi się najbardziej. Ani power-ridery, arbi-treki czy bieżnie nie wyglądają dobrze, lecz drabinki z niczym się nie kłócą! I mając drabinki dołożyłabym duże lustro, którego na dole nie ma i dół byłby taki… dynamiczny? Orientalny?