Wszystkie inicjatywy babskich marszów kojarzą się ostatnio z jednym.
Więc ok:
Kobieta MA prawo NIE chcieć być w ciąży. I ma prawo nie chcieć mieć dzieci. Zresztą w drugą stronę działa to tak samo. Ma prawo mieć dziecko, nawet jeśli jest z tą ciążą i pragnieniem sama przeciwko całemu światu. Co więcej: jeżeli usunie tę chcianą ciążę, bo ktoś tak chciał to po prostu jest głupia c_*pa, o którą walczyć nie warto.
Nie jesteśmy w stanie zmusić ludzi by przestali jeść mięso, poruszali się po mieście na rowerach i zamiast prowadzić hodowle przygarniali psy bezdomne. Co gorsze: nie możemy sprawić, że ktoś nas będzie kochał, albo, że (dorosłe) dzieci będą nas słuchały. Niezależnie od tego, na ile nam się to wydaje słuszne i na ile rzeczywiście mamy rację.
Tak to jest z tą wolnością. I tak rozumiem ideę marszów wolności/miłości i Manify. Człowiek jest istotą myślącą, każdy jest na swój sposób szczególny, więc ma prawo do szacunku oraz własnych wyborów. Dlatego idę – nie wiem który już raz 😀
Btw. nasz patykowiec był już zajęty (wiedziałam, że był dobry 😉 więc wzięłam inny!

