Bye, bye Marzanna!

Nie była straszna ta zima. Drewna na jesieni nie kupowaliśmy i w sumie to potrzebne nie było. Za to teraz wieje konkretnie. Któregoś dnia wróciliśmy wieczorem i okazało się, że wiatr przewrócił kubeł ze śmieciami i rozciągnął segregowane. Jak tak jechaliśmy i widziałam te turlające się plastiki i papiery to bałam się, że to nasze (bo widziałam i opakowanie po mące, którą kupuję i butlę po moim płynie do płukania i kubeczku po ulubionej śmietanie) i po przyjeździe pod dom okazało się, że dobrze rozpoznawałam. Biegałam potem po ciemku i to zbierałam 😉

Za to świetnie nam idą w tym roku porządki wiosenne. Dom podmalowany, kurze wymiecione, a podłogi umyte. Ogólnie chaos jest cały czas, ale jest on taki… powierzchowny. Wczoraj podnieśliśmy łóżko w naszej sypialni i wyciągnęliśmy odkurzaczem cały kurz, który pod nim był, a jako że tę czynność ostatni raz robiła nasza pani do sprzątania, to kurzowe koty były niemalże trzyletnie. Zmieniłam wszystkim pościele, bo panny nie chciały już flanelowej a cienką. Pralka więc chodzi, drzwi na taras otwarte, a dom się wietrzy. Pomimo braku słońca dzieciaki urosły 🙂 Od października panny po 2 centymetry, a Mieszko 4. Stopy Mieszka i Lili o jeden numer większe, Łuczy całe szczęście bez zmian.

Na 1-szy dzień wiosny Lila ma w przedszkolu tradycyjne jak co roku topienie Marzanny (tuż obok jest jakaś rzeczka), a Łucza ma szkolną wycieczkę na fermę. Zawsze jak słyszę o wycieczce na fermę to mi się przypomina jak Lutka opowiadała o córeczce swojej pracownicy, która najbardziej na świecie marzyła o wycieczce na fermę, by zobaczyć te wszystkie zwierzątka :))

I wiosenna Łucja, która kombinuje jak tylko może by letnie ubrania nosić 😉 W tle ten słynny „powierzchowny chaos” 😉

Las palmas de… Liliana!

Dziś ten dzień! Sześć lat temu, również w czwartek, choć w tamtym roku WIELKI, urodziła się Lila. Dziewczyna nieobliczalna 🙂 Nasza zagadka i czarodziejka. Nasz mały geniusz i utalentowany malarz. Moja przytulanka i śmieszka. Odnośnie każdego dziecka miałam jakąś „wizję”. Kim będzie i co będzie robiło. Nie powiem Wam co wymyśliłam dla Lili, ale z każdym dniem mam wrażenie, że trafiłam dobrze 😉 Panna jest niesamowita i niezwykła. Kluczem do komunikacji z nią jest cierpliwość. Gdy jej brakuje dialog się kończy. Jest w tym coś dobrego. Tak jak o Łucję się martwię, że ona za bardzo się wszystkim przejmuje, to psychika Lili jest bardzo osłonowa dla niej. Jak coś jej nie pasuje, nie stara się tego zrozumieć, a po prostu się wyłącza. Dobrze ostatnio dogaduje się z Mieszkiem – tak jak zawsze Łucja była jego drugą mamą, tak teraz Lilka jest najlepszym kompanem: mam wrażenie, że wiele zabaw bawi ich dwoje. Lecz postać starszej siostry jest cały czas bardzo ważna. Jeśli krzyknę na Łucję, to Lila od razu krzyczy na mnie: Przeproś ją! Natychmiast!

Diabli się jej rano zapytał:

  • Jak się czujesz jako sześciolatka?
  • Inaczej niż wczoraj… Boli mnie brzuch.
  • To chyba z nerwów 🙂

Impreza w weekend, ale dziś do przedszkola zabrała pudło z palmami dla kolegów i koleżanek! 🙂 Strój wybrała już dwa dni temu („Chcę być cała szara i mieć fitness kucyka„). Zabrała też ze sobą Wiórkę Grzybowską, bo ona przecież też lubi palmy! 🙂

Tu i teraz

W True Detectives, który btw. gorąco polecam, choć to historia wymagająca skupienia i uważnego oglądania, pada taki dialog:

  • Za czasów dobrych dni cały czas się zastanawiamy, kiedy przyjdą lepsze, a jak przychodzą gorsze to wiemy, że dobre już się skończyły.

Bardzo mocne i bardzo prawdziwe stwierdzenie. Szczypię się i przypominam je sobie za każdym razem gdy w mojej głowie pojawia się niedosyt.

<<<><>>>

Wanna. Panny myją głowy i pływają takie mokre nimfy twarzą do góry kołysząc włosami… Mieszko patrzy na nie. Łucja wymyśla:

  • Jestem śpiącą królewną… Pocałuj mnie królewiczu…

Lila zmienia temat:

  • Czy królewicz zawsze chce pocałować królewnę?

Mieszko krzyczy:

  • Ja rycerz!

Odpowiadam:

  • Królewicz czy rycerz to chłopak i zawsze chce pocałować królewnę. Rycerzu pocałuj królewnę!

Mieszko całuje Łucję w rękę i mówi:

  • Ja w rękę m-ł-a! [cmok]

Łucja z dzióbkiem w wodzie dalej czeka i woła:

  • W usta!
  • NIE!

Królewna więc sama wynurza się z wody i całuje królewicza. Królewicz ryczy, że on NIE chciał, a ja strofuję pannę:

  • Łucza, co to za królewna co sama się na królewicza rzuciła! :))

szykowanie 25

Rosły sobie na stole w dużym pokoju palmy… Do palm zostały załadowane cuksy i dzwoneczki (pamiętacie jak je na twitterze wklejałam?). Dokupiłam tylko do tych drugich czerwone zawieszki… Na co mi to? Najbliższe dni przyniosą odpowiedź ;))

zielono

Siedziałam wczoraj w tej kawiarni z warsztatami i zachwycona rozglądałam się wokół. Lubię takie miejsca! – To kopalnia pomysłów co można robić z dzieciakami. Pooglądałam książki dla dzieci na półkach i wybrałam co MUSIMY mieć! Pamiętam jak urodziła się Łucja to drukowaliśmy z netu czarno-białe kartki, a teraz można kupić całe serie książeczek dla dzieci półrocznych! Cudowne są książki dla maluchów, więc tylko notowałam na co tu jeszcze Mieszko może się załapać 🙂 Przejrzałam grafik zajęć na na kolejny tydzień i odkryłam, że na dziś zaplanowano poszukiwania garnca ze złotem i malowanie na zielono… Oczywiście! 17 marca to przecież św. Patryk! Przegapiłam, ale za rok muszę o tym dniu pamiętać! 😉

Zrobiłam tylko zieloną tajską zupę i mam dla Was zielony-eko temat 😉

Wyobraźcie sobie, że co z kim ostatnio nie rozmawiam to okazuje się, że zawija kanapki (żonom, mężom, dzieciom) w folię aluminiową. ???? Aluminium? Widzę właściwie tylko jedną zaletę, że masło się nie rozpaćka na resztę rzeczy (ale przecież i tak ląduje to jeszcze w woreczku!). Nie leży mi ta folia… Chwilę pogooglałam i okazuje się, że dobrze mi się zdawało, że papier jest najlepszy! Nie chodzi nawet o oczywista ekologię, lecz aluminium wchodzi w reakcje chemiczne z niektórymi produktami. Głównie kwaśnymi, czyli nie urozmaicisz kanapki kiszonym ogórkiem, ale każdy rodzaj produktu jakoś po swojemu reaguje. A więc zawijamy staromodnie w papier! Btw. papierowe torebki śniadaniowe są naprawdę urocze!

Pędzlem i wodą!

Sąsiedzi byli wczoraj na spotkaniu miłośników gier komputerowych. Wyprawa była konkretna, wielogodzinna,  zabrali się więc całą 4-osobą rodziną. Choć zainteresowany był jedynie 10-latek! I wrócili zachwyceni! To ich pierwsza wizyta na takiej imprezie, i pomijając masę wrażeń typu: „królowie polskiego youtuba budzą euforię większą niż Justin Biber„, to są urzeczeni możliwościami takich spotkań. Cyt. „Przecież takie imprezy odbywają się co chwilę w całej Polsce!„. To bardzo ważne spostrzeżenie, bo jak ognia unikali do tej pory atrakcji dla rodzin z dziećmi, ale mam wrażenie, że i oni wsiąkli :))

My dziś uczyliśmy dzieciaki malować akwarelami. Znaczy nie my, a kto inny, bo my w tym czasie sączyliśmy sobie kawki… A malowała cała trójka. Mieszko odpadł pierwszy, ale dziewczyny zapału nie straciły. Zapoznano je z różnymi technikami malowania akwarelami, narzucono temat (pocztówki wielkanocne) i regularnie wymieniono wodę i pędzle. Efekt końcowy był świetny! Ich prace były fotografowane przez panie prowadzące warsztaty i naprawdę się nimi zachwycano! Brawo panienki! 🙂

I same prace. Wersja 1-sza, czyli różne akwarelowe techniki. Nasączanie papieru i malowanie kroplą farby, oraz klasyczna pędzelkiem, który musnął wodę i kopczyk z farbą. Górne prace Łuczy, dolne Lili:

Oraz „Prace Dyplomowe” 😉 Na specjalnych zaokrąglonych karteczkach z drukiem jak pocztówki z tyłu (miejsce na znaczek i wpisanie danych adresata) Łucji to ta scenka z królikiem, koszyczkiem i baziami, a Lilki to ten wybielony zając z pisanką 🙂 Lepsze foto obiecuję wkleję, jak będziemy tworzyć kartki na Wielkanoc 🙂

Zajęciowy weekend

Właściwie to nie planowałam już łyżew w tym roku. Diabli miał za zadanie wywieźć je do rodziców (do piwnicy), tudzież wymyślić jakąś chowankę w domu (bo to jednak dużo miejsca zajmuje). Aaale, psim swędem, końskim trafem i kocim fuksem załapaliśmy się na bezpłatną naukę jazdy na łyżwach. To nie jest łatwe, bo większość szkółek wymaga wykupienia całego karnetu, a tak naprawdę to trudno nam było ocenić ich łyżwiarski zapał. Wcisnęłam więc obie panny (Mieszka się nie udało) i zmobilizowałam Diabla by też się wbił w łyżwy i ewentualnie pomagał, bo wejście było tylko dla jednego dziecka, więc żeby nie było, że jest za mało instruktorów na grupę 😉 

Było REWELACYJNIE. Odwołuję wszystko co można było przeczytać między wierszami, że uda NAM się nauczyć dzieci jeździć samemu. Sami jeździmy słabo, a tacy instruktorzy wiedzą co robią. Lilka związała się sympatią i uściskiem z jednym trenerem i on pilotował tylko ją, a Łucja działała w grupie. Wywalały się, ale jeździły, a co najważniejsze po upływie godziny W OGÓLE nie chciały z lodu schodzić. Co ciekawe szefowa szkółki od razu przekierowała Diabla w drugi kąt by UCZYŁ się razem z dorosłymi :)) I tak go wykończono, że sądziłam, że mnie udusi, że go w wysiłkowe maliny wpuściłam 🙂 Jakby nie było, tak trzeba dzieci uczyć! Podczas żadnego z tegorocznych wyjazdów dziewczyny nie zrobiły takiego skoku. Właściwie to nawet gdyby zsumować wszystkie tegoroczne wycieczki na lodowisko to nie dorównuje to umiejętnościom jakie dziś nabyły!

Niżej Lilka ze swoim trenerem:

A tu widać Mieszka biegnącego wzdłuż bandy. Od środka idzie Lilka za rękę z Diablim, a na środku tafli po lewej (budyniowo różowy kask) widać (STOJĄCA na środku SAMĄ!) Łuczę.

Lecz nie był to koniec dzisiejszych atrakcji 🙂 Punkt kolejny to były zajęcia z robotyki dla dzieci. Ta robotyka mnie ciekawiła już od dawna, ale chciałam znaleźć zajęcia pojedyncze, żeby wysondować czy pannom spasuje, by wiedzieć na co je zapisywać od września, jak skończą eksperymenty z chemio-fizyki. I pasuje! Układ warsztatów był może nie idealny, bo dwójka dzieci siedziała przy jednym kompie, ale to dobre rozwiązanie dla dziewczyn. Budowała głównie Łucja (jak to powiedziała jedna z pań prowadzących: ona jest bardziej dominująca), ale Lilka była uważnym obserwatorem. Panny zbudowały krokodyla, który miał zaistalowaną fotokomórkę i gdy wkładało się mu palec do paszczy to kłapał nią, a następnie otwierał. Budowały z Lego, a schemat był wyświetlony na monitorze. Na foto najniżej, tuż przed Łucją widać owo cudo 😉

Zresztą wkleję Wam też fotkę przerabianego dziś zestawu. Oooo:

Odroczenie (cdn)

Stałam i czekałam na Łucję z Mieszkiem i z maluchami szła cycata pani Marta, która znała Łucję ze świetlicy:

  • Ooo, a kiedy on do mnie przyjdzie?
  • On to jeszcze chwilę, ale od września ta środkowa dziewczyna do Państwa przychodzi.
  • Ale do zerówki czy do I-szej klasy?
  • No tego właśnie nie wiemy jeszcze…
  • Proszę nie puszczać. Ja gdybym miała dziecko to bym nie puściła. Zresztą proszę spojrzeć: żaden nauczyciel który ma dziecko w tym wieku nie puszcza.

Kombinują ci rodzice w całej Polsce… Kombinujemy i my. Lilka jest marcowa, czyli powinna pójść do 1-szej klasy od września, ale to zły pomysł. Nie przekonuję mnie recytująca sześciolatka, nie przekonują mnie teksty o czterolatkach w holenderskich szkołach, czy teksy, że „tylko kwoki i wieloródki” nie popierają reformy. Zamiast budować przedszkola, wsadźmy dzieciaki do szkolnych zerówek i na świetlice (wyłącznie dla oszczędności). Pomysły świetne PO się mnożą: na zebraniu w szkole usłyszeliśmy, że dziecko, które sobie nie poradzi będzie zatrzymane na jeszcze jeden rok w 1-szej klasie (To porażka już samej idei!).

 

Lilka jest specyficzna. Potwierdzają to wszyscy, którzy mają z nią do czynienia. Odbębniła roczną terapię w poradni i po raz pierwszy w historii naszego przedszkola wychowawca poprosił poradnię o wydanie opinii o gotowości szkolnej dla tego właśnie dziecka. Na wizytę zapisywaliśmy się jeszcze jesienią i odbyła się dziś.

Po pierwsze i najważniejsze: cieszę się, że trafiam na ludzi, którzy wiedzą o co mi chodzi. Nie traktują mnie jak mamuśkę, która sobie coś wymyśliła, ale dostrzegają problem. Lilka nie potrafi funkcjonować w dużej grupie, nie czuje potrzeby włączenia się do aktywności otoczenia  i nie interesuje ją nic poza sobą. Dzisiejsza psycholog dostrzegła też, że nie Lilka nie patrzy się w oczy, wymaga dużo cierpliwości i na wykonywanej czynności koncentruje się całkowicie. Jest super inteligentna, ale ma za dużo cech syndromu Aspergera by to zbagatelizować.

Kolejność na chwilę obecną jest taka: zapisujemy do 1-szej klasy, bo taki mamy obowiązek. Z adnotacją, że dziecko jest pod opieką poradni psychologicznej i ocena jeszcze nie zapadła. W maju mamy zaklepaną wizytę u psychiatry, gdzie zrobią jej kolejne badania i wystawia kolejną ocenę. W czerwcu wracamy natomiast do psychologa gdzie zapadnie ostateczna decyzja. 

Wietrzenie i przewietrzanie

Pogoda wspaniała, wczoraj odfajkowałam zakupy i prasowanie z ostatnich dwóch tygodni, więc dziś zabrałam Mieszeczka na spacer. I kundla też:) W miejsce gdzie chadzałam z dziewczynami, a chyba również z Młodym na etapie wózka głębokiego 🙂 Ujrzałam tam pierwszą tegoroczną parę, która się kąpała :))Brr…

Widzicie tę ŁACHĘ psiej sierści na 1-szym planie wyżej? 😉 Niżej turlanie w piasku, czego efektem było zapiaszczone oczko :((

PS: wczoraj Lilka miała w przedszkolu dzień gotowania i ZROBIŁA pizzę. Zjadła ją później („Położyłam sobie tylko WĘDLINĘ”) i uważa, że to najlepsza pizza jaką w życiu jadła :)) I potrafi mi z głowy podać przepis (4 szklanki mąki….) :)Super!

światło w dżungli

Wyczytałam niedawno, że najwyższy poziom stresu mają matki z trójką dzieci, bo chcą ogarnąć wszystkie tak jak przy dwójce. Przy czwórce włącza się opcja ze szkołą przetrwania i  zasady się zmieniają.

W jednym z seriali jaki oglądają dzieciaki na kanale Disneya jest rodzina z piątką dzieci 🙂 Duży rozstrzał wiekowy w tych dzieciach, bo najstarsze już same pracują, ale cała masa akcji jest bardzo mi bliska 🙂 Jak np. rozpacz matki gdy córeczka NIE płacze wchodząc do przedszkola :)) Dziś było zabawne: matka dając urodzinowy prezent najmłodszemu powiedziała do swojego najstarszego syna: po piątce dzieci wiem już, że liczy się tylko pudełko. Zachwycony  dwulatek wali obiema rękami w PUSTE pudełko po kolejce, a przerażony starszy brat się dopytuje czy dlatego matka trzyma w garażu pudełka PO zabawkach :)) Etapu tego jeszcze nie mam i do zbliżających się urodzin Lili szykujemy się solidnie 🙂 Zrobiliśmy już małą ankietę pragnień pannie eL. i pewne rzeczy zostały nawet zamówione…

Sukcesów ostatnio wiele, więc jest co nagradzać! Zaczęła np. ostatnio malować w przedszkolu ZADANE tematy. Malować malowała od zawsze, ale nigdy to co reszta grupy. A tu okazuje się ruszyło! Temat był dżungla i obrazek LILI jest najlepszy 🙂 Lew wygląda jak lew, jest świetnie zrobione tło, są ładne proporcje, doskonałe rozplanowanie i odpowiednie kolory.

I na tle grupy, bo to wtedy widać najwyraźniej! 🙂