majówka ->>>>

Za oknem brzdąka na gitarze sąsiad, a ja ruszam z pakowaniem. Śmieszna sprawa z tym sąsiadem. To emeryt od którego dwa lata temu odeszłam żona. Odeszła zwyczajnie i dosłownie. Zapakowała się i wyprowadziła do swojej mamy. Bo miała go dość, bo się gapił całe dnie w telewizor i nie chciał się zmienić. Przez 10 dni była cisza, a potem koleś ruszył. Miał fazę schadzek i chichotów w ogródku, ale zaczął też jeździć na rowerze (codziennie) i biegówkach (też całą zimę co drugi dzień). Od roku brzdąka na gitarze doprowadzając do szału Diabla. I śpiewa (te same szantowe kawałki). Sądziłam, że on chce to gdzieś na youtuba wrzucić, ale okazało się, że poszedł dalej bo ma WŁASNY ZESPÓŁ i wkrótce wydaje płytę. ?!!?? Zobaczcie jak to odejście żony go ukreatywniło! 🙂

A pakuję się bo i ja na chwilę zostawiam Diabla. Po szkole i przedszkolu jedziemy na majówkę do dziadków. Jeszcze nie złapali oddechu po świętach, a my już nadciągamy ponownie 😉 Diabli dojedzie w piątek, bo pracuje drugiego, lecz zabieramy mu też psiego kompana.

I wkleję Wam jeszcze obrazki Lilki. To owoc jednego dnia w przedszkolu. Nie ma tu oczywiście sterty kartek ze szkicami, bo to są dzieła ostateczne. Szkice to te obrazki na których Lilka ćwiczy odpowiednie nachylenie krzywizny 😉 Bo musi być idealnie by obrazek powstał 🙂

przydatne odkrycie

Łucja dostała zadaną lekturę do przeczytania w domu. O Wojtku, który chciał być strażakiem. I powiem Wam, bo może przypadkiem ktoś jeszcze tego nie odkrył, że lektury (w większości) dostępne są w necie na pdf-ach. Czyli nie trzeba szukać po bibliotekach czy znajomych. Trudno drukować Pana Tadeusza, ale te pierwszoklasowe „czytanki” to raptem kilka stron. Diabli elegancko druknął w fabryce, ja poskładałam oraz zszyłam czerwonym zszywaczem i książeczka w wersji minimum przyda się jeszcze rodzeństwu! 🙂

<><>

Wysyp mamy ostatnio różnych urodzin. Nie rozumiem tej mody na urządzanie imprez dzieciom na tygodniu. Ja rozumiem, że sala zabaw na 18-stą w czwartek, to pewnie jakieś super warunki daje, ale tak robić na odwal to po co w ogóle robić? To jeden nurt, a drugi to osiedlowe zdmuchiwanie tortu dla sąsiadów o 19:30. I to samo pytanie: czy to nie można w weekend na 11-stą? Dla wyrównania wrażeń ucieszyła mnie inna impreza… Łucza była nie tak dawno na urodzinach w kinie. Fantastyczna zabawa! Był film, kupowanie pop-cornu, a na koniec spacer po tych pomieszczeniach skąd puszczają film i gdzie składują rolki z taśmami. W tym pierwszym panna zerknęła do sali kinowej i powiedziała, że widziała fragment jakiegoś STRASZNEGO filmu dla dorosłych 😉

1-szy letni DIY

Mieszko dostał się do przedszkola! Super! Liczyłam na to, że się uda, bo ilość posiadanych dzieci miała mieć znaczenie decydujące w kwestionariuszach, ale tak na 100% pewni nie byliśmy. Ponad dwie osoby na jedno miejsce… Ale udało się! 🙂 Jak wchodziłam po Lilkę to panie akurat wieszały listę. Zaczęłam sprawdzać i mówię: Nie widzę! A one, że jak to, bo przecież go wpisywały :)) Był, był, tylko, że lista nie była alfabetyczna 🙂 

<><>

Zabrałam się dziś za robienie kolejnej imprezowej instalacji. Jakoś tak snułam się rano, wzięłam słoik z klejem do tapet i dokleiłam zerwany fragment z pokoju Mieszka gdy zapukał listonosz. Co to Pani znowu nazamawiała? A to sznureczki były. Rozwinęłam więc papier i zabrałam się za robotę. Na kolażu z malowania kredą sprzed kilku dni widać fragment chorągiewek. Przydają się – używane są często, jako taki separator od reszty osiedla, więc sądzę, że TO dzisiejsze coś też takie będzie. 

Najpierw wkleję Wam foty tego co posłużyło za inspirację:

Idea jest taka, że powstaje sznurek z kolorowymi kółkami, który rozciąga się nad głowami dzieciaków. Powyżej linii łapek. Potrzebny jest sznurek, kółka z papieru (zdecydowałam się jednak na równe, a kształt odrysowywałam od miski), klej (wybrałam taki do tapet, bo dodatkowo usztywnił kółka). Tutorial rozmyty bo od-komórkowy. Najbardziej czasochłonne było wycinanie tych kółek, potem je smarowałam, kładłam na nie sznurek i doklejałam drugim kółkiem 😉 Efekt zobaczycie jak powieszę 🙂

Oryginalny produkt jest w puszce, muszę wiec poszukać jakiejś pasującej 😉

Sursum corda!

Jechałam dziś z pannami z eksperymentów i tłoczno było przy kościołach. Data taka, że komunii jeszcze nie ma, ale inna uroczystość zwabiła tłumy do świątyń. Mi natomiast przyszła do głowy refleksja związana w przyszłoroczną komunią. Strasznie wątpiąca jest ta nasza Łucja… Po pierwsze posiadana wiedza budzi w niej sprzeciw z tym co głosi katechetka (chociażby wspominana już Gwiazda Betlejemska, której nie było). Poza tym Darwin kłóci się jej z teorią stworzenia. „Wiesz mamo, nie pasują mi dinozaury z dziejami pana Jezusa”. Diabli ma jej to wyjaśnić, ale coś mi się zdaje im bliżej będzie egzaminów komunijnych tym będzie więcej pytań zadawać…

<><>

Wkleję Wam jeszcze fotę z mojego f-ooka. Znajomy z podstawówki mieszka za wielką wodą i dziś urządzili sobie zlot na cześć Papieża. Z amerykańską pompą, z akcentem katolickim, bo celem był kościół i z polskim polotem. Fajnie 🙂

Jamajskie tempo…

Rano przed plastyką i późniejszym rodzinnym spotkaniem z kuzynami Diabla Łucja wyprowadziła na spacer Sziwę. Po powrocie biegając w majtkach pomiędzy kuchnią a łazienką rzuciłam:

  • I jak tam spacer? Słuchała się Ciebie?
  • Tak. Ale w ogóle się nie wysikała. Cały czas tylko jadła ZIOŁA.

Deszczowy klimat lenistwa nas dopadł później. Wróciliśmy z tego obiadowego spotkania i położyliśmy się spać. Dzieciaki coś tam plastycznie tworzyły i budowały, a my z Diablim przekimaliśmy 2 godziny… W środku dnia 🙂 Akumulatory podładowane, więc za pół godziny kładziemy dzieciaki spać, uruchamiamy nianię elektryczną i ruszamy na kolejne spotkanie przy stole. Tym razem sąsiedzkie 😉

ukomórkowienie

Czytałam niezły artykuł o tym, że stajemy się cyborgami. Pierwszy etap już przekroczyliśmy. To komórka, która jest przyrośnięta do dłoni. Wydało mi się to przesadzone, ale jak oglądaliśmy jakiś mecz wczoraj i widać było, że w każdej dłoni na trybunach jest telefon to rzeczywiście coś w tej teorii jest. Tym milsze wszelkie objawy „ludzkości” w nas 😉 Łucja zabrała się za czytanie o Monnecie. Ranek, więc ją podganiam:

  • Łucz, choć do lustra, bo muszę Ci kucyka zrobić!
  • Nie mogę, bo czytam PIĘKNĄ książkę 🙂

Kredziaście

Mam taką teorię, że człowiek najlepiej czuje się w porze roku, w której się urodził. I moją porą roku jest jesień. Wiem, że przytłacza wtedy widmo nadchodzącej zimy, ale nie czuję się wtedy zmęczona, przegrzana czy wychłodzona. Jedzenie mi smakuje, a energia rozsadza. Pierwszy podmuch wiosny jest super, ale chwilę pogrzało, a mnie już zaczyna w nosie kręcić. Niby nic jeszcze nie pyli, ale oczy już swędzą, więc nadchodzi pora na chowanie się w domu. Całe szczęście dzieci tak nie mają, kubełek z kredą jest super i zabawa na dworze znajduje się sama! 🙂

I dzień kolejny… Ależ nudno bez tych dziewczyn!

Pochwalę się jeszcze, że NASZA PISANKA zdobyła II miejsce w konkursie przedszkolnym! 🙂 Lila wygrała ołówek i ramkę na zdjęcia! 🙂

Nowy nurt

Dzieciaki harcują na dworze, aura zimowa odeszła chyba na dobre, ja zabrałam się więc za przegrupowanie garderoby. Zimowe spodnie i swetry, spódniczki sztruksowe i puchate bolerka powędrowały ściśnięte na dolną półkę, a na półkach dzieci zagościły rzeczy letnie. Tak jak podejrzewałam w najlepszej sytuacji jest Lilka. Ja miałam podobnie: biodra stały w miejscu, a rosłam tylko w górę. Więc większość rzeczy jest może w długości 3/4 (co letnim spodniom nie szkodzi), ale na szerokość dobra. Łucza rośnie w pupie i dużo szybciej w długości więc jej półka, podobnie jak półka Mieszka świecą pustkami.

 

Dekoracji świątecznych jeszcze nie ściągam, ale przyszłam mi do głowy związana ze świętami refleksja (i wcale nie o to chodzi, że odkryłam, że jestem maniaczką makowców i zdecydowanie wolę je niż serniki). Mój cioteczny, a właściwie wujeczny, brat był w marcu na kursie gotowania. Poszli razem z żoną i opanowywali tajniki kuchni indyjskiej. Wrócili zachwyceni i rewolucjonizują swoją kuchnię – oni nawet już sami klarują masło, bo smaczniejsze! To jeden przykład. Drugi to kolega  Diabla, który wziął sąsiada i pojechali razem na kurs masarski. Pół Polski (bo te kursy są absolutnie wszędzie) przejechali by tam być! Uczył się porcjować mięso, co do czego i jak przyrządzać. A na święta kupili po wieprzku (każdy) i narobili kiełbas. Pobudowali sobie wędzarnie z beczek i temu koledze Diabla wyszło 50 kg kiełbasy :)) Oba te przykłady, wraz z moimi doświadczeniami pokazują nową modę i nowy (2014!) trend. Rozwijania umiejętności kucharskich i doskonalenia posiłków. To szalenie pozytywne i warte naśladowania. Sąsiad zabrał się za robienie win, inny kolega Diabla wypieka chleb i wybiera się na kurs piekarniczy, a ja szukam na co tu męża wyciągnąć. To nie są rzeczy tanie, ale to zrozumiałe, bo masz nielimitowany dostęp do wszelkich potrzebnych składników. Poznajesz ludzi jedzeniowo zakręconych i udoskonalasz własny smak. Polecam!

obLANI!!!

W drogę powrotną do domu ruszyliśmy po śniadaniu. Kawałek był do przejechania, przed dotarciem do domu chcieliśmy zajrzeć do drugich dziadków, a Łucja planowała jeszcze wielkie oblewanie na osiedlu. Diabli rzucił: Jedźmy przez Turki! Turki to inaczej Radomyśl nad Sanem, gdzie Wielkanoc obchodzi się… nieco egzotycznie…

Rzecz w tym, że 400 (?) lat temu Jan III Sobieski ruszył na Wiedeń. Razem z nim wojsko zwerbowane między innymi z Radomyśla. Polacy jak wiemy Turków pokonali i zwycięsko ruszyli do domu. Szli z tymi łupami i by było im łatwiej część ponakładali na siebie. Wschodnie jedwabie i kosztowności. Tak ustrojeni wkroczyli do rodzinnej miejscowości właśnie na Wielkanoc. Weszli do kościoła, gdzie wywołali popłoch… TURKI, TURKI!!! Pomyślcie jak wielka była radość, gdy okazało się, że ci brudni i zarośnięci przebierańcy to ich bracia i mężowie.

Na tę okoliczność co roku na Wielkanoc okoliczni mieszkańcy przebierają się za Turków i ozdabiają Wielkanoc. Pilnują grobu, urządzają parady i przechadzają się po wsi. My wjechaliśmy do Radomyśla chwilę po 11-stej. Barwna parada, głośna orkiestra i świetna pogoda! Otworzyliśmy okna, zjechaliśmy na pobocze, wyłączyliśmy silnik i śmiejąc się podziwialiśmy jak się do nas zbliża…

Sądziliśmy, że poranną porcję kąpieli mamy za sobą. Łucja obudziła się o szóstej, załadowała pistolety i jajka i zlała wszystkich. Ją zlała babcia, która wczoraj pod poduszką schowała sobie jajo -psikawkę. Ależ się myliliśmy! Widzicie tego gościa poniżej? Skakał taki radosny i niewinny jako pierwszy, minął nas, a potem znienacka cofnął i oblał Diabla :DDD Ale to nic. Btw. dostaliśmy od niego banana-psikawkę. Jak to zaśmiewaliśmy się to z drugiej strony ja zarobiłam swoją porcję wody :))) Byliśmy tak zachwyceni, że gdyby nie to, że musieliśmy jechać chcieliśmy do orszaku dołączyć i pójść z nimi! 🙂 Zrobimy to kiedyś! 

Niżej „groźny Turek” grozi nam nożem z folii aluminiowej 🙂

A to był jakiś taki układ z podskokami 🙂

Super! 🙂

<><>

  • Mamo…
  • Tak Łucza?
  • Czy my możemy zrobić jutro jeszcze jeden Śmingus Dyngus?
  • Nie Słońce. Śmingus Dyngus jest raz w roku.
  • Ale ja się w ogóle nim nie nacieszyłam!!!