Siedziałam wczoraj w tej kawiarni z warsztatami i zachwycona rozglądałam się wokół. Lubię takie miejsca! – To kopalnia pomysłów co można robić z dzieciakami. Pooglądałam książki dla dzieci na półkach i wybrałam co MUSIMY mieć! Pamiętam jak urodziła się Łucja to drukowaliśmy z netu czarno-białe kartki, a teraz można kupić całe serie książeczek dla dzieci półrocznych! Cudowne są książki dla maluchów, więc tylko notowałam na co tu jeszcze Mieszko może się załapać 🙂 Przejrzałam grafik zajęć na na kolejny tydzień i odkryłam, że na dziś zaplanowano poszukiwania garnca ze złotem i malowanie na zielono… Oczywiście! 17 marca to przecież św. Patryk! Przegapiłam, ale za rok muszę o tym dniu pamiętać! 😉
Zrobiłam tylko zieloną tajską zupę i mam dla Was zielony-eko temat 😉
Wyobraźcie sobie, że co z kim ostatnio nie rozmawiam to okazuje się, że zawija kanapki (żonom, mężom, dzieciom) w folię aluminiową. ???? Aluminium? Widzę właściwie tylko jedną zaletę, że masło się nie rozpaćka na resztę rzeczy (ale przecież i tak ląduje to jeszcze w woreczku!). Nie leży mi ta folia… Chwilę pogooglałam i okazuje się, że dobrze mi się zdawało, że papier jest najlepszy! Nie chodzi nawet o oczywista ekologię, lecz aluminium wchodzi w reakcje chemiczne z niektórymi produktami. Głównie kwaśnymi, czyli nie urozmaicisz kanapki kiszonym ogórkiem, ale każdy rodzaj produktu jakoś po swojemu reaguje. A więc zawijamy staromodnie w papier! Btw. papierowe torebki śniadaniowe są naprawdę urocze!
