




Byłam dziś z uczniami w starej drukarni na warsztatach linorytu! Strasznie mi się tam podobało i pomyślałam, że z moimi koniami też muszę się wybrać, bo im też się MOŻE spodoba? Na razie zrobiłam SAMA sobie obrazek z totemicznych dla mnie kur. Wątek jeszcze będzie wracał, bo obrazki chcę zawiesić na ścianie (niezmiennie, każdorazowo, jestem dumna z własnego rękodzieła) i wtedy zobaczycie efekt końcowy!
🌊🌊🌊
Tymczasem Łucja, na pożegnaniu z Meksykiem, była na MASAŻU i opowiadała nam, że „babka, która ją WYMASOWAŁA masowała również jej pośladki, a Matiego masażystka JEGO pośladki pominęła”. I strasznie się z tej historii w domu zaśmiewamy, bo to BARDZO historia w jej stylu. ORAZ jest także dramat przy pakowaniu, bo panna się NIE zmieściła do walizki. Będzie więc jechała nie tylko z siatami, lecz ubrana w DUŻO rzeczy…





