Wykończył mnie dziś w nocy ten pies. Dwie noce pod rząd, ona co dwie godziny musiała wychodzić. Noc w noc…Dziś w nocy coś jeszcze się działo z ciśnieniem, więc było ciężko, bo rano głowa wirowała mi jak po jakimś rollercoasterze. Łyknęłam paracetamol, napiłam się gorącej herbaty i wystartowałam z tym nowym tygodniem!
Najważniejsze rzeczy, jakie udało mi się dziś załatwić (trzeba było w tej sprawie gdzieś tam pojechać) to umówienie Mieszka na spotkanie z pedagogiem w poradni (koniec stycznia, to będą dwie wizyty), odwołanie obiadów w szkole na styczeń i zaklepanie terminu na odczulanie Lilki (z tym był problem bo jak byłyśmy w grudniu to nie było jeszcze kalendarza na kolejny rok). Odebrałam też po drodze pranie z pralni, a na psim spacerze spotkałam znajomą z którą pomarudziłyśmy sobie, że nie mamy kasy. Na jutro przechodzi odwiezienie zaświadczeń do szkół… Ach, dziś w końcu kupiłam psie żarcie, bo może to z głodu ten pies tak wariował po nocach? Btw. chrupki miał!

