2020?

No to koniec! Ależ to był rok! Na wiosnę myślałam, że nazwę go rokiem, którego nie było, ale już we wrześniu przyszło mi do głowy, że to rok ZERO. Taki, który wszystko przestawia i zmusza do zaczęcia na nowo. Pamiętam moje noworoczne plany… Dumę, że tak ładnie to wszystko mam zorganizowane, zaplanowane wakacje i wyjścia do teatru. Nic z tego się nie udało. Przyszło coś, co wszystko przewaliło.

W kupie trzymała nas satyra i memy. Jak to dobrze napisała osoba, którą cytowałam: Być może sprawny Internet jest tym co nas chroni przed rozbojami.? Ładnie też napisał ostatnio Łukasz Orbitowski:

„Nie wierzę w żadne pocieszenia i dobro, które miałoby jakimś cudem wypłynąć z pandemicznej katastrofy, w tych ludzi, którzy obiecywali sobie, co obejrzą, co przeczytają i tak dalej, w poszukiwania duchowe i nieszczęśników, którzy pragną spokoju, by zerknąć w głąb siebie. Naprawdę, błogosławieństwo pośpiechu i zamętu polega na tym, że nie musimy tam zaglądać.”

Dokładnie!!!. Może i właśnie grzebanie w sobie dobre nie jest? Namnożyło się problemów ludziom w tym roku, spowodowanych przez izolację i odcięcie… O tym co przechodzi młodzież i dzieci w ogóle nie warto pisać. A co gorsza, bo tym wiosennym okresie walki i wiary wszyscy wchodzą w fazę: A jeśli tak będzie już ZAWSZE?

W mojej mikro skali źle nie było. Zniknął mi wiosną cały miesiąc, a jesienią zaczęłam pracę w szkole. Wygrałam na pandemii, bo szkoły miały wakaty i przyjęli mnie – 46-latkę, bez doświadczenia, od razu. I dobrze mi się tam pracuje. Strasznie jestem zaganiana i nie mam czasu zaplanować dzieciom i sobie weekendów/wakacji/czegokolwiek… ALE i tak nic się NA RAZIE NIE dzieje. Nic, ale to nic, a planowanie sensu nie ma, bo te ograniczenia kiedy i jakie wejdą nie wiadomo. Diabli wiosną wyjechał za granicę, wpada raz na trzy miesiące i to też nie jest idealne. Miałam te moje wychodne weekendy 2x w miesiącu, a teraz ich nie mam. Lecz z drugiej strony, patrz wyżej -NIC się nie dzieje i NIC nie tracę.

Bardzo fajnie od-świętowaliśmy urodziny Łucji. Dziewczyńska wyprawa do Torunia to był świetny pomysł. Dumna jestem z naszej wyprawy do Berlina na ferie, jesiennej wycieczki do Oświęcimia i z letniej podróży na Podlasie. Duże te moje dzieci i możemy się wybrać i na spływ kajakowy i przejść spooooro kilometrów! Niemało chodziliśmy po lasach i po bałtyckiej plaży w lipcu. Zgubił i znalazł się kot, a pies został wysterylizowany.

W kategorii NAJ:

  • FILM: w kinie byłam raz, na Mulan, więc trudno to zaliczyć kategorii, więc rok trzeba oddać filmom dokumentalnym. Dzięki Ninatece obejrzałam ich sporo i CHYBA trzeba powiedzieć, że gatunkiem filmowym 2020-go był dokument.
  • Serial: tego było zatrzęsienie! Chyba najważniejszy to był Babyllon Berlin, ale podobało mi się też Outsider i Spisek przeciwko Ameryce. Rok kończę na trzecim odcinku 30 srebrników i to też jest świetne.
  • Książki: czytaliśmy nie mało… Ostatnia przeczytana książka to „Zima Czarownicy” i to bardzo dobra książka. Pierwszy tom, debiut pisarki, był poprawny, za to część trzecia była już doskonała. Chętnie przeczytam kolejne rzeczy, które napisze.
  • Influencer: Makłowicz. On bawił nas, gdy wszystko wydawało się tragiczne.
  • Słowo: bezpieczny. Nie wymaga to komentarza. Witam Was, w nowym, bezpiecznym reżimie/Z zachowaniem norm bezpieczeństwa/ Pamiętaj, żeby być bezpiecznym!
  • Żywność: odcięcie spowodowało, że człowiek mniej eksperymentował z jedzeniem, bo zwyczajnie mu się nie chciało, ale u nas pojawiła się mąka ryżowa i KWIATY (cukinii!)
  • Trend w fotografii: przypomnieliśmy sobie o pięknie krajobrazu wokół. Plenerem doskonałym były pola rzepaku, maku i słonecznika oraz łany lawendy!
  • Kierunek: POLSKA. Lock down był i znikał i wszyscy kręciliśmy się po bliższej i dalszej okolicy.
  • Kosmetyk: dużo polskich marek odkryłam w tym roku. Latem zachwyciła mnie Ziaja, gdzieś po drodze Bielenda i Oceanic. Weszłam też w sera (od serum 🙂 i olejki do twarzy.
  • HIT: nie było nowych piosenek. Rzecz niewyobrażalna!!! To jakąś wyjątkowo przytłaczające, ale jedyną piosenką, która przewijała się cały rok i z którą ten rok będzie mi się kojarzył do Coffin Song.
  • Sklep: Pepco. Oni rozwalili system dekoracjami świątecznymi i chyba w żadnym innym sklepie nie było tylu tłumów.
  • SPORT: były kajaki i wzięłam nawet udział w zawodach kajakowych, ale sportem jest bieganie. Gdy zamknięte są siłownie, gdy nie można być z innymi ludźmi, wyboru właściwie nie ma.
  • Ułatwienie życia: mam ulubioną cukiernię, do której całkiem często zaglądam!

I z grubsza to tyle. Dekoracje w domu na NOWY ROK są w wersji minimum, bo ogarniam ten pokój Mieszka, ale serpentyny rozwiesiłam. Gdzieś SĄ jeszcze pewnie balony z cyframi, ale odpuszczam, bo ich teraz nie znajdę… Mamy za to torcik na NOWY ROK, a właściwie mieliśmy, bo ZJADŁ się, gdy przywiozłam go z cukierni. Mamy też zimne ognie i za chwilę jedziemy gdzieś ten nadchodzący 2021 powitać! 🙂

Projekt DOM w 2020

Dom mam rozgrzebany, bo tapetujemy pokój Mieszka, ale bardzo się z TEGO cieszę, bo tak naprawdę to był bardzo mizerny rok, jeśli chodzi o domowe inwestycje. Nawet były plany: mam wybraną kanapę i regał, ale sklepy, a to były zamknięte, a to z limitem osób i z kolejkami przed wejściem, a to z większym limitem, ale z tłumem ludzi w środku. Więc nie było jak do tego sklepu dotrzeć…

Najważniejszą sprawą były łazienki. MAM naprawione spłuczki, wymieniony jeden sedes i to tak mnie zainspirowało, że doszły też nowe dywaniki, śmietniczek i koszyczki na szpargały łazienkowe. Niby nic, ale bardzo mi się teraz ta moja łazienka podoba. Mam też wymienioną baterię w kuchni i to też jest przecudowne. Tamta mi kapała, ciekła, a po prostu mam nową! Całkiem dobrze ma się ogródek. Bibi cały czas kopie doły, ale innowacja z kwiatowymi donicami z tyłu domu, to był strzał w 10!

Sporo było rękodzieła! Motanki (Baba-Jaga i Lichomanki), krzyż, który Łucja zrobiła na religię na wiosnę i ponieważ nie mieliśmy, to MAMY oraz wyszywane torby, które robiliśmy na wiosenną część pandemii. Małe AGD: gofrownica, czajnik i od Mikołajkowy- toster. Warto też dodać, że doszedł jeden telefon – i jest to komórka Mieszka. Młotek, dłutka oraz przedmioty organizujące przestrzeń: zielona plandeka, którą przykrywam rowery oraz segregatory na biurka dziewczyn. Są to rzeczy, których w latach poprzednich bym nawet nie wymieniała, natomiast w tym roku to właśnie one tworzą listę nowości… NIE doszły też bombki, za to na jej miejsce JEST wielka podświetlana gwiazda. Wielki kubek oraz mały kubek… No i będzie ten pokój Mieszka! Zdjęcie PO pokaże Wam jak już wszystko skończymy i poustawiam. Dywan już przerzuciłam do auta i muszę go zawieźć do czyszczenia, ale podoba mi się! Tapety kupowałam na Black Friday i trzeba było odpowiedniej chwili! Konieczne było pomalowanie ściany, bo tym razem tapeta była kładziona TYLKO na jedną ścianę, a pod spodem ściana była różowa…

NA kolejny ROK? Kanapę mam wybraną, więc MOŻE uda mi się WEJŚĆ do sklepu. Wymiana baterii w kuchni to był bardzo dobry krok i chcę też wymienić baterię w łazience. Zaraz na początku roku chcę podjechać po perlatory do pozostałych kranów, bo ta woda to bokiem strzela… Nowe COŚ co mi się pojawiło, to wymiana drzwi tarasowych. Ciągnie od nich niemożebnie, a gadałam na psim spacerze z jedną babką, która to zrobiła i sobie chwali. Uszczelnić trzeba poddasze. W tym roku nie zdążyłam tego zrobić, czyli to też przechodzi na 2021!

strzykawą w ramię

Jechałam sobie autem w październiku, gdy zadzwoniła znajoma. Taka dawno nie słyszana… Też gdzieś tam jechała, więc wrzuciłyśmy się sobie nawzajem na głośniki i zaczęłyśmy dłuuugą rozmowę. Życie, byli mężowie, wakacje, dzieci i w którymś momencie powiedziała:

  • Aaa, wczoraj zaszczepiłam Polę na HPV.
  • Ooooo! Też chcę to zrobić, ale ciągle przesuwam!
  • Ja też przesuwałam, a drugą dawkę trzeba podać przed 15-tym rokiem życia, a odstęp musi być półroczny.
  • A ona jest z kwietnia!
  • No właśnie. Tanie to nie było, ale chciałam to zrobić.
  • Ale przecież Ty masz to za darmo. Miasto Wam funduje??
  • Tak, ale funduje tą najtańszą szczepionkę, która chroni przed dwoma szczepami, a ja chciałam tą najnowocześniejszą, która chroni aż na dziewięć. Jak już mam truć dziecko, to chciałam czymś o największym zakresie.
  • Słusznie.

Nie jest łatwo te szczepionki zdobyć. Coś w ogóle się dzieje takiego, że żadnych nie ma (2x w tym roku niezłe kombinacje robiłam, żeby kupić MÓJ lek na alergie), ale z tym na HPV to był kosmos. Ale udało się, szczepionka jak to szczepionka w bezpiecznych warunkach termicznych (torby i wkłady chłodzące) do mnie dotarła, więc dziś BŁYSKAWICZNIE pojechałam z Łucją na szczepienie!

Każdy rodzic ma jakiś swój rodzaj obsesji. Ja z tych dodatkowych szczepiłam na ospę gdy były małe i ostatnio, gdy przyjmowali pannę do sanatorium okazało się to być BARDZO przydatne szczepienie. Chciałam TEŻ zaszczepić na TEGO wirusa. Choroba roznosi się drogą płciową, chorują na nią kobiety, a nosicielami są mężczyźni. Teoretycznie czynniki zwiększonego ryzyka to nikotyna, wczesna inicjacja i duża ilość partnerów i zakładam, że NIE będzie to dotyczyło moich dzieci, ale jak będzie… NIE wiem. Zaszczepić chcę całą trójkę. W Australii szczepią obie płcie i pewnej choroby TAM nie ma. Kolejną dawkę chcę podać pannie w czerwcu, a po wakacjach ruszyć ze szczepieniem Lilki. Niżej, chwilę po szczepieniu:

Nie każdy może być natural beauty

-Lilka. O mnie…

Koniec roku jest ciepły, więc pojechaliśmy na spacer! Ja taka w trybie codzienno-maseczkowym, a dzieci piękne jak zawsze. No i jednak POWINNAM się malować jeśli planuję by mnie było widać 😀 Za to dotleniliśmy się, towarzystwo teraz ogląda „Jedyny i niepowtarzalny Ivan” i jeśli szukacie jakieś nowej Disneyowej produkcji, to jest BARDZO ładny film. O wolności i potrzebie przestrzeni!

Patrzcie na PSIE szaleństwo!
Wiem, to jak reklama CCC :)))
SZALIK zabrała mi Lilka, apaszkę Łucja i ja ZNOWU chodzę w ubiegłorocznym…
Beatles!

Podsumowania?

Zaczynamy TEN dziwny okres między świętami a Nowym Rokiem, który zawsze był taki DZIWNY i jałowy. W tym roku jest JESZCZE dziwniej, bo jak wiadomo Sylwestra NIE MA, a zaraz po nim mamy ferie… Lock-down już trwa, czyli odcinek czasu kiedy nie wiadomo co zrobić wydłuża się jeszcze bardziej… U nas jednakowoż będzie dynamicznie. Będą podsumowania (odzieżowe już wrzuciłam), no i mam na głowie trudną rozkminę co zrobić z Łucją… Bo przy wypisie z sanatorium okazało się, że przez ten rok skrzywienie kręgosłupa poszło tak bardzo, że oni sugerują operację :/ Przede mną więc konsultacje z innymi lekarzami i BYŁOBY dobrze, gdyby udało mi się to załatwić na FERIACH. Plotka jaką dostaliśmy ze szkoły jest taka, że po feriach wracają klasy 1-3, co oznacza dla mnie, że część zajęć będzie z domu, a część ze szkoły. Również korzystając z tego, że DO Nowego Roku jest Diabli, którego NIE ma, bo jest za granicą na stałe, chcę położyć tapety w pokoju Mieszka. Tapety kupiłam na Black Friday, budowlane są otwarte, więc gdyby zabrakło farby albo kleju do tapet, to można podjechać.

Idę więc zaraz wcisnąć w siebie kawałek MAKOWCA i zbieram siły do działania! Btw. Lutka, która GO mi wczoraj wydawała (w świątecznym sweterku, który NAPRAWDĘ się jej podoba!) powiedziała, że wyjątkowo dobrze wyliczyłyśmy w tym roku ilość jedzenia i za wiele NIE zostało! Mam kilka kawałków mięs, ale to zejdzie. Ze schabu zrobię pieczeń w sosie chrzanowym, a szynkę i boczek pokroję i zamrożę. Zawsze w tym okresie chodziliśmy na jakieś oprowadzania świąteczne po muzeach, ale w tym roku wiadomo jak jest…

Taka ciekawostka. Na stronie HBO możecie zmontować sobie filmik.. JAKI był ten rok… Oto mój:

Polaków przy stole rozmowy

Dziadek opowiadał o jednym swoim znajomym. To jego rówieśnik, też z dwójką dorosłych dzieci i stadkiem wnuków. Jedno z jego dzieci to córka, która wzięła ślub z Węgrem… Poznali się na łódzkiej filmówce, on robi reklamy i filmy dokumentalne (ma nawet jakąś nagrodę) i mieszkają pod Budapesztem. Tuż obok Dunaju. I dzieci mają… czwórkę! Żyje im się dobrze, w takim świecie bohemy i twórców, a wakacje, rok w rok, spędzają na wyspie na Dunaju. Jedzie ona z tymi dziećmi i chyba jej szwagierka z taką samą ekipą. To wybór, a nie konieczność. To świadome wakacje i moim zdaniem naprawdę wyjątkowe. Pisałam Wam ostatnio o dzikich dzieciach. Najbardziej endemicznym i zagrożonym gatunku na świecie… Dzieciach, które NIE spędzają wakacji na półkoloniach w szkole, albo obozach językowych. Takich, którym zdarzało się chodzić po trawie na bosaka i rozgniatać kłosy w dłoniach. Takich, które są połączone z ziemią na której żyją i świadome jej siły.

I ma ten znajomy dziadka problem. [Btw. poleciłabym mu książkę, którą dostała Łucja („Wigilia Małgorzaty”) ->To historia o tym jak można bać się o życie TAK bardzo, że przestajemy ŻYĆ naprawdę]. Otóż TEN znajomy szmat swojego życia spędził na badaniu jednej ich gałęzi rodowej, która tworzyła wyjątkową społeczność na Ukrainie. Wyjątkową administracyjnie i kulturowo. I ten ogromny zbiór dokumentów i fotografii NIE ma komu przekazać. Bo JEGO córkę, na którą liczył, interesują wyłącznie te jej dzieci… A moim zdaniem ona tworzy właśnie własny ród. Ustanawia zasady i formuuje historię. To co o było, pamięć o przodkach, jest w niej. To nie przepadło, lecz wychodzi w nowej zmutowanej formie. To nawet nie chodzi o to, że ona zwyczajnie NIE ma czasu, lecz o to, że to co ona rozpoczęła jest nie mniej ważne.

Zawsze mam z tatą spór o tę przeszłość i przodków. Jako wyznawca teorii, że nasze ciała pamiętają, że nasze dna jest zmieniane przez dzieci, które nosimy i że nasze mózgi chowają informację o doświadczeniach wcześniejszych pokoleń, mam do przeszłości stosunek mniej absolutny. I jak tak WE DWÓJĘ zaczniemy… 🙂

Leżymy (z pełnymi brzuchami)…

Co roku na święta zastanawiam się czy to jestem już w tym wieku, że jeżeli ZJEM za dużo, to będą mnie musieli hospitalizować… No bo jak jesteś piękny i młody to ten żołądek jest taki jakby bardziej z gumy…

Przypomniała mi się historia sprzed lat, którą opowiadałam teraz dzieciom. Jeszcze z moim exem dużo jeździliśmy autem po Europie… Samoloty były wtedy drogie, benzyna tania, zresztą do auta lepiej mieścił się namiot. Celem był na ogół półwysep Iberyjski, a ulubione plaże na północ od Barcelony. Zmieniając do noc kempingi trafiliśmy pewnego razu do miasteczka Roses. I to było miasteczko, gdzie byli sami emeryci. Chyba z całej Europy. Zasuszone eleganckie panie i szykowni panowie. Na placach tańczono. Pamiętam chorągiewki zawieszone na tymi placami i muzykę na żywo. I te starsze pary gęsto wirujące na tych placach… Czuliśmy się tam jak kosmici i ten mój ex zapytał się wtedy: Czy przyjedziemy tu na emeryturze? Ja będę kuśtykał na balkoniku, a Ty będziesz wirowała? Oczywiście, że się zgodziłam 🙂 Może to była jakaś fiesta, albo jedno z tych cyklicznych wydarzeń odbywających się latem na Costa Brava, ale w tamtym momencie, WTEDY, chciałam być STARA, BY móc tam pasować!!! I strasznie to tęskne i smutne, że w naszej kulturze taki rodzaj zabawy się nie przyjął. Owszem, mamy wesela, które w okresie letnim mogą się nawet co dwa tygodnie przydarzać, ale poza sanatoriami zabawy uliczne to raczej rzadkość. Wspominałam to dzieciom, bo przyszło mi do głowy, że dla wielu osób wizyta w kościele i niedzielny obiad to okazja to świętowania. Zubożyła nas nasza kultura nie pozostawiając innych możliwości. Ale jest to powód dla którego kościół w Polsce powinien istnieć. Pewnie jest tych powodów więcej, ale pomimo mojej wszem i wobec deklarowanej świeckości, uważam, że ludziom potrzebny jest przerywnik rutyny i w naszych realiach jest to kościół i święta… Jechaliśmy więc do dziadków, mijając po drodze strojne rodziny śpieszące się gdzieś tam.

I my też tacy eleganccy dotarliśmy i rozpoczęliśmy Wigilię i święta! Jedzenie było pyszne, a co absolutnie niezwykłe: w TYM roku Łucja i Lila spróbowały BARSZCZ!!! Z uszkami! Prezenty się spodobały, to był strzał w dziesiątkę, żeby do kalendarza dla dziadków wrzucić WSZYSTKIE wnuki, bo zachwyt był nadzwyczajny!

Tak – mam KAPELUSIK świąteczny!

ŚWIĘTA!

Pamiętacie pierwszy ZAPACH świąt? Nie tą choinkę w domu u babci, nie cukierki, które się wyjadało, czy pierwszą Pasterkę, a ZAPACH? Ja pamiętam. Pamiętam jak biegaliśmy z bratem na podwórku, było pełno śniegu i TEN zapach TAM pamiętam… Nie choinki, nie karpia, a powietrza. Wiele lat później jechałam z bratem autem przez znaną mi okolicę i otworzyłam szyby. Czujesz? Tak pachniało u babci? Takie mokre zimowe kury… Brat mnie sprowadził na ziemię mówiąc: Tak pachnie smog. To węgiel ma taki zapach. Wychodzi więc na to, że zapach dzieciństwa to zapach smogu – węgla, którym palono w piecach i zziębniętych kur.

Moim dzieciom zaserwuję zapach gotowanej ryby jak ZAPACH ŚWIĄT. Zupa rybna robi się od rana. Skoro świt nastawiłam wywar, a potem działałam dalej. Najpierw zamknęły się w pokoju, lecz zapach przeniknął wszędzie… Wiem, za późno włączyłam wywietrznik, ale nie lubię tego szumu! Już gotowa (zapomniałam o winie, ale u dziadków jakieś doleję), a ciasta odebrane. Prezenty dla dziadków już w bagażniku, a galowe ubrania wybrane.

WESOŁYCH i POGODNYCH ŚWIĄT! Myślałam na Wielkanoc, że to takie jedne święta, a teraz zaczynam myśleć, że tak już będzie zawsze. W okrojonym składzie, bez spacerów i z ograniczeniami. Ale doceńmy to co mamy. Będziemy teraz przez te kilka dni pysznie jedli i dużo rozmawiali. Lubię święta i cieszę się, że przyszły! 😀

Obrazek pochodzi STĄD – bardzo Wam polecam tę stronę – jest tam góra pięknych, bezpłatnych zdjęć w doskonałej rozdzielczości.

Ona w kółko gadała o świętach! Jak jakiś Grinch!

-Łucja o swojej współlokatorce

Panna odebrana! Pierwsze co powiedziała, gdy mnie zobaczyła było pytanie: CO zrobiłam z włosami??? Odpowiedziałam, że nic. Czapka, zagubiona szczotka, zimowy przychlast. A potem były już historie z sanatorium! Wizyta kolejna w kwietniu, ale musimy coś po drodze wymyślić z ćwiczeniami dla niej.

<>

Pojechałyśmy razem do punktu gdzie wymienili mi baterię w laptopie (hip-hip-hura!), zajrzałyśmy na szybką indyjską szamę, którą zjadłyśmy potem, jak to w czasach pandemii, w AUCIE i kupiłyśmy zimowe buty dla Mieszka! A później, kiedy cała ekipa siadła do wspólnej integracji zaszyłam się na strychu z pakowaniem prezentów! Dokumentalnie odnotuję, że KOŃCZĄ mi się papiery (wow, nareszcie mogę znów uzupełniać zapasy!).

Mam historię dla Was. Otóż Lila ma koleżankę, której rodzice dali prezent przed Mikołajkami. Wieczorem piątego grudnia. Wiedziała co ma być, więc dostała wcześniej. I wiem, że wiele osób tak robi. Na święta coś kupuje innym i im daje. Tak przy okazji, dzień wcześniej, albo wchodząc na Wigilię, po prostu szybciej wręcza. Nie zapakowany, jawny prezent. Nie róbcie tak! To jest po prostu fajniej dać komuś coś w kolorowym świątecznym papierze. Z zawieszką z bombki i karteczką z imieniem. I tam NIE musi być COŚ niezwykłego. U mnie każdy dostanie po książce. Dziadki dostaną też kalendarze i świąteczne swetry. Pies dostanie gnatka, a koty snaczki i ekskluzywne saszetki. Lila z Mieszkiem wspólne klocki, a Łucja bluzę. Naprawdę nic, ale jak zapakowałam to nie mogę się napatrzeć, jak to będzie pięknie rozpakowywać! 🙂

No więc laba, czyli ostatnia prosta do Świąt!

Kopiąc w materiałach w Internecie (pod kątem zajęć) natrafiam na całą masę świetnych rzeczy. Np. te o zwyczajach świątecznych. Wkleję Wam i sobie (może kiedyś mi się jeszcze przydadzą) trzy rzeczy: to był świetny filmik o tym jak świętuje święta świat, to był rewelacyjny filmik o Crinbo, czyli świątecznych szaleństwie na Wyspach, a to o bardzo egzotycznych obchodach Bożego Narodzenia! A na zastępstwie z kulturoznawstwa zrobiłam lekcję o tym co tak naprawdę wydarzyło się w 24 grudnia roku 0000 i też jest to doskonale opracowane (tu i np. tu).

Czy wiecie, że w Japonii 25 grudnia to takie trochę Walentynki? Przy okazji dowiedziałam się też, że tradycją brytyjską jest chodzenie w świątecznych sweterkach i takie TEŻ dziś z Lilianą miałyśmy! Pogoda na razie nie świąteczna, ale cała ulica mieni się przydomowymi światełkami! Najlepsi są nowi sąsiedzi, którzy w październiku zostali rodzicami i za oknem powiesili sobie wspinającego Mikołaja… Ale nie takiego zwykłego pluszaka na drabince, jakiego ma wiele osób, lecz real size na migającej (dance-floor) drabince 😀 Roczne dziecko było by pewnie przerażone, lecz taki 3 miesięczny bobas, który czuje ekscytację rodziców, myślę, że jest nieźle zakręcony 🙂