znaczki

Zimno, Liliana trochę kaszląca, a ferie coraz bliżej. Dzień spędziliśmy na zajęciach wewnątrz, żeby towarzystwa nie wychładzać bardziej niż to konieczne… Tam gdzie już kiedyś byliśmy, ale tym razem na zajęciach o znakach firmowych i logach. Ciekawym było dla mnie to, że dzieci nie łączą symboli z nazwą i profilem firmy. Widzą znak orlena (czy wiecie, że on powstał dopiero w 2000 roku?) i nie kojarzą, że to stacja benzynowa. Mak-a rozpoznają, ale znaczki z opakowań na kosmetykach, którymi się bawią przy kąpieli nie kojarzą.

Coraz trudniej znaleźć mi zajęcia na które może pójść cała trójka (najłatwiej gdzieś wybrać się z 5-6 latkiem), ale tym razem się udało. Jeszcze Lilkę i Mieszka razem wcisnę, ale problem jest z Łucją, która potrzebuje już jednak wyższego poziomu…

Najpierw uczyły się kopiować i przy okazji upraszczać wzór. Znak towarowy jak wiadomo nie może być skomplikowany, bo często jest znacząco zmniejszany by zmieścił się na opakowaniu.

Potem miały wycieczkę-zapoznanie się z polskimi symbolami (lata ’70 to było mistrzostwo świata jeśli chodzi o grafikę). Chodziły z poduszkami, bo czasem przy jakimś symbolu siadali 🙂

Na koniec dzieciaki miały stworzyć własny wzór dla samodzielnie wymyślonej firmy. Musieli go narysować, zrobić szablon, który potem przy pomocy sprayów był przeniesiony na papier. I powtórzę coś mówię często: to tłuczenie z nimi technik i możliwości plastycznych i skojarzeniowych daje oszałamiające efekty. Wszystkie trzy prace są genialne. Łucja wymyśliła logo dla sklepu, który sprzedaje ubrania wyłącznie w groszki i nazywa się GROSZEK. Lilka zrobiła logo dla hotelu dla kotów MIAU, a Mieszko pizzerię o wpadającej w ucho nazwie: SZYNKA :DDDD

Dodaj komentarz