laleczka

Przyjechała wczoraj ciocia Gaga. I dziś rano Mieszko jej wyznał:

  • Włożyłem sobie laleczkę Lili do nosa.

hmm…2 dni temu rzeczywiście obudził się z konkretnie przekrwionym okiem, cały czas dłubie w tym nosie, skórę ma pod nosem rozdrapaną do krwi, a gumowa laleczka (nakładka na ołówek)zniknęła! Jestem gapa, ale ciocia z tych czujnych i problem wyłapała błyskawicznie. Znaleziony więc został adres ostrego laryngologicznego dyżuru i ruszyliśmy.

Mieszko jak zobaczył szpital zaczął brzęczeć: żartowałem, ale blef na blef nie wyglądał. I?? Jak już ściągnęli na oddział wściekłego ordynatora, bo był jedynym dostępnym specem to okazało się, że nic w nosie nie ma, aczkolwiek było:) Pacjent się zresztą przyznał, że lalę włożył, ale i sam wyjął..

Ojciec Lema był laryngologiem i w „Wysokim zamku” (brat mi opowiedział) opisuje swoje dzieciństwo. Gabinet, gdzie lekarz gromadzi przedmioty znalezione w uszach i nosach… Na twitta wrzucam Wam to co doszło by od nas…

o psie, który prawie utonął

Chronicznie nie znoszę pisać na komórce, ale wydarzylo się coś co muszę zapisać od razu. Ale po kolej…

Wiele lat temu płynęły sobie dziadki rejsem po śróeziemnomorskim morzu. Siedzieli na pałubie, sączyli mroźoną kawę, którą serwowano tam wybitną i generalnie carpe diem. W takim właśnie momencie podszedł do nich gość i powiedział do ojca:

  • Przepraszam, ale moja źona twierdzi,że pana zna.

Krzycho spojrzał w bok i krzyknął:

  • Gośka!

I tak w miejscu zupelnie nieoczekiwanym spotkali się znajomi z jednego miasteczka. Nie jacyś dobrzy, bo ona jest z 5 lat młodsza, ale znajomi. Potem przez kilka lat byli dobrymi znajomymi, a potem ze wzgledu na rozjazd po Polsce kontakty się rozluźniły. Czasem do siebie dzwonili, czasem wysylali kartki i w ten sposób wyszło na to, ż e w tym roku spotkaja sie ponownie w rodzinnych stronach i to w tym samym miejscu noclegowym. Jej mąż,  który jest przezabawny, ma ukochana łódkę i tylko z nią jeździ na wakacje. No a tam gdzie łódka tam i my chętne ma przejażdżkę! Władowałłyśmy się we trzy, Mieszula został na lądzie z babcią.

I dochodzimy do właściwej historii. 

Na pomoscie została Sziwa. Wczoraj wskoczyła nam do roweru wodnego, ale sądziłam, że już wie, że wrócimy. Odpalony został motor i ruszylismy w stronè pomostu. Gnaliśmy kilka minut i za zakrètem na chwilę się zatrzymaliśmy. Gadamy i Andrzej mówi:

  • Jakiś ptak wskoczył do wody.

Ja patrzę a to Sziwa!!!!! A my na środku jeziora. Dopłynèła do nas i co dalej????? Na łódkè nie wejdzie bo nas przewróci, a do przegu dopłynąć nie można, bo ona wpływa pod łódkę!!!!!

I w takim momencie ona (Sziwa) zaczęła tonąć….

Zanurzała się pod wodę i wynurzała się piszcząc. Wskoczyłam do wody i dopłynęłam z nią do brzegu. A potem na bosaka przez las wróciłam z nią na przystań. To było niezwykłe. Zawsze się zastanawialam czy ratujac kogos myslisz o tym, żeby sie rozebrać. Nie myślisz. Wskakujesz w tym czym jesteś. I trzeba zdać sobie sprawè z jeszcze jednego. Pies skoczył do wody by nas uratować. I był gotowy, i prawie to sie stało,  oddać za nas swoje życie. I to jest nasz dług wobec niej.

tura druga, również tradycyjna

  • Ałaaaaa!!!!- wrzasnęła Lilka.
  • Tylko bez żadnych rękoczynów na tylniej kanapie, bo wszystkich wysadzę!- zareagował Diabli.
  • A co to są te rękoczyny?- zainteresowała się Łucja.
  • To czyny, które popełniasz rękami- wyjaśniłam.

A wtedy z tyłu posypały się wersje:

  • Stopoczyny!
  • Palcoczyny!
  • Nosoczyny-Mieszko
  • Bąkoczyny! 🙂

Ruszyliśmy na drugą wakacyjną turę. W międzyczasie przemalowałam paznokcie u stóp i wydepilowałam nogi, bo po 3 tygodniach przypominałam egzotyczną dziewczynę księcia Marco (bohatera serii dla nastoletnich chłopców, którymi z wypiekami zaczytywałam się i ja). Tradycyjnie bo jak co roku w drugiej połowie lipca, w rodzinne strony Krzycha, czyli Drawsko-Pomorskie. Powrót za 2 tygodnie, do tego czasu będę tweetować. 🙂

 

femi apel przy upale

Większość moich rówieśników postanowiła w tym roku odświętować czterdziestkę. No więc, nie zamierzam brać w tym udziału. Dziś mamy zaproszenie na jedną czterdziestkę i nie idziemy 🙂 No dobra, nie bardzo jest co zrobić z dziećmi, ale bardzo usilnie nie szukamy rozwiązania. Nie bawię mnie ani wierszyki typu: zmiana kodu, czwórka z przodu, tudzież: Ile masz lat? 18 +Vat. 

Robiłam ostatnio badania okresowe i okulista jak podałam wiek to powiedziała: Wie Pani, że pracodawca zwraca za oprawki do okularów? Jakie oprawki??? Tym bardziej, że późniejsze  badanie wykazało, że jeszcze WIDZĘ!!! Lecz co usłyszałam na odchodne? Kolejnym razem już będą napewno. O czym ONA mówi?? Ja tu zamierzam zarabiać fortunę, wybudować jeszcze ze dwa domy i urodzić dziecko Azjacie, a ona mi o tu o okularach do czytania, bo w MOIM wieku to już standard.

Zaczynam odmładzanie i wieku publicznie podawać nie zamierzam. 10 lat temu jak poznałam Diabla to powiedziałam mu, że na 40 urodziny chcę kolię. I że ma 10 lat by na ten cel odłożyć. Kolię dostałam już po roku, może mogłabym liczyć na okazalszą, ale NIE chcę. Zapowiedziałam już zresztą, że na moje wypadające jesienią urodziny chcę hulajnogę. Miejską z takim dużymi kołami. Ma taką sąsiad i byłam ze 2 miesiące temu w wielkich halach produkcyjnych i wszyscy tam na takich śmigali.

Cyferki zresztą, mam takie wrażenie, bardziej działają na mężczyzn. Oni liczą ile kto ma, ile kto jest młodszy i czy wygląda na swój wiek. Właściwie to nawet jestem tej teorii pewna 😉 My to wiemy, że w głowie i planach na życie ukrywa się wiek prawdziwy. Macie filmik, o tym, że bycie dziewczyną to powód do dumy. W każdym wieku :))

48 miesięcy

Branie kredytu, kiedy miało się epizod bez pracy przypomina ciążę po poronieniu. Niby wiesz, że zawsze jest inaczej, że nie ma powodów by tym razem się nie udało, ale obaw masz więcej niż inni, którzy tego wcześniej nie przechodzili…

Ale wzięliśmy. Nie da rady żyć z jednym autem. Lato to nieustanne szarady jak gdzieś dotrzeć, czy jak od kogoś pożyczyć (np. od od Lutki jak byłam u dziadków). Ale przyjdzie rok szkolny i będzie jeszcze gorzej: znowu trzeba będzie budować pomosty z innymi rodzicami na podwożenie do przedszkola. Trudno coś zaplanować, bo w dzień kiedy jest rynek, Diablowi może wpaść dwudniowa delegacja i wszystko się sypie. A jeżeli np. trzeba nagle gdzieś szybko podjechać to już w ogóle robi się dramat. Poza tym pozbawiona dzieci w domu mogłabym coś zacząć robić. Ale bez auta będzie to ograniczone.

W banku było relaksacyjnie i kojąco 🙂 I w sumie to poczułam ulgę, że nareszcie się na to zdecydowaliśmy!

na sportowo!

  • Choć spróbujesz czy dobra ta zupa na jutro!
  • Pyszna… Specjalnie tak mnie wołasz za każdym razem, żeby mnie dobić, że nie nauczyłam się zup gotować tak jak Ty???
  • Nie, nie, nie. Po prostu nie mogłam złapać smaku.
  • Pamiętam, że babcia Cię nie wołała. Sama umiała doprawić. :p
  • Ale za to zawsze mnie ganiała do robienia gołąbków. Mówiła, że nikt tak nie zawija jak ja 😀

Coraz więcej wiem o tej mojej mamie. Czytałam ostatnio wywiad z jedną kanadyjską psycholog, że starczy tego obwiniania matek za wszystkie nasze niepowodzenia. Że czas zostawić matki w spokoju i zacząć je po prostu doceniać 🙂 Dbając więc o dobre zdanie o mnie jako o matce 😉 zabrałam dziś dzieciaki nad wodę. Za parę godzin przyjeżdża tatin i wracamy do domu prawie po 3 tygodniach!

wycieczka w Bieszczady (RKR)

Bieszczady to za szumnie powiedziane… Właściwie przedgórze Beskidu Niskiego 😉 A jeszcze bliżej kraina, gdzie auta mają rejestracje RKR, czyli okolice Krosna. Miejsce wyszło przypadkowo, po prostu wrzuciłam do googla Bieszczady noclegi i w Rymanowie Zdroju znaleźliśmy pierwszą wolną w tym okresie miejscówkę. Dobrych przypadków było zresztą na tym wyjeździe więcej!

DZIEŃ I

Pierwszy punkt na naszej mapie to był zamek w Odrzykoniu. Pod tą nazwą trudno go znaleźć i lepiej szukać Zamku Kamieniec. Zasłynął on tym, że to tu rozegrała się Fredrowa Zemsta. Część zamku jeden z pierwszych właścicieli sprzedał komuś innemu i kilka pokoleń sobie nawzajem dogryzało 😉 Miejsca pierwszego dnia można podzielić na owoce. Lutka nas tak wyekwipowała, że mieliśmy ćwiczenia karne z jedzenia. Kamieniec to były jeżyny!

Pani w kasie wyposażyła nas w zalaminowaną mapę i z nią włóczyliśmy się po zamkowych zakamarkach.

 

Bardzo chciałam zobaczyć Rezerwat Prządki. Legenda głosi, że były kiedyś dwie piękne kobiety, które walczyły o serce mężczyzny (to był dobry punkt do pogadanki, że mężczyźni o których trzeba walczyć na ogół okazują się tego nie warci ;). Ale wymyśliły sobie te dwie legendarne panie, że wygra jego serce TA, która uprzędzie więcej. I przędły na wyścigi. NAWET w niedzielę. I za karę zostały zamienione w kamienie. Znalazłam gdzieś w necie frazę, że ten Rezerwat jest najbardziej malowniczym w południowej Polsce, tylko się bałam, że to jakaś długa trasa w góry… Lecz spotkaliśmy niedaleko zamku dziewczynę, która mnie uspokoiła, że to 20 minut ścieżki. 20?? Po lesie i okolicznych skałkach chodziliśmy 2 godziny, ale po prostu się nam tam podobało! 🙂

 

Rymanów-Zdrój (noclegownia) wyszedł przypadkiem. Lokum pominę, bo to była taka klasyczna agroturystyka i pokój mieliśmy w dobudówce, która wcześniej była garażem 😉 Ale było czysto, był wielki plac zabaw przy domu, więc więcej do szczęścia nam nie trzeba 🙂 Rymanów jest extra. Chodziliśmy pić wody (Tytus to taki hardcore walący zgniłymi jajami, że nie macie pojęcia), kąpaliśmy się w rzece Tabor, która płynie przez park Zdrojowy i zwiedzaliśmy uzdrowisko. Mieszkaliśmy przy ulicy Zdrojowej, a na posiłki chodziliśmy do przeuroczego pana Zygmunta, który nie tylko miał własne zdanie dlaczego dzieci są niejadkami ale również serwował pyszne kotlety i kompot. Warto dodać, że Rymanów- Zdrój to uzdrowisko DLA DZIECI. Tu przyjeżdżają mali pacjenci z problemami dróg oddechowych, alergiami i słabymi sercami. Wszędzie są place zabaw, gigantyczne klomby w kształcie zwierząt, ruch samochodowy właściwie nie istnieje. I bardzo był chciała tam jeszcze kiedyś pojechać. Dzieciaki zresztą też 🙂

DZIEŃ II

W dzień drugi kontynuowaliśmy wielkie dzieło przypadku. Muzeum Przemysłu Naftowego? To musi być nuda! Ale w Rymanowie były biura podróży oferujące lokalne wycieczkie i do Bóbrki jechało się na PÓŁ dnia!!! Pomyślałam: Może ta Bóbrka jest jakaś niezwykła?? I dokładnie tak się okazało! Muzeum jest super! Jest zupełnie inne i naprawdę ciekawe. Są wielkie maszyny którymi pompowano ropę, niektóre otwierty są czynne i czuć ten benzynowy zapach, są multimedialne hale utworzone przez Orlen z odtworzeniem wyglądu współczesnych przepompowni ropy (setki migających przycisków), są dystrybutory z paliwem (puste), gdzie można pobawić się w nalewanie, jest budynek administracji z wirtualnym Łukasiewiczem, który do histerii przeraził Mieszka 😉

 

Kawałek dalej była Dukla. Muzeum historyczne, klasztor i piękny park. Duklę wpisałam jako punkt do zobaczenia, ale jak podjechaliśmy pod muzeum dzieciaki powiedziały, że chcą na rynek na lody, więc pokręciliśmy się po przodzie pałacu, gdzie zgromadzono maszyny z II wojny światowej i poszliśmy na lody. Tyle, że zanim odeszliśmy w oknie Muzeum dostrzegłam nieduży plakat informujący, że w Zawadce Rymanowskiej cały ten tydzień są warsztaty ludowe, gra muzyka i częstują ciastkami…

Przejechaliśmy przez tę Zawadkę raz i nic nie znaleźliśmy. Otworzyłam więc na oścież okna i przejechaliśmy spowrotem… Bingo! Muzyka nas doprowadziła. Na warsztaty chęci nie było, ale napchaliśmy się pysznych ciasteczek. Pamiętacie ciasteczka orzeszki? Taki przysmak PRL-u: w kruchej skorupce mus z orzeszków… Muszę to zrobić, tylko tę foremkę trzeba skombinować 😉

Tuż obok Zawadki płynęła rzeka. Górska rzeka. Jasiołka. Z kamykami i lodowatą wodą. W taki upalny dzień jak się do niej wchodziło, to aż krew przestawała płynąć 😉  Zamrażaliśmy ręce, myliśmy sobie ręce, szyje i ten upał nagrzanych gór stawał się nareszcie do zniesienia… A kamyków to uzbieraliśmy kilka kilogramów 🙂 Chyba w domu skalniaczek sobie zbuduję?? 

DZIEŃ III

Jak byliśmy w Bóbrce to rozmawiałam z babką, która nas wpuszczała. Bo mieli przy kasie malutkie przezroczyste koniki do kupienia. Lilka takiego chciała, więc powiedziałam jej, że szklanego to mogłabym kupić, ale plastikowego nie ma mowy… A na to, ta babka do mnie, że szkło to piękne mają w fabryce szkła w Rymanowie. Tak więc postanowiłam wybrać się do fabryki szkła po szklanego konika 😉 I wiecie co? Okazało się, że w Rymanowie jest fabryka szkła artystycznego, gdzie nie dość, że można obejrzeć niezwykłą galerię (gdzie wszystko można kupić), gdzie jest ogród ozdobiony szklanymi rzeczami, to jeszcze posadzili NAS na krzesłach i zrobili dla nas show jak powstaje szkło!!! Niesamowite 🙂 Ja rozumiem, że sadzają wycieczki, ale mamuśkę z dziećmi która kupiła sobie szklanego królika (Lilka)?? Ale wspaniała przygoda! 🙂

Jadąc do dziadków mijaliśmy Haczów. Jest tam najstarszy w Europie kościół o architekturze zrembowej. Czas mieliśmy dobry, więc doń zjechałam. Jest obowiązkowy! Pierwsze moje skojarzenie to był gród Kajka i Kokosza. Kościół jest ogromny i klimatyczny. Polichromie są w większości wchłonięte przez drewno, ale widać je dość dobrze. Kręciliśmy się i wewnątrz, i po krużgankach i po dziedzińcu i nie było to nudne!

Widzę Bieszczady jako punkt obowiązkowy każdych wakacji. Atrakcje są nieprzewidywalne i zaskakujące! W samym tylko tym naszym regionie został nam do zobaczenia Iwonicz Zdrój i Krosno. Ach i sąsiedni do Haczowa kościółek z tego samego okresu. Tu jest po prostu NAJ!!!

Czy możemy codziennie tak jeździć całą rodziną??

– Lilka zachwycona wspólną rowerową wyprawą

Wczoraj dotarł do nas tatin, a dziś dopompowaliśmy powietrze w drugim rowerze i ruszyliśmy na wycieczkę. Na start mety, gdzie dziś się na dziesiątkę biegnie, na rynek, na festyn z bezpłatnymi dmuchańcami, na plac zabaw w lesie, pod fontannę… WSZYSCY. Mieszko śmigał na biegowym, panny elegancko na dwóch kółkach, no i my. Ubiegłoroczne wakacje nazwałam rowerowymi, ale to chyba TE będą godne tego miana 😉 Bardzo to fajny moment, że możemy jechać wszyscy i sprawia nam to tyle radości 🙂 Trzeba jeszcze tylko Mieszulka tego lata przesadzić na rower z pedałami i nie będzie tak odstawał od peletonu!

Btw. mamy znajomych, którzy za główny punkt wakacji stawiają sobie by tam gdzie dotrą NIE używać auta. Przez 10 dni, czy dwa tygodnie gdy są nad morzem, czy nad inną wodą poruszają się wyłącznie na rowerach. Zawsze im tego zazdrościłam, ale może i my tak będziemy mogli 😀

<><>

Jutro rano ruszam z dzieciakami w Bieszczady. Nie te najwyższe, ale Bieszczady 😀 Powrót w środę!

traktat o prawdzie

Staliśmy na wiadukcie i czekaliśmy kiedy będzie jechał pociąg pod nami. Dzieciaki wykańczały lody, Łuczy zebrało się na filozoficzną pogawędkę.

  • Mamo, czy wszyscy ludzie kłamią?
  • Tak. Czasem kłamstwo jest łatwiejsze a czasem w ten sposób chcemy kogoś chronić.
  • A ty, skłamałaś kiedyś?
  • Tak. Wiele razy. Pierwszy raz, który pamiętam był jak byłam w 1-szej klasie, czyli miałam tyle lat co Ty. Powiedziałam wtedy paniom w szkolnej stołówce, że smakuje mi u nich bardziej niż w domu.
  • Dlaczego?
  • Bo mnie o to zapytały. Ja byłam chudzielec, one mnie lubiły i czułam, że tego oczekują. Bałam się tylko, żeby moja mama się o tym nie dowiedziała.
  • Na pewno by zrozumiała.
  • Jak by Cię Twoja koleżanka zapytała czy dobrze wygląda w sukience, a wyglądała by jak wielki kotlet, ale widziałabyś, że ona dobrze się w niej czuje, to też byś skłamała. 
  • Tak.
  • Ale kłamstwo to też niedopowiedzenie czy tajemnica i to na ogół jest złe.
  • Czyli szczerość jest ważna.
  • Tak, dokładnie :))

Gdzieś mi mignęła, ale teraz jej nie znajduję lista idealnych cech partnera sporządzona przez dwie małe amerykanki (8 i 9 lat). Wypłynęło to do netu z pół roku temu i bije rekordy popularności jako lista idealna, której dorośli nie umieli stworzyć. Otóż dziewczynki wymieniły wszystkie cechy jakie są w ludziach naprawdę ważne: szczerość, chęć do przytulania i wspólne wybieranie zabawek (przedmiotów)… Zawsze jestem sceptyczna co do pochodzenia takich internetowych hitów, ale i Łucja tak czuje. Znaczy się coś w tym jest 😉

Podróż sentymentalna

  • Mamo, a to był Twój pokój?
  • Tak.
  • I lubiłaś patrzeć przez to okno leżąc na łóżku?
  • Tak. Kiedyś czereśnia była niższa i widać było jak wiewiórki skaczą z gałęzi na gałąź.

Dziadki będą się przeprowadzać. Bliżej nas. Decyzja już zapadła, od września zaczynają przewożenie betów. Inicjatorką pomysłu jest Lutka, która ma jeszcze taki zawodowy pęd i uznała, to za ruch konieczny. Bo w ten sposób będą mogli nam pomóc, bo taki ruch za kilka lat będzie jeszcze trudniejszy i dlatego, że są tu sami. Wszystko to prawda. Oboje przyjechali tu po studiach i korzenie mają w zupełnie innych miejscach.

Chciałam tego i ja. Marzyłam o tym, ale jak pewnie się domyślacie uważałam to za mało realne i jak stało się to faktem to tego naszego rodzinnego miasteczka mi żal. Lody z automatu smakują tak jak nigdzie indziej, warzywa i owoce na rynku są najświeższe na świecie a ścieżki rowerowe przyjazne jak nigdzie indziej. Snuję się z dzieciakami po moich dziecięcych zaułkach, przeprowadzam ich po moich ulubionych zakamarkach i zdradzam im sekrety z mojego dzieciństwa (tędy wracałam ze szkoły, a na tym wiadukcie zawsze czekaliśmy na pociąg). I myślę, że dla dziadków, a szczególnie dla Krzycha tych nostalgicznych momentów jest jeszcze więcej. Ale zmiany są zawsze dobre, więc wspieram i przyklaskuję, chociaż mają te wakacje posmak ostatniego dnia kolonii… 

<><>

Ważne z dziś:

  • Lilka potrafi hamować i ruszać na rowerze 🙂 Obie umiejętności zaprezentowała podczas porannej wyprawy po drożdżówki i jagody na rynek. 
  • Zrobiłyśmy z Lutką 3 pierwsze słoje wiśniowego kompotu. Okazało się, że mamuśka potrafi to robić (???). Tak naprawdę robić. Z wekowaniem w piekarniku i robieniem zalewy. Strasznie jestem dumna z nas (z siebie 😉
  • Krzycho najlepiej ze wszystkich swoich kolegów w pracy obstawił wyniki meczów (taki sobie robią mini totalizator). Tak więc książki się zwróciły 🙂