Jutro już będę pochłonięta świętowaniem, więc DZIŚ.
2018
Gdybym miała dać jedno słowo to z całą pewnością był to rok ekologii i przyrody. Martwiliśmy się o pszczoły i klimat. Zaczęto rozsyłać nam esemesy o zagrożeniach huraganami i nasiliły się obostrzenia recyklingowe. Ci co segregują śmieci, musieli to robić dokładniej, zlikwidowano bezpłatne worki na zakupy i likwidowane są plastikowe słomki.
Dla mnie był to rok dobry. Koszmarne były finanse. W poprzednim miejscu byłam zatrudniona do końca stycznia, potem byłam objęta różnymi szkoleniami i pomocą z Urzędu Pracy i było to wszystko bardzo odczuwalne. I finansowo i emocjonalnie. Ale pod koniec roku założyłam firmę, za wiele jeszcze nie narobiłam, ale tendencja jest wzrostowa i plany SĄ. Mam księgową, która nie tylko ogarnia moje bieżące sprawy, ale też odkryła, że źle rozliczałam kilka ostatnich lat pita. Bardzo to miłe, że ktoś ze mnie to ściągnął.
Dzieci nie sprawiały problemu, uczą się BARDZO dobrze i są BARDZO dużym moim wsparciem. Łucja była w sanatorium i pod koniec roku rozpoczęła następną turę. Weszło to już w nasz rytm i specjalnie nam nie przeszkadza. Zupełnie przypadkiem udały nam się fajne wakacje i pierwszy raz od dawna dotarliśmy nad nasze morze. Mniej biegałam niż w 2017, nie mam jednej ogólnej karty na siłownię, ale spokojnie można było to zastąpić miesięcznymi karnetami. Zaczipowałam koty. Z zaplanowanych wydarzeń NIE udało mi się dotrzeć z Łucją na jeden spektakl, o którym panna marzy, ale kulturalnie i warsztatowo większość zaplanowanych wydarzeń się odbyła. Rewelacyjnie wyszły urodziny każdego dziecka! Mieszko miał w Muzuem Dinozaurów, Lila wyjątkowo miała upalną pogodę na rowerowe party, a Łucja z koleżkami plażowały się na plaży z Chuckiem Norrisem ;).
Rozpadł się mój związek z J. Wiedziałam, że jest to czasowe w momencie kiedy się zaczynało… Nie lubię jak coś się kończy, ale zawsze czuję też taką ulgę. Dużo mi to dało, podbudowało mnie i pewnie ktoś się jeszcze kiedyś pojawi. Towarzysko single są jednak alienowani, zresztą miło mieć kompana do różnych życiowych wydarzeń. Zakończyła się też moja przygoda z grupą pin-up i rozsypał się mój klub kettlowy, bo trener zniknął. I TEŻ jakoś mnie to nie martwi, bo grup gromadzących ludzi jest baardzo dużo i łatwo przeniknąć w kolejne środowisko.
W skali macro walczyliśmy o konstytucję i szkolnictwo. Po nosie dostali antyszczepionkowcy wysypem zachorowań na odrę. Globalnie również zaprzątała nas ekologia i szczyty klimatyczne. Tradycyjnie linkę Wam jednego bardzo pozytywnego bloga, gdzie w rocznych podsuwaniach jest ILE dobrego się stało w mijającym roku. Powiększyła się populacja tygrysów, jaguarów i goryli górskich. Plemię w Amazonii wygrało sprawę o ziemię, jest nadzieja, że zniknie góra śmieci pływająca po Pacyfiku i że dziura ozonowa zostania załatana. Jemy mniej mięsa, a w konfliktach zbrojnych na świecie ginie mniej ludzi. Rośnie w ludziach tolerancja.
W kategorii NAJLEPSZE/NAJWIĘKSZE/NAJMODNIEJSZE
NAJ!
Nowe słowo – prestiż. Wszystko jest prestiżowe, albo nieprestiżowe… Btw. rok temu doszły nam dwa SZ:szerować i sztos!
Nowy zawód: uber. Uber jako usługa był już od dawna, lecz nowością jest, że na osobę, która prowadzi ubera mówi się uber. Dla mnie jest to dość ciekawe 🙂
Zapach: polskie nosy są NIESAMOWITE. Kupiłam w tym roku sporo polskich kosmetyków i wszystkie mają rewelacyjne zapachy. Te azjatyckie, którymi się zachłystywałam w latach poprzednich, są dobre, ale zapachy często mi przeszkadzają. Nasze pachną doskonale. Kupiłam sobie również w lecie perfumy. Wybrałam olejki zapachowe z drogerii H i jestem nimi zachwycona. Mam dwa różne flakoniki, zapachy są trwałe i pachną naprawdę dobrze!
Kosmetyki: cały czas koreańskie maseczki są bezkonkurencyjne. I ich peelingi. Ale bardzo podeszła w tym roku Ziaja, Biały Jeleń oraz Bielenda (rewelacyjny fluid) i to spora część naszej kosmetyczki.
Wynalazek DIY– dziurkacz z 4-cm kołem. Dziurkuję tym wielkim dziurkaczem tekturki po różnych rzeczach i to jest super – temat powróci i pokażę Wam jego zastosowań więcej!
Osoba – no cóż, SĄ osoby wybitne, mądre, warte patrzenia na nich i słuchania ich (cały czas uważam, że żyjemy w społeczeństwie, gdzie każdy dla siebie powinien być autorytetem, ale trzeba być otwartym na świat innych). Na Festiwalu Języka Polskiego poziom erudycji niektórych pisarzy był prze-kosmiczny! Na moim insta zafolowałam sobie kilka takich osób i chętnie czytam ich spostrzeżenia dnia codziennego. Dzieci zachłystywały się Lordem Kruszwilem i Kucami z Bronxu 🙂
Piosenka – hitu na miarę Despacito nie było. Ale bardzo podoba mi się Hey DJ i przeróbka You Don’t Own Me. Dużo piosenek w tym roku mi się podobało! Ba, na moim new phonie zrobiłam sobie playlistę.
Jedzenie – odkryliśmy latem RYBY i to jest największe kulinarne wydarzenie roku. Nurtem kulinarnym był COMFORT FOOD, czyli jedzenie rzeczy, które lubimy najbardziej. Na ogół ciepłych, kojarzących się nam z domem i rodziną. W naszej kulturze dla większości dzieci do zupa pomidorowa 🙂
BEST film – Legion Samobójców był super. Czarna Pantera też. Serial Ozark był wymiatający. Altered Carbon mi się podobał. I Avegersi. Mamma Mia to była petarda! Z polskich: Wataha i Zimna Wojna.
Największe filmowe rozczarowanie – kino azjatyckie
HBO ma serial Folklor albo Grisse. I sporo tam kinomatografii z tamtego końca świata. No i NIE. W tym Grisse chodzi o to jak zachowywali się biali koloniści. Nie wiem skąd oni takich aktorów BIAŁYCH wzięli, ale takiego zlepku brzydkich i antypatycznych ludzi trudno spotkać na żywo.
Kolor- zielony. W wersji klasycznej to był kolor lata, ciemnozielony jest dla mnie idealny teraz, no i zielony to kolor przyrody. 3x tak. ZIELONY zdecydowanie!
Kolorowy kosmetyk – dochodzę do wniosku, że kosmetyki kolorowe w płynie/kremie są lepsze niż sypkie… No więc ciemno-brązowa kredka do konturowania to mój hit.
Pożądana cecha – to intelekt i poczucie humoru. Tym drugim czasem mogę nadrabiać, ale bez tego pierwszego jest po prostu nudno.
<<>>
Przeleciał ten rok błyskawicznie, ale co najważniejsze poznałam kolejną porcję wspaniałych ludzi. Trafiałam czasem w miejsca, gdzie nie powinno mnie być, ale bardzo jestem wdzięczna przypadkowi, że tam byłam. Cudownie są np. Wieczory Opowieści. Opowiadacze, to takie zwyczajne osoby, które mijasz pewnie czasem na ulicy i nie podejrzewasz ich, jakie wiele mają do przekazania! Zresztą jesteśmy tak przebodźcowani, że rozrywki, które wymuszają od nas wyłączenia większości zmysłów są ogromnym relaksem.
Na wczorajszym spotkaniu, gdzie zabrałam znajomą, która też się w tym zakochała były opowieści o księżniczkach, które się nigdy nie uśmiechały, o przeklętym muzycznym instrumencie, o czyjejś babci, która piekła magiczną szarlotkę, o kogucie, o którym wszyscy myśleli, że będzie z niego tylko zupa, a on został królem kurnika (i NIGDY nie myślcie o sobie, że już tylko na ZUPĘ się nadajecie 🙂 i o skoczkach narciarskich. Po drodze było wino i wino-grona (ja nie skorzystałam, ale znajoma i OWSZEM), a na koniec Opowiadacz zrobił „Małysza”, MY też i krzyknął: LEĆ! My mieliśmy odkrzyknąć (każdy) swoje IMIĘ. I taką dewizę mamy mieć na 2019! 🙂
