Zanim zaczęliśmy obchodzić Wielkanoc Słowianie świętowali Jare Gody. Też obchodzono Śmingus Dyngus, który początkowo oznaczał okładanie innych witkami oraz malowano jajka – symbol życia. Żegnano zimę i witano wiosnę. Odwiedzano groby i zaklinało się rzeczywistość o urodzaj w nadchodzącym roku. Data tego święta była jednak stała: to była równonoc wiosenna i uroczystości zaczynano od utopienia Marzenny.
Jakiej życzmy sobie Wielkanocy? Podobnej! Jajkowej, rodzinnej i chociaż trochę wspominkowej to też pełnej nadziei na kolejny sezon wegetacji.
Widziałam ostatnio klip Margaret, który strasznie mi się spodobał. Lubię ja, choć mam wrażenie, że jej młodość jest pewnym utrudnieniem w karierze. Zaszufladkowano ją jako artystkę nastolatków i nie może tego przeskoczyć. Jakby nie było w „Byle jak” jest moment odprowadzania dziecka do przedszkola. I chyba nikt tego jeszcze nie był tak prawdziwy. Pokazuje się moment odbierania, a jeśli odprowadzanie, to tylko w sytuacji, gdy dziecko jest problematyczne. A tu jest taka scenka ZWYCZAJNA. Lekko zaspany rodzic i gnające do sali dziecko. Strasznie mnie ten obrazek uderzył. To jest ta sytuacja kiedy najmocniej dociera do nas poczucie pośpiechu i upływu czasu. Świadomość, że coś nam ucieka, ale nawet nie ma jak tego zatrzymać.
Zastopujmy na Wielkanoc! Przejdźmy się poświęcić jajka, siądźmy do stołu i porozmawiajmy o rzeczach błahych. Pogapmy się na telewizję, pojedzmy ciasta i oblejmy się wodą. No i zróbmy sobie jakiegoś psikusa jutro 🙂 Świętujmy życie! :D