Miałam taki piękny dzień bez żadnych planów, ale okazało się, że przymarzła mi szuflada w lodówce i chcąc-nie chcąc zabrałam się za rozmrażanie. Pół dnia z głowy… Przy okazji myłam półki i wywalałam zapomniane „frykasy”. Poleciały np. racuchy robione we wtorek. Leżakowało sobie kilka ostatnich i nie było szans by ktoś się jeszcze na nie skusił. Aale pies czujnie pilnował co ląduje w koszu i jednego z tych racuchów przechwycił…
Przyuważył to Mieszko i wykorzystał w zabawie 😉 Junior jest teraz na etapie policjanci i złodzieje, więc na szybkości zmontował z klocków magnetycznych kajdanki i skuł leżącego na boku psa. Łaaa!! Mam Cię złodzieju! 🙂 Strasznie mnie to ubawiło. Chwilę wcześniej robił dla mnie z tych klocków naszyjniki, ale ja pochłonięta lodówką byłam średnim kompanem… Mała Łucja bawiła się z małą Lilą, a ten ma psa :))
<><>
Rano schodzę do kuchni z Lilą. Mówię do niej:
- Nasyp Sziwie chrupek do miski.
- Jeden kubek?
- Jeden. Ale daj mi miskę tu na stół to poleję je jej oliwą z sardynek.
- A po co?
- Żeby jej to uatrakcyjnić.
- A co to znaczy?
- A jak myślisz?
- Ufajnić.
- Dokładnie :))
