Na swojskiej śmietanie chowane…

Za nami pierwsze planowane na ten rok odwiedziny u lekarza-specjalisty. Badane było serce Łucji i Mieszka. Rok roku temu badanie echa serca miała robiona Lila. Babka, która przeprowadzała ten zabieg zapyta przeze mnie czy warto to zrobić pozostałej dwójce, odpowiedziała: Warto. Mamy urządzenia, które pozwalają nieinwazyjnie zbadać serce i zanim dziecko zacznie uprawiać sporty czy jeździć samo na kolonie warto to sprawdzić. Poza tym mamy w rodzinie przypadek dziadka Samuraja, który ma poważne sercowe problemy i tak naprawdę nie wiadomo dlaczego. Ze względu na wiek można założyć, że to problemy nabyte, ale przecież nie badał sobie wcześniej serca. Jak zresztą nikt w jego, a co tu mówić i w naszym pokoleniu.

I chociaż po drodze trafiłam na lekarza, który uważał takie badanie za rzecz niepotrzebną, to chciałam je zrobić. W planie a) miałam robić badanie co roku kolejnemu dziecku, ale jak zadzwoniłam w listopadzie i pierwszy wolny termin (nie refundowanego jakby nie było zabiegu) był na luty to powiedziałam: Pani mi zapisze od razu dwójkę. No bo skoro i tak to chciałam zrobić, to niech to nade mną nie wisi.

Wszystko wyszło w porządku. Łucja to nawet nie ma szumów, które występują u 97% dzieci. Ma natomiast jakieś takie ścięgno/włókno (i lekarka mi je nawet fachowo nazwała), które jest odpowiedzialne za szumy i one mogą wystąpić. I mamy się tym wtedy nie martwić.

U ani jednego, ani drugiego dziecka serce nie ma już cech z okresu życia płodowego. Wszystko jest wykształcone i uformowane. Nie ma też przeciwwskazań do wyczynowego uprawiania sportów. Nie planujemy, ale to bardzo dobra wiadomość! 

<>><<>

Spacerowo z ww dwójką. Panną Szczerbą, panem Nie-Lubię-Śniegu oraz z radosnym Kocham-Śnieg psem.