No i minęło! Nie wiadomo kiedy osiem lat od ślubu. Też było zimno, ale śniegu było kilka metrów więcej, a ja nie mieściłam się w sukienkę, bo w brzuchu szybko rosła fasolka, która później okazała się Łucją.
Wiecie jak to jest w małżeństwie… Jak jest dobrze to ma się wrażenie, że niemożliwe by było idealniej, jak się kłócicie (a jest tego mniej niż kiedyś) to najłagodniejsza myśl jaka Ci przychodzi do głowy, to że mężczyzna i kobieta TO nigdy nie wypali. Zresztą jak oglądam zdjęcia par obchodzących gody, otoczone dziećmi i wnukami, to wiem ile to pracy kosztowało… Szczególnie kobiety. Lecz po burzy znów jest idylla i wtedy odkrywasz, że nikt nie jest Ci bliższy. Że przez te lata staliście się niemalże identyczni, że tak samo odbieracie społeczne zjawiska, że tak samo czujecie emocjonalność wspólnych dzieci i że łączą Was te same cele i marzenia.
Z okazji ślubu mąż umówił mnie na wymianę fotela w Dacii :)) Według niego skrzypiał i na przeglądzie powiedzieli mu, że w ramach gwarancji (w sumie to nieźle, bo auto ma w końcu 3 lata) mogą wymienić. Wściekła byłam strasznie. Nie dość, że powiedział, że żona SIADŁA i połamała (zgubne te czekoladki 😉 , to JA musiałam się stawić na wymianę. Siedzę więc w hotspocie serwisu, wściekła, że muszę czekać i tracić czas bo panu doskonałemu coś tam piszczało, ale wiem, że zanim dojadę do domu furia ze mnie zejdzie :)))
Nie przychodzi mi do głowy, jak możemy to odświętować. Weekendy mamy tak intensywne, że nie mam ochoty na żadne wyjście, tym bardziej, że zimno. Może więc zrobię tę makową struclę i zamówimy sobie przez net nowy czajnik? Położymy dzieci spać i obejrzymy trzy serialowe odcinki zamiast dwóch?
100 lat razem Drogi Diabliczku! 🙂












