

Trzy lata temu, kwadrans przed 11-stą rano na świat przyszedł Mieszko. Piękny, mądry i kochany. Jak to sam o sobie mówi: Jestem duży chłopak! To taki gość kawalarz- jeśli prawdą jest stwierdzenie, że rozbawić kobietę to ją zdobyć, to ten przegoni w statsach Casanovę 🙂 Jeśli oczywiście będzie chciał, bo na razie jest zakochany do szaleństwa wyłącznie w swoich siostrach i jednej cioci 🙂
To mężczyzna mojego życia :). Byłam pełna obaw, czy chłopiec może wywołać u matki taką lawinę uczuć, ale może. Nie umiałam się rozstać z karmieniem go i choć minęło z 10 miesięcy cały czas zdarza mu się wkładać mi ręce pod bluzkę, a ja przyznam się to uwielbiam. Jego ostatnia pasja to wycinanie. Trzy tygodnie temu podczas wycinania śnieżynek odkrył nożyczki i aktualnie tnie wszystko. Na torcie jednak nie robiliśmy fryzjera, lecz pirata! 🙂
Gadżetów pirackich za bardzo nie było, bo i tak choinka dominuje nad wszystkim, trafiło się natomiast sporo pirackich zabawek. Klocki, piżama, puzzle, książeczka i motorówka :)) Menu było wokół kuchni fusion. Zupa z pomarańczy i marchwi (pycha) posypana grzankami z kolendra oraz kurczak cajun z zapiekanką z cukini w kozim serze. Jeśli chodzi o drugie nie dałabym sobie rady sprawić pałki kurczaka bez noża ceramicznego. W przepisie pałki miały być takie „gołe” z kulką mięsa w jednym końcu i była to najbardziej czasochłonna rzecz z całego jadłospisu. Aczkolwiek wysiłek warty końcowego efektu!
Sto lat, sto lat mój słodki chłopaku!





