Orędzie

Łucja ma ferie do siódmego, więc wymyśliłam na dziś wycieczkę. Pojechaliśmy na lekcję muzealną o Bożym Narodzeniu. Bardzo mi się podobało, było o trzech królach, a właściwie trzech mędrcach, prezentach dla nowonarodzonego, o tym czy nad żłóbkiem była kometa (nie było) i dlaczego jeden z króli był czarny. Dzieciaki przechodziły od płótna do płótna i słuchały kolejnego wykładu. Strasznie jestem dumna z naszej trójki, że słuchają takich prezentacji zaciekawione i wyciągają jakieś wnioski. No dobra, Mieszko głównie się turlał, Lili podobała się wyłącznie historia o świętym Mikołaju i o tym jak podrzucił przez okno posag trzem biednym siostrom, ale Łucja przetrawiła nowe informacje na tyle, że zapytała mnie później, czy wszyscy ludzie tak samo odbierają sztukę i czy wszystkim podoba się to samo. Bardzo dobre pytanie.

Myślę od kilku dni nad mottem na ten rok. I to, które mi wydaje się najtrafniejsze to byśmy „robili swoje”. Krążyłam myślami wokół kazania z zazdrością w tytule. Że jest ludzka i że wszystkich nas czasem dotyka. I że chociaż jest naturalna, warto ją zdusić, bo nas blokuje i na ogół dotyczy rzeczy małych. Każdy ma plan do zrealizowania i nie powinniśmy się rozpraszać. Usłyszałam dziś, że te zajęcia na których były dzieciaki nic dzieciom nie dają (od jednej z mam uczestniczących w lekcji). I nie zgadzam się z tym! Warto robić rzeczy, które uważamy za ważne! Warto realizować nasz własny plan!