kolory

  • Mamo, kojarzysz to, że przedmioty szkolne mają kolory? No i Antek..
  • Nie wiem o czym mówisz, Mieszula. Jakie przedmioty? Gąbka, tablica?
  • Nie. Przedmioty. Jest taki trend na tik-toku. Np. jaki matematyka ma kolor?
  • Czerwony, albo pomarańczowy?
  • Tak. Dla mnie jest czerwona. A co jest niebieskie?
  • Coś z mówieniem… Muzyka?
  • Angielski. Chodzi o to, że ludzie o tym piszą i kłócą się co jaki ma kolor, a Antek tego nie rozumie.

No i słuchajcie, to jest jednak niesamowite pokolenie. Pamiętam, że w okresie gdy zaczytywałam się literaturą rosyjską trafiłam na info, że Nabokov „cierpiał” na synestezję. Miała to jego matka i miał on. I dlatego ona go rozumiała gdy on mówił, że coś ma kolor. LECZ wygląda na to, że to nowe pokolenie jest tak emocjonalnie wyczulone, że coś co kiedyś było rzadkie, dla nich jest całkiem powszechne!

A dzisiaj zabrałam towarzystwo na basen! Towarzystwo w sensie Mieszka z jego trzema kolegami! Najpierw byłam strasznie spięta, bo pod obiektem kazałam im IŚĆ samym, bo miałam jakąś ważną rozmowę przez telefon w aucie, potem nie mogłam ich znaleźć (gdyż tam tłum ludzi był), WIĘC wzięłam kółko i zjechałam moją ulubioną tęczową zjeżdżalnią. Zanim wyleciałam z rury, przez te wszystkie zawijasy ZESZŁO ze mnie całe napięcie! I tak świetnie się bawiąc w końcu ich znalazłam!!! 🙂

Namawiam

Festiwal Dokumentów od dziś przeniósł się do sieci. Mamy więc dwa tygodnie (dla niektórych filmów krócej), by coś tam obejrzeć. Zrobiłam sobie listę (oczywiście nie zamkniętą) i dziś do prasowania, które to zebrało mi się z tygodnia, śmignął pierwszy film. O młodzieży w Donbasie. Oczywiście, że się spłakałam, KIEDY dziewczyna, której dotychczasowy krajobraz to była płaska równina naszpikowana niewypałami powiedziała, że nie chce wyjeżdżać z Tybetu. Znalazła się w dżungli wiodącej na szczyt w Himalajach i ujrzała kwitnące wszędzie orchidee. Tu jest tak pięknie, że żal mi całej reszty ziemi, która TAK nie wygląda. I pomijając wojnę w tle, to przekaz jest jasny: JEŚLI damy nastolatkom marzenia i pokażemy im, że one są rzeczywiste, dokonają wielkich rzeczy.

Poza tym zgodnie z przewidywaniami kocioł. Mam już dzieci podczepione pod Zus, więc zapisałam Mieszka na dwa przeglądy medyczne -jeden na jesieni, drugi w… czerwcu z rok. Wiem, że daleko, ale wpisany, czas już leci, mam to załatwione. Egzamin goni egzamin, rano na chwilę wyciągnęłam młodego na rynek po truskawki i pierwszego kalafiora, a po południu odebrałam Łucję ze szkoły i podjechałyśmy do Lilki! Tam jest TYLE emocji i przygód, że panna nie ma dla nas czasu. Zuza wzięła ślub z Zuzą (kim SĄ ZUZY?) i na ślub był zaproszony cały oddział, nowe dzieciaki przedstawiają się imieniem i zaimkami (byłam na spotkaniu, gdzie o tym mówiono, ale TO już się DZIEJE), a nastoletni Adonis zrobił koleżankom z pokoju Lilki striptiz. Tak, panna TEŻ to oglądała. Gdy wyszłyśmy, Łucja miała DOŁA, że siostra jej NIE potrzebuje!!!!

A kto się z nią TERAZ całuje?

-zatroskana Lila o Bibi...

No cóż. Ani ja, ani Łucja nie wzięłyśmy na siebie TAKIEJ odpowiedzialności, wiec pozostaje nam liczyć, ŻE przez te trzy tygodnie co Lilki jeszcze nie będzie, BIBI tej cennej umiejętności NIE zapomni! 🙂

Poniedziałek. Na dzień dobry byłam na odczulaniu i cały dzień jestem zmulona… Ale muszę się pozbierać bo dziś mam zebrania u dziewczyn! W czwartek miałam u Mieszka (absolutnie uwielbiam jego wychowawczynię i rodziców w jego klasie), w ubiegłym tygodniu miałam też pracowe spotkanie, a w TYM panny… Do Lilki NIE idę, bo oba zebrania są na 18-stą, w dwóch różnych szkołach. U Łucji muszę niestety być, bo podobnie jak rok temu mamy zagrożenie z matmy. Diabli uważa, że należałoby zrobić dym, bo nauczyciel był na trzech lekcjach podczas nauczania indywidualnego (które u Łucji trwało pół roku) i NIE ma prawa jej NIE zaliczyć roku. Ma rację, natomiast ja w tych zadymach jestem słaba, panna będzie jeszcze COŚ pisała i MOŻE nie siądą jej nerwy jak rok temu? Wtedy na takiej poprawie oddała pustą kartkę, po czym w domu wszystko rozwiązała bezbłędnie. Coś trzeba pomyśleć co tu z tym fantem zrobić, bo nie może być tak, że co roku, na zakończenie mamy takie rodeo.

Najpóźniej jutro (KONIECZNIE) muszę dotrzeć z zaświadczeniem z sanatorium do szkoły Lilki. To WAŻNE. Środa, czwartek, piątek włączę się w organizowanie czasu Mieszkowi i jego kolegom (a to będzie wykańczające). W tym tygodniu są egzaminy ośmioklasistów i młodsze klasy mają wolne. Trawę skosiłam dzisiaj, ale powinnam podwiązać iglaki. Z poprzednich tygodni, na ten przechodzi też UMYCIE auta. Dobrze by było… Z rzeczy miękkich chciałabym w końcu zrobić PIERWSZY tego lata sernik na zimno, ach no i mam wybranych kilka filmów, które w ramach festiwalu dokumentów obejrzę on-line (będę Wam o tym jeszcze pisać). Pamiętajcie, że w piątek mamy Dzień Matki, o którym Łucja rano przypomniała Mieszkowi. Najpierw się wystraszył, potem ochłonął, że to DOPIERO w piątek, a na koniec powiedział: Jak NIC nie wymyślę, to dam jej przytulasa. Z PRZYJEMOŚCIĄ przyjmę!

Bibs pilnująca przed domem, w cieniu szykującej się do owocowania wiśni i BRUDNEGO auta!

Marceli, zejdź, bo zaraz przyjadą śmieciarze i Cię zabiorą!

-usłyszałam w piątek jak sąsiadka rozmawia z kotem

Sąsiadka była taka dalsza i nawet nie wiedziałam, że ma kota, który nie dość, że piękny, to o pięknym imieniu! Podeszłam zaciekawiona i chwilę pogadałyśmy. Okazało się, że kot wskakuje na wysokie pojazdy (siedział na szopie z narzędziami) i co przyjeżdża np. ciężarówka, dajmy na to, z czyjąś pralką, to on zadamawia się na jej dachu! Gadałyśmy, ona go wabiła używając racjonalnych argumentów („Nie wezwę znowu strażaków do Ciebie!”), ale on robił tylko dzikie figury bokiem… Na szczęście zainteresował się MNĄ i jakaś go z tej szopy ściągnęłyśmy!

Niezła była ostatnio rolka(tu jak ktoś chce) o gościu, który miał kontakt ze strażakami. Zaczyna wypowiedź od tego, że nie wiedział o co chodziło z tą kobiecą fascynacją tymi ludźmi, ale miał PEWNĄ sytuację… Otóż trafił na próbny alarm, gdzie zgodził się być ofiarą. Wczuł się (pewnie wpuścili trochę sztucznego dymu, więc łatwo było o nastrój) i w tym momencie na salę wparowali wielcy goście w pełnych strojach. Jeden nawiązał z nim kontakt wzrokowy, złapał go i powiedział: Wrócę po Ciebie. Wszystko będzie dobrze! Aaaaa!!!! No i gość puentuje to, że wchodząc na salę był 100% straight, ale TERAZ to już sam nie wie!

I powiem Wam, że w NASZEJ okolicy mamy dziś PIKNIK ze strażakami!!! Lecz nie jedziemy, bo mamy imprezę, na którą się już powoli zbieramy! 🙂 Za to pojechałyśmy RANO z Łucją do Lilki i tu macie kolejną roleczkę. Niżej fotka azaliowego krzewu z wczoraj!

Azalie, kasztany i rododendrony

W maju KWITNĄ kwiaty. RÓŻNE… Cała masa miast co to ma je w herbie świętuje teraz podwójnie i na oglądanie kwiatów pojechaliśmy i MY! Najpierw oczywiście RANO biegałam i gdy tak weszłam w poranny mokry las to postanowiłam, że od przyszłego tygodnia będę zabierać ze sobą dzieci. Niech one spacerują, jeżdżą na rowerach, a ja będę sobie biegać. Bo po prostu szkoda, że one w tym czasie przewalają się w domu!

A te kwiaty? To pojechaliśmy z dziadkami! Mieli do nich przyjść znajomi z wnuczką w wieku Mieszka, żeby się POZNALI (średni pomysł), ale wnuczka się rozchorowała, wizytę przełożono i na szybko zmieniliśmy plan! Pojechaliśmy oglądać Arboretum! Takie, które akurat teraz obchodzi stulecie! Arboretów jest w Polsce mnóstwo, są w sumie niezatłoczone, zawsze przy nich rozkwita jakieś mini-centrum ogrodnicze, no a teraz kwitną AZALIE! Krzycho przypomniał ciekawą historię, że jest w Polsce miasto (Nowa Sarzyna), które w herbie ma właśnie azalie! Azalie tam kwitną dziko i przywieźli je PRZYPADKIEM do Polski Tatarzy w oborniku dla koni! Jest to roślina, która u nas czuje się dobrze i jej krzew BĘDZIE zdobił mój ogródek. Btw. ta Nowo Sarzyńska jest biała i w herbie mają też probówkę, bo mieszczą się tam zakłady chemiczne. Niezłe kombo, nie?

Chodziliśmy, dotlenialiśmy się i WSZYSCY w aucie mi później zasnęli!!!

Daty na pomniku widzicie?
Łucja z Mieszkiem gnający gdzieś w dal stracili z oczu mnie i Lutkę i POTEM musieli NAS znaleźć, bo się ZGUBIŁYŚMY!!!
Babcia SPRAWDZA jakie TO ma liście..
Mieszko na ławeczce z dziadkiem
A z tym miałyśmy z babcią niezłą zagadkę. JAK oni zrobili, że im TAKIE ładne pnie wyszły? I doszłyśmy do wniosku, że MOŻE posadzili pęk młodych związanych ze sobą drzewek? Albo zaczepionych ze sobą??
A to już Centrum Ogrodnicze, a niżej ZAKUPY!!!!

UCZTA (kinowa!)

Zrobiłam dzisiaj coś co marzyło mi się od DAWNA. No bo mam sporo nadgodzin (przez egzaminy w weekendy), ale za bardzo tych nadgodzin mieć NIE możemy. Więc wymyśliłam, że zrobię sobie wolny dzień na TYGODNIU. I pójdę wtedy na Festiwal Filmów Dokumentalnych. Pomijając czysto ekonomiczny aspekt (na tygodniu festiwalowe bilety są tańsze) liczyłam, że będzie MNIEJ ludzi. To drugie wyszło średnio bo impreza cieszy się takim powodzeniem, że chociaż trwa przez 10 dni biletów BRAKUJE. Wybrałam piątek i gdy ruszyła sprzedaż biletów zarezerwowałam sobie CAŁY bloczek. Tak żeby wychodzić z jednej sali, złapać po drodze kawę i lecieć na kolejny film. TAK było. W torbie miałam wodę, marcheweczki (młode z rynku!) i jakieś orzeszki. W domu zjadłam DUŻE śniadanie i przetrwałam. A właściwie nie tyle przetrwałam co przeżyłam coś wspaniałego.

Miałam na liście jeden film z dyskusją. Casa Susanna (trailer) to historia o ruchu crossdressingu, który pewnie znacie pod nazwą transwestytyzm. Od 2022 nie jest już na liście chorób i zaburzeń, natomiast jeszcze w latach 50 przebieranie się w stroje innej płci było przestępstwem. Po filmie była rozmowa o zaimkach płciowych (to jest temat z którym ja się zderzam i bardzo trudne jest to pilnowanie siebie, by ich nie używać), ale co ważne 4/5 sali to były dzieciaki z ogólniaków. Czasem z nauczycielem, a czasem większe ekipy BEZ. BARDZO mi się to podobało i już zapowiedziałam dziewczynom, że za ROK też idą. Będą miały sobie wybrać DZIEŃ i filmy i IŚĆ, bo autentycznie mi żal, że tego nie obejrzały.

Inny film, jaki MUSZĘ gdzieś znaleźć, żeby chociażby puścić dziadkowi, to Sowieckie Przystanki Autobusowe (trailer). To był jeden z filmów, który zaklepałam żeby mieć kinową ciągłość i nie było ANI jednego wolnego miejsca na sali. I to był chyba najlepszy film jaki dziś widziałam. Doskonale tam widać PO CO tam ta Rosja. Po co nam język rosyjski, po co zwiedzać ten dziki kraj i co ludzi tam gna.

Lista dzisiejszych hitów to również Siedem Zim w Teheranie (trailer). Dla tego filmu wybrałam dzisiejszy dzień. Co takiego zdarzyło się w Iranie co rozpoczęło bunty kobiet. I to jest bomba wzruszenia, bo od połowy filmu wszyscy płakali.

Festiwal jest w kilku miastach w Polsce, będzie też on-line, a dzisiejszy dzień był takim moim prezentem dla siebie samej. W przyszłym tygodniu mamy Dzień Matki, na całym świecie już odświętowali, więc czas na nagradzanie się trafił się idealnie! 😀

Czwartkowy zlepek myśli różnych

Lilka w sanato ma się NADspodziewanie dobrze. Jest jakiś remont, więc wchodzi się do niej przez SZKOŁĘ i ta szkoła tam jest naprawdę klimatyczna 🙂 Trzy panny, które miała w pokoju już wyszły i dziś doszły trzy nowe i są fajne. Najwięcej do tej pory gadała z taką małą dziewczynką (w wieku Mieszka), która uwielbiała Łucję. Bo strasznie dzielne są takie pokrzywione maluchy, które jeżdżą tam od baaardzo dawna (to 11 pobyt tej małej). Lilka ma już swojego rehabilitanta, grafik zajęć i wszystko się już toczy!

Tymczasem Mieszko przeszedł do kolejnego etapu rozgrywek szachowych i w tym kolejnym etapie… odpadł. Było już tylko po jednym starciu i przypadł mu w udziale ośmioklasista. Trudno, za rok walczymy dalej!

<><>

Na HBO jest nowy świetny serial. Tam na ogół NIC nie ma i czasem się zastanawiam: Po co mi ta subskrybcja?, ale wtedy oni wrzucają COŚ takiego, jak „Miłość i śmierć” i czekam z utęsknieniem aż mi się jakieś pranie zrobi, żeby z czystym sumieniem kolejny odcinek włączyć! Ogólnie jest tam Ameryka lat ’70 i powiem Wam, że to naprawdę była kraina dobrobytu. Nawet Lutce opowiadałam, że przecież gdyby miała do południa upiec kurczaka na lunch dla kochanka, to przecież cały dom (włącznie z mężem) wiedzieli by, że PRZECIEŻ był jakiś kurczak w lodówce i KTO go zjadł?? NIC nie wyniesiesz, bo AŻ tyle tego nie mamy!!!

Dziś mam dwa zebrania, wcześniej koraski, więc lecę! To u Mieszka jest o tyle ważne, że obrobiłam fotki i muszę złapać szefa klasowej rady, żeby dał mi fotki z wycieczek! Bo te co im zrobiłam są fajne, ale relacje z wycieczek TEŻ w fotoksiążce muszą być!

<><>

  • Widziałam Łucza ostatnio tego gościa co tak dziwnie chodzi… Dobrze wygląda. Wiesz którego? Tam wszyscy i on, i jego brat i ich ojciec wyglądają nieźle…
  • Wiem. A ten… Tata Staśka był ostatnio w szkole. Stasiek to kolega Matiego.
  • Pamiętam. Taki przystojny jak syn?
  • Tak. Dziewczyny mu powiedziały, że jego ojciec to niezły DILF i się obraził.
  • Zabawne 🙂

Uroczy esemes od kuriera zachęcił mnie do porządków PRZED domem!

Mieszko mi uświadomił, że w PRZYSZŁYM tygodniu będzie miał trzy dni wolnego. Bo egzaminy ośmioklasistów… No właśnie i co tu z nim zrobić? Mamy taką fajną grupę zaangażowanych rodziców i chętnie się włączę w to organizowanie im czasu, lecz co wybrać? Niestety Super-Mario, co to na niego chcą iść, wchodzi od piątku (za późno), a dalsze wyprawy odpadają, bo ja jednak mam egzaminy. Może więc wysłać ich do jakiegoś parku trampolin, albo na ściankę? Muszę tylko przegadać z innymi matkami koszty ewentualnego instruktora i znaleźć sobie w pobliżu jakąś przestrzeń z szybkim Internetem, gdzie będę mogła się z laptopem rozłożyć.

Pokażę Wam jedno biuro. Jeszcze go nie ma, ale znajomy wkleił wizualizację. Chodzi o to, że się przenoszą i poprosili architekta o projekt. No a ten im przysłał taki klasik z kwadratów i prostych… Nie spodobało się, więc na pytanie: CO dokładnie chcą?, wrzucił swoją wizję do AI. I otrzymał projekt idealny. Wiadomo, że takie paprotki to w klimie nie urosną, ale może można zrobić jakiś system wertykulacji, obiegu powietrza, albo potraktować zielone obrazy z chrobotka jako coś co można zastąpić wielkoformatowymi wydrukami/plakatami? Lecz nawet jako punkt wyjścia taka wizja jest czytelniejsza dla obu stron. W którą stronę tworzenia iść i co najbardziej byśmy chcieli?

A z kim będę (w nocy, w kuchni) wymyślać nowe dania??

rzeczywiście (z Lilką) ZDARZA nam się w nocy JEŚĆ!!!

Panna odstawiona do sanatorium. JUŻ myślałam, że te atrakcje ZA nami, lecz Lilka prosiła o to i chciała IŚĆ. Bo, lepsze to niż chodzenie do szkoły, bo zawsze po wyjściu jest się wyższym te kilka centymetrów i bo „to bardzo ważne, żeby to przeżyć”. Wszyscy stamtąd wychodzą w LEPSZEJ formie, gdyż „nawet czterolatkom robi się trzypak”. I tym razem BEZ Łucji, bez jej fame-u i JEJ znajomych. Baaaa, Mieszko zapytany czy on też chciał by kiedyś iść, powiedział, że TAK. Zrobił się z tym mały bigos, bo postanowiłam go zapisać do ortopedy (rzeczywiście, on jest taki wiotki, że biorąc pod uwagę historię medyczną sióstr, jego chętnie wezmą) i okazało się, że nie mam zgłoszonych dzieci do Zus-u. U osoby takiej jak ja, która ciągle zmienia pracę i miewa okresy BEZ ubezpieczenia, to nie nowość, ale tym razem zagapiłam się i musiałam szybko wczoraj dosyłać do pracodawcy jakieś formularze.

Wizyty muszą być zaplanowane (wstępnie ustaliłyśmy poniedziałek, czwartek i sobotę), odbywają się w takiej poczekalni na dole, a na najbliższe spotkanie musze jej przemycić nóż i czajnik (obie te rzeczy są zakazane, a przy przyjęciu jest czasem kontrola bagażu). Panna wzięła sobie górę książek, laptopa, LEKTURY, a pierwsza relacja jest dużym zaskoczeniem, bo okazało się, że zamiast dwójek pokoje są czteroosobowe (remont któregoś oddziału). Muszę jej też dowieźć kolarki (gorąco) i przedłużacz z rozgałęźnikiem. Wypis za jakiś miesiąc, po drodze muszę również podskoczyć do szkoły z dokumentem z sanatoryjnej szkoły… Będzie się działo!

Pamiętaj zrobić zakupy ZANIM tam pójdziesz, bo potem matka nic nie przywozi.

-Łucja do Lili

A rzecz dotyczyła wyjazdu do sanatorium! Liliana idzie jutro i DZIŚ byłyśmy na zakupach spożywczych. Mleka roślinne, jogurty, krakersy i kilka batoników. W hurtowni kupiłyśmy dwie zgrzewki litrowych wód, a w sklepie kosmetycznym dwie glinki (ja też jako nastolatka je lubiłam, a panny twierdzą, że to najlepsze maseczki do sanato, bo jak idziesz korytarzem do łazienki je zmyć, to z daleka ich nie widać). Panna przemyca tam czajnik, mam zrobić i DOWIEŹĆ jej granolę (składniki SĄ), a Łucja na swoich sanato-grupach już zapowiedziała, że będzie JEJ siostra.

Mamy dużo atrakcji w tym tygodniu, bo czeka nas lekarz z Łucją, dwa zebrania, DWIE imprezy i wyprawa do jednego sklepu ze zwrotem z zakupów Lilki. Kupiłyśmy jej za duże leginsy, a do sklepu pojadę z Mieszkiem, bo on NIE ma krótkich spodenek. KONIECZNIE muszę podbić do biblioteki by oddać książki i odebrać z apteki moje leki na alergię, które tam leżą od tygodnia… Ach, no i ja mam dla siebie DESER, bo na jeden dzień zaplanowałam sobie maraton filmowy! Na festiwal filmów dokumentalnych nie chodziłam kilka lat, a w tym roku chyba się uda! Strasznie jestem podekscytowana i naprawdę nie mogę się doczekać!!!