- Nie dostała Pani dofinansowania tego szkolenia – smutno powiedziała sympatyczna babeczka w UP, tydzień temu.
- Tak, zgadza się. Ale odmowa była napisana tak, że NIE było to nie miłe. Proszę się zresztą NIE martwić, JUŻ mam NOWY plan. – rzeczywiście we wniosku odmownym było wyjaśniane, że osoba z tak niezwykłymi i różnorodnymi kompetencjami bez problemu odnajdzie się na rynku pracy.
- To ja wyznaczę kolejne spotkanie na koniec maja.
- Okej, ale od 27 marca zaczynam robotę. Może to jeszcze nie wyjdzie, ale umowę już podpisałam.
- A można się dowiedzieć w jakiej branży?
- Niestety edukacja, bo tam jest takie ssanie, że biorą wszystkich i od razu.
- To na chwilę może być, a potem Pani zmieni!
- Tak właśnie zakładam!
- Dam Pani wnioski do wypełnienia.
No więc szkoła. Niby nie taka zwykła, bo Ch_mura i grafik z dostępami dostane dziś, gdzieś za dwie godziny. DUŻO tego będzie, bo etat to 40 godzin, ale do wakacji chciałabym tak pociągnąć. A może jeszcze kawałek, bo umowę mam do końca sierpnia (w lecie wpadają inne obowiązki niż lekcje). I na razie za wiele więcej nie wiem. Aplikowałam do biura, a oni oddzwonili, że chcą mnie jako nauczyciela… Korki z kidoskami przejmie Łucja, tak żeby dociągnąć do Wielkanocy i zamknąć jakiś tam blok tematyczny. Potem panna wraca do szkoły i wtedy się wyjaśni, czy zmieniamy godziny zajęć i ona prowadzi ich do końca roku, czy kończymy (decyzję muszą podjąć rodzice, bo panna jest na tak). Nie ma we mnie jakiegoś wielkiego entuzjazmu, bo chciałam uciec z tej branży, ale realnie rzecz biorąc ja wszędzie muszę zaczynać od nowa, a tu na starcie płacą dobrze.
<>
Poza tym poniedziałek. Rano byłam na odczulaniu, w środę panny mają wizytę lekarską, a jutro do apteki powinno dotrzeć jedno lekarstwo i będę musiała tam podskoczyć. W weekend ma być ładnie i może gdzieś wyrwiemy się na jakąś wycieczkę? W szkołach zaczynają się rekolekcje, rozpoczęłam zmienianie pościeli (Mieszka się JUŻ wietrzy na dworze) i w tym tygodniu powinniśmy ruszyć z wypisywaniem kartek świątecznych. W ramach wiosennego porządkowania domu zlikwidowałam również nasze LICZNE, domowe pajęczyny. A prezenty od Zajączka mam! Jeszcze w zimie doszły przedmioty, które od razu schowałam, żeby były!
Pokażę Wam tulipanową DRAMĘ. Miaustra, co to pożerała do tej pary wszystkie kwiaty w domu (WIĘC ICH nie ma), odkryła, że jak ODEJDZIE na metr od od domu, to… TAM są ONE.. I co wyskoczy wieczorem to podgryza. Przeganiałam, fukałam, ale jest uzależnienie. I w sumie NIECH gryzie moje, bo jak zacznie atakować rośliny sąsiadów, to od razu na lokalnej grupie wystartuje dochodzenie: CO to za zwierzę TAK niszczy kwiaty??
