zima 22/23

Zima, zima i po zimie. Niedługo ruszamy na rehabilitację Łucji, a potem garnki z chłopcami. OSTATNIE… Bo? Bo strasznie zawalone są te wtorki, zresztą mam wrażenie, że kończą się chłopcom pomysły: CO tu ulepić? Wtorki się rozluźnią, a z chłopcami będziemy robić coś innego!

Parę dni temu minęła nam rocznica wybuchu wojny, a trzy lata temu zaczęła się histeria związana z pandemią. Niemniej jednak NIE była to zła zima. Łupie nas inflacja, było zimno, ale w porównaniu do ubiegłorocznej zimy, jest przyjemniej. Odkryłam, że sporo moich znajomych jest dziadkami (wielu jest starszych ode mnie), bo na Dzień Babci I Dziadka wklejali fotki z przedszkolnych przedstawień. Zaczęliśmy Rok Królika i chociaż Tłusty Czwartek miał być Chudym Czwartkiem, mam wrażenie, że wszyscy CAŁY czas żrą te pączki… Co podjeżdżam do cukierni, to ktoś JUŻ wykupił, więc muszę jechać do innej i STAĆ tam w kolejce! Co jeszcze się działo? Łucja miała operację, cały czas jest pod „ochroną” i była to bardzo duża i trudna sprawa. Było całkiem mroźno, więc dogrzewaliśmy się drewnem, no i siadł mi akumulator w aucie (mam nowy). Auto zresztą ma jakieś swoje chimery i ostatnio nie działa pipczyk niezapiętych pasów, ale akurat mi to na rękę. Ekscytowaliśmy się wizytą Bidena, mąką ze świerszczy, cenami, królewską biografią Harrego, śmiercią papieża-seniora, zyskiem Orlenu, rachunkami za prąd, skokami narciarskimi oraz wybuchem bomby na posterunku policji. Obie panny zapuszczają włosy, za to ja i Mieszko kończymy zimę z elegancko obciętymi włosami.

NAJ tej zimy:

  • Muzyk: Rihanna. Nie było jej długo, za to jak się pojawiła to z takim wejściem (po latach!), że wszystkich zakasowała!
  • Piosenka: Znowu zachwycę sie Shakirą, która zrobiła piosenkę o eksie i całkowicie zminiła obraz kobiety porzuconej. Ona reaguje, wybucha i w żaden sposób na tym nie traci. Wręcz przeciwnie jest kwintesencją życia i emocji.
  • Film: Last of us jest niezły. Kuszą wszystkie możliwe billbordy i spojlery, ale najlepsze, że SERIAL stworzył modę na GRZYBY. Wypływa cała masa książek o grzybach, jako najmądrzejszym organizmie na ziemi, a ja mogę Wam polecić jednego gościa na insta, który ciągle nawija o tych grzybach i jest to mistrzowskie (tu).
  • Kuchnia: chińska. Znaleźliśmy jeszcze na jesieni fajną chińską knajpę i CZASEM tam bywamy! Zdecydowanie jadamy mniej mięsa i daniem zimy został smażony makaron oraz frytki (z krojonych i przyprawianych ziemniaków).
  • Garderoba: najwięcej doszło nam KURTEK. Łucja i Lilka mają długie, zimowe płaszcze. Łucja ma już kurtkę na przyszłą zimę (krótka), którą miała w Berlinie. Kurtkę na przyszłą zimę ma również Mieszko (kupioną na wyprzedażach eSkę, która powinna być na jesieni w sam raz).
  • Gadżet: w moim świecie wszyscy postanowili być fit i objawiło się to kupowaniem… bieżni. Stawiają te bieżnie przed telewizorami, mówią, że na home-officach się sprawdzają (bzdura, skoro możesz biec i mówić, to nie ćwiczysz, a jak masz czas to przebiegnij się na zewnątrz) i tworzona jest lista, które są najlepsze (xiaomi prowadzą ranking). Mi osobiście marzy się kamerka sportowa (insta coś tam), którą można kręcić i robić zdjęcia z różnych perspektyw.
Gliniany króli Lilki (na Nowy Rok) i Mieszka postać z mangi
  • Mamo, czy znasz kogoś, kto urodził się 29 lutego?
  • Tak, Mieszko. Znam jedną dziewczynę. Obchodzi urodziny 28-go.
  • Tak naprawdę można powiedzieć, że jeśli ktoś ma 12 lat i urodził się w roku przestępnym, to ma trzecie urodziny.
  • Technicznie rzecz biorąc obchodzimy 29 co roku, tylko, że zbiera się te skrawki w jeden dzień co cztery lata.
  • Czyli TECHNICZNIE obchodzi się co cztery lata.

Do boju!

Wykonałam rano jakiś kosmiczny manewr z moim odczulaniem. Musiałam pojechać do lekarza, potem do apteki, a potem wrócić do lekarza. Zajęło mi to trzy godziny, wszystko załatwione, ale z takim pędem zaczynamy NOWY tydzień! Odebrałam później Mieszka rower z serwisu, bo przysłali esemesa, że do końca lutego przegląd jest o połowę tańszy, a znajomy na parkrunach mówił, że ceny polecą do góry i że WARTO, jeśli jest taka możliwość… Tak więc, w ubiegłym tygodniu oddałam i TERAZ młody ma sprzęt JUŻ wyrychtowany! Zrobiłyśmy też z Łucją zdjęcie do paszportu, bo kończy się jej na początku lipca, a AKURAT w Polsce jest Diabli i złożymy wniosek. Cieszę się, że kolejny będzie już sobie wyrabiać SAMA, bo to strasznie urwanie głowy z tym obojgiem rodziców, co muszą przy tym składaniu być… Grafik na TEN tydzień mamy wyładowany z czubkiem, ale pierwszy dzień z listy już za nami!

Mozaika na ścianie w Muzeum Stassi
Jeden z pomników w Berlinie Wschodnim. U nas wszystkie tego typu poburzyli, a tam są. Na tym zwieńczeniu „drzewca” sztandaru był sierp i młot.

Pamiętam, że miałam taką myśl, żeby schować chleb do zamrażarki, bo mamy go za dużo-

-powiedziałam do Liliany i odkryłam, otwierając lodówkę, że na myśli się skończyło…

Standardowo w niedzielę zawsze zwalamy się na obiad do dziadków, lecz wczoraj dziadki wyjechały na ferie! Więc pal sześć, że wahadłowo będziemy w bratem podjeżdżać do ich kotka, ALE nie mamy MY co jeść! No dobra, mamy oscypki z Zakopca, gdyż wrócił z ferii jeden kumpel Mieszka i przywiózł nam prezent. Właściwie to wrócili już wszyscy, stąd pół nocy Mieszko wykrzykiwał do kompa: Osłaniaj mnie, idę do helikoptera!!! no ale prezent mamy od JEDNEGO. I to tego, który, którego pozycjonujemy, jako przyszłego męża Liliany, bo się niej podkochuje, a to dobra partia, jako że majętny i potrafi gotować.

A wczoraj jak ich słuchałam i tych ich wrzasków przy kompach przyszło mi do głowy, że oni są połączeni tak jak weterani wojenni w The Peripheral. Jakąś taką siecią elektroniczno-neuronową, którą tam nazywali haptyką i ten stan wchodzenia w nastrój kompana określano jako haptic drift 🙂 Bo TO właśnie od wczorajszego wieczora obserwuję…

Koniec ferii, koniec lutego! W sobotę zorientowałyśmy się z Lilką, że nie mamy kalendarza. Potrzebujemy trójdzielny, na którym ja zapisuję do przodu różne terminy… Bo jak zniknie nam LUTY, który jest ostatnią kartką, to leżymy! Pojechałyśmy do sklepu i zamówiłyśmy (Z jaką grafiką Pani chce?- Wszystko jedno. Może być osoba, widoczek, albo grafika. Tani i trójdzielny). Ma być na wtorek! Na styk!

Kotek dziadków. Cały w „serduszka”!
  • Mamo, a jaki dzisiaj dzień?
  • No a jak myślisz, Mieszko?
  • Czwartek?
  • Na pewno?
  • NIEEEEEEE!!!!

„od faktu istnienia do blasku, jaki odczuwamy gdy ogarnia nas radość”

Udała mi się jedna rzecz dziś. Nie to, że ważna, albo na coś wpływająca, ale satysfakcja jest. Chełpiłam się przed Lilianą:

  • Troche takie nieoczekiwane, chociaż w sumie oczekiwane i z całą pewnością zasłużone…
  • Oczekiwane i nieoczekiwane. W mojej biografii napiszę, że miałam niezrównoważoną matkę.

Sobota, dziś ZIMNO, mamy grad oraz wiatro-grad, no i Matiego. Obiad i ciasto… Dziś upiekłam coś dziwnego, bo sypnęło mi się za dużo kasz i mąk nietypowych i już zwykła mąka się NIE zmieściła… To CO wyszło nazwałam czekoladowy FIT-cake i TAK sprzedane zostało zjedzone. A potem pojechaliśmy na wystawę. W sumie miało być jedno muzeum, ale przed wejściem była kolejka!!! Więc dotarliśmy w inne miejsce, na wystawę, co to ją miałam na liście DO ZOBACZENIA. Wystawa rzeźb metalowych w gmachu opery brzmiała dobrze i sumie była taka trochę inna. Chodziło o „istotę człowieczeństwa, a zdeformowane figury to historia ludzkiej złożoności z ich wewnętrznym bagażem”. Brawa dla dzieciaków bo całkiem dobrze i od razu zamysł artysty złapały. Szybciej chyba niż ja 🙂

Ferii wypełnianie

  • Nie no, Łucja… Gliwice? Znowu trzeba będzie rano wstawać! – marudziłam…

Wymyśliła sobie Łucja z Matim wycieczkę. Technicznie rzecz biorąc, tym razem ON wymyślił. Mieli jechać sami, pociągiem, na taką jednodniową wyprawę. Tyle, że daleko i w sumie po co? Inna sprawa, że od przyjazdu ciągle się nie wysypiałam bo COŚ. Dwa dni temu Bibi miała w nocy biegunkę i wstawałam NIE wiem ile razy. Siedem? Osiem? Przerwy między niektórymi wyjściami były na tyle krótkie, że nie zasypiałam, a rano przy schodach odkryłam, że międzyczasie zrobiłam sobie trzy prania i mam trzy miednice mokrego do rozwieszenia. Jak to Mieszko powiedział: Musiała zjeść coś NIE dobrego na spacerze, ale moim zdaniem to musiało być BARDZO „dobre”. No nieważne, wstałam po raz kolejny o szóstej rano i odwiozłam dziecko na pociąg… I? Warto było się tam tłuc? TAK! Bo mieli młodzi bardzo fajną wycieczkę! Taka właśnie dla nastolatków, na jeden dzień. Pojechali bowiem do centrum światła, form i kolorów (Funzeum). Wracając zatrzymali się jeszcze na chwilę w Katowicach, zjedli pizzę, zobaczyli spodek i zrobili sobie fotki pod I♥Katowice i dość późno wieczorem, pannę z dworca odebrałam!

Nie tylko dla piesków o mięśniach ze stali!

Jedna moja znajoma zmieniła pracę po 20 latach (była chyba celnikiem, a służby mundurowe mają wcześniejsze emerytury, więc może po prostu zakończyła?) i teraz jest profesjonalnym petsitterem! Jest cudowna, Bibi ją uwielbia i jeżeli kiedyś będę chciała skorzystać z hotelu dla psów, albo pomocy przy ogarnianiu zwierzyńca, to zwrócę się właśnie do A. By być specem zalicza kolejne kursy i raz na jakiś czas widzę info o następnym, na który się porywa i są to umiejętności, o istnieniu których NIE miałam pojęcia. Związane z zachowaniem zwierząt, radzeniem sobie z nimi i wypełnianiem im czasu. Zapisała się np. na zajęcia z fitnessu dla psów! Wow. Jak wzmocnić psie mięśnie i stawy, sprawić by pies miał długą dobrą formę, a spacery były bezbolesne. Wysłałam to nawet Lili, bo idea wydała mi się cudowna! 🙂

<>

A z fitnessem DLA ludzi, to zazdroszczę Niemcom… Siłowni jest dużo i przed każdą wisi zachęcająca cena… Pytałam się nawet Diabla, że jak pisze 5 euro i jakiś skrót od czego to jest skrót? A on na to, że od miesiąca, ale cena jest przy rocznej deklaracji. No i szok, bo u mnie cena za miesiąc jest 3x taka (przy deklaracji na pół roku), co tam za CAŁY rok! Rzeczywistość w której bycie aktywnym nie zależy od portfela, lecz od chęci, jest naprawdę wyższym poziomem rozwoju społeczeństwa. Btw. widzieliśmy także siłownię, TYLKO dla kobiet, gdzie karnet miesięczny wynosił 19 euro, ale gdy odeszliśmy kawałek to było widać ćwiczące na piętrze i połowa grupy to były kobiety w hidżabach na głowach. U nas jednak i mniej takich miejsc, drożej i nie tak różnorodnie :/

Rozglądacie się na prawo i lewo? Ja już widzę ⯈⯈⯈ na spacerze i w ogródku ⯈ że wiosna!

Popielcowa

Żywię duży sentyment do takich małych, przegapianych świąt. Zielone Świątki, Trzech Króli czy Środa Popielcowa. Lubię Ostatki, wzruszają mnie sypiące kwiaty dziewczynki na Boże Ciało, wolę Zaduszki od Wszystkich Świętych, a w sierpniu gdy święci się bukiety z ziół zawsze myślę o babci. Są to święta, które przelatują za szybko, ale zawsze gdy je dostrzegę, jest to dla mnie miłe. I co ważne sposób obchodów jest bardzo lokalny i często zawęża się do kraju lub regionu.

Gdybym miała sobie wyobrazić dzisiejszy dzień, to byłby to wirujący kolorowy bączek, toczący się od wschodu, szeleszczący szeroką spódnicą Maslienicy (Rosjanie świętują do 26 lutego) z której wypadają bliny z miodem i kawiorem i rozsypujący się w proch gdy wpada na ziemie lachów. Potem z tej góry popiołów mógłby wynurzyć się talerz z ziemniakami i śledziami w śmietanie, czyli danie, które Lutka DZIŚ serwuje na obiad (tak zaraz do dziadków jedziemy!). Przy okazji pamiętajcie, że popiół to doskonały nawóz i jeżeli macie kominek to warto wysypać to do ogródka. Ja, jakoś w styczniu, próbowałam zasypać jeden z niewyrównanych dołów i chwilę później ptaszki zrobiły sobie w tym popiele, unoszącym się na wodzie, SPA. Znaczy się chyba to ZDROWE???

<>

Mam już Łucję. Panna, tak Ostatkowo, była w Toruniu! Piekła pierniki, objadała się ciasteczkami i była to wycieczka razem z chłopakiem i jego mamą! Bardzo jestem z niej dumna, bo te związki w tym JEJ wieku to takie chwiejne, a jej trwa. Nawet jej to mówiłam, że jest to trudne i cieszę się, że potrafi 🙂 Jakby nie było odbierałam ją wczoraj wieczorem z dworca w mieście, nie wiedziałam CZY my się stamtąd wydostaniemy, bo jechał któryś tam ważny prezydent i policja wstawiała bramki na ulice na bieżąco, ale ciach tu, ciach tu i się wydostałyśmy!

TRZY kwiaty z jednej cebulki!

Chyba idzie wiosna? Dmucha tak, że przegania każdą chmurę i urywa KAŻDĄ głowę. Rok temu przy takich wiatrach przewróciło mi drzewa w ogródku, a i teraz jest to porównywalna siła… W weekend od tych wiatrów poodwoływali parkruny, za to nam kwitną w domu hiacynty! Bo było tak, że przed wyjazdem kupiłam cebulkę. I była taka krzywa w tej doniczce, ale KRYŁA potencjał. Gdy weszliśmy po tych dniach do domu, zapach był przepiękny. Nawet tak ze zdumieniem pomyślałam, że ładnie mi w domu pachnie… LECZ odkryłam, że od środka idzie kolejny kwiat! Biedna cebulka! Powiedziałam jej: Wytrzymaj, potem Cię wsadzę do ziemi! A ona na to wypuściła JESZCZE kolejny! W tej sytuacji obcięłam ten największy, by pozostałe miały szansę się wykluć i mamy teraz kwiatów, a kwiatów!

<><>

Za to Mieszkowi zaczynają się podobać dziewczyny… To ciekawe, bo byłam nastawiona, że on i dziewczyny to niekoniecznie się uda… Z żadnym z męskich trenerów, instruktorów czy tutorów się NIE dogadywał, futbolem się NIE interesuje, więc doszłam do wniosku, że może być różnie i w sumie to najmniejszy z moich problemów. Zresztą żaden to problem, to tylko kwestia perspektywy i w sumie fajny zięć to lepsze niż wkurzająca synowa. ALE najpierw była akcja w pociągu. Tuż obok nas siedziała dziewczyna. I była absolutnie piękna. Miała ze 28 lat, falujące ciemne włosy, wielkie ciemne oczy i gigantyczne usta. Ubrana była w wąskie jeansy i koszulę w kratę. Była bardzo wysoka i bardzo szczupła. No i była Francuzką, nie mówiła po polsku, za to bardzo słabo po angielsku. W nieznany mi sposób podczas podróży skóra NIE zaczęła się jej błyszczeć, oczy nie zrobiły się jej czerwone, nie pociła się i nie robiła masy ruchów z rękami i pocieraniem twarzy (patrzyliście się kiedyś na siebie na jakimś zoom spotkaniu z dwudziestką innych uczestników? ja np. wykonuję milion gestów oraz min i strasznie to wygląda). No i całą drogę SIĘ na siebie patrzyli. A wczoraj byliśmy w mydlarni… Wyszliśmy z kina, na buty było za mało czasu, więc weszliśmy po szampon w kostce. Młodemu się skończył, a on myje włosy, albo czarnym mydłem, którego teraz nie ma, bo to produkt z Rosji, albo takim niepieniącym się twardym szamponem. I obsługiwały go dwie młode panny. Dawał sobie podtykać różne zapachy (tym razem wybrał szampon o zapachu mango), a potem powiedział:

  • Może być mango. Matko, mieliśmy też kupić mydło do GÓRNEJ łazienki.- wielopiętrowa rezydencja w zabudowie szeregowej???
  • Tu są mydła! – wykrzyknęłam, ale sprzedawczyni zapytała:
  • Chyba, ze wolisz Walentynkowe? – i dodała do mnie– Są w promocji.
  • Mogą być Walentynkowe. Ja zaczekam pod sklepem – po czym wyszedł.

Niżej młody w wersji LEKKO znudzonej. Poznajemy to po tym, że podciągnął rękawki i NOGAWKI. Nie jest mu zimno, tak wyraża NUDĘ 😀

Btw. w pociągu jego siostry siedzące naprzeciwko TAK były zajęte SOBĄ, że NIC nie zauważyły!!!

Prehistoryczny łoś

Poczdam wyżej i niżej

Drugi tydzień ferii będzie zapchany. RÓWNIEŻ. Dzisiaj większą część dnia zajęło mi ważne spotkanie, ALE może uda nam się na wieczór dotrzeć do kina na Antman-a? Jutro muszę podbić do szkoły po mojego ubiegłorocznego pita i mam także lekarza z Lilką! W środę Łucja ma lekcje i spotkanie wolontariackie… No a pod koniec tygodnia chcieliśmy sobie jeszcze zrobić jednodniową wycieczkę, lecz gdy teraz zaczęłam sprawdzać to okazuje się, ze NIE ma JUŻ biletów :/

Dziś jak pojedziemy do kina spróbujemy też zmierzyć stopę Mieszka w e-size, to MOŻE kupie mu buty na przyszłą zimę? Z tymi butami to katastrofa, bo on uważa, że przyszłej zimy będzie mieć stopę 42, a NIE ma to szans. I ja, i przede wszystkim Diabli, mamy małe stopy i skoro ma 36,5 to przyszłej zimy MOŻE dojdziemy do 37? LECZ nie da mu się tego wytłumaczyć, SKORO wszyscy jego koledzy mają 40-stkę… A butów gość NIE ma. Przed wyjazdem czyściłam NAM buty i odkryłam, że jego mają podeszwę max dwuminimetrową i na wyjeździe NATURALNIE przebił piętę na wylot. Już szliśmy na pociąg, gdy ogłosił, że ma MOKRĄ skarpetkę, bo od DOŁU wlewa się woda :DD Dotrwał, chociaż mieliśmy namierzony sklep gdzie jakby co kupimy… Nie było takiej potrzeby, bo skoro DAŁ radę wrócić, to po prostu chodzi JUŻ w butach z JESIENI…

Regeneracja

Mam ten nieznośny zwyczaj, że na wakacjach jest intensywnie… Odziedziczyłam to po Krzychu i o nim w jego pracy krążyły opowieści: Z kim jedziesz na delegację? Z NIM? To masz przechlapane!!! I rzeczywiście… Ojciec, którego huta rzucała z jednego końca świata w drugi WSZĘDZIE łaził. Gdy był w Algierze (koniec lat ’70) to włóczył się po dzielnicy arabskiej, z czego zrobiło się niemalże faux pas dyplomatyczne w ambasadzie, a to był przecież DOPIERO początek jego hucianych podróży… Ja pamiętam jak byliśmy kiedyś na wakacjach ze znajomymi rodziców (mając lat naście) i taki ich kumpel, którego wiele lat później (jak już miałam dzieci) poznałam i faktycznie to wspaniały człowiek, mówił: To wszystko PRZEZ te krótkie spodenki! Nie pozwalajcie MU ich zakładać!

Tę skazę przerzuciłam już na dzieci i Łucja, która od dziś już wypoczywa z Matim (i jego mamą) gnębi kolejne osoby… Ale co tak będziemy siedzieć… CHODŹMY! Panna wraca do domu w nocy z wtorku na środę i mam nadzieję, że ukochany wytrzyma… Ja po sobie Wam, że na ogół się DOSTOSOWUJĄ 🙂

<>

Relaks. Wczoraj cały dzień towarzystwo LEŻAŁO, ja tylko rano pojechałam po zwierzyniec, a później po pieczywo. Bibi dostała PĄCZEK z boczkiem, który kupiony w Berlinie na Tłusty Czwartek okazał się być TAK wytrawnym smakiem, że przywieźliśmy go w całości dla psa (tu wersja filmowa jak JADŁA)… Robią się prania i co niektóre rzeczy podsuszone na piecykach są już wyprasowane. DZIŚ rano bowiem Łucja pojechała na drugą turę ferii! Krótką, ale z ukochanym i jego mamą. Schodzą mi już jakieś pierwsze fotki, ale wrzucę jeszcze kilka z naszych ferii:

Futurium (niżej też)
najlepsza pączkarnia na jaką trafiliśmy nazywała się Suger Clan (znajdziecie ich na insta)
Poczdam
Witryna z maszyn Singera (jakieś podziemne przejście)
metro
wyżej i niżej Neues Museum