A opony zmienię tradycyjnie w połowie maja…

Zawsze mnie zdumiewa jak ktoś mnie bierze na poważnie… Żartuję. Fajnie być traktowanym serio, ale większości tego co mówię, NIE należy traktować ostatecznie i na 100% nie należy się do tych wizji przywiązywać! Wymyślam coś czasem i idę dalej z nowymi ideami, a ktoś do tego wraca. I ja wtedy poważnie muszę się skupić o CZYM my mówimy? To NIE jest dobra cecha,bardzo to irytuje osoby uporządkowane, ale pozwala ignorować większość bieżących problemów. I wpadł w ten nasz wir ten chłopak Łucji i mam wrażenia, że czuje się jak w rollercosterze. U nas wszystko jest pełne zmiennych, ale co gorsza, my to lubimy 🙂 Wracał ostatnio do domu i pomylił pociągi. Wylądował 20 km dalej i zadzwonił do Łucji. Panna chwilę sprawdzała i mówi: Biegnij Byku, za 400 metrów masz przystanek skąd za 4 minuty odjeżdża Ci autobus prosto pod dom! – Ale Łucja, jesteś pewna??? – TAK! Biegnij! No i zdążył i dał radę!

Jak JUŻ Wam mówiłam, pojawił się ŚWIETNY pomysł, że pojedzie z nami na wakacje… Więc gdy wczoraj wychodzili ja rzuciłam: Jedziesz z nami pod namiot w czerwcu? My chyba mamy TEŻ namiot-jedynkę, więc będziesz spał obok. Łucja mi trochę brzęczała, że on NIE sypiał pod namiotem i prysznic na świeżym powietrzu może go trochę przerazić, no ale mi specjalnie przeszkadzać nie będzie. Dorzucimy mu tylko do namiotu Bibi!

A potem (wieczorem) Łucja uczyła się geografii nanosząc te półwyspy i wyżyny na kartki i ja jej pomagałam ich szukać. Równolegle odbębniała konwersację na telefonie i mówi do mnie:

  • Mama Matiego pyta się „Co ma kupić?”
  • Ale gdzie co kupić?
  • Na wyjazd.
  • Jaki wyjazd?
  • Pod namiot.
  • Aaaaa… Ale to jeszcze niech nic nie kupuje. Jeszcze nie wiadomo czy pojedziemy? Niech się czerwiec zacznie to będziemy myśleć!

<><>

Dziś byłam z Lilką na zajęciach z robienia hoteli dla owadów. Panna bierze udział w gminnym konkursie na taki domek, miałyśmy robić same w DOMU, ale znalazłam warsztaty. Na dodatek bezpłatne, więc DZIŚ pojechałyśmy i panna zrobiła! Do domków wkładaliśmy kokony pszczół, no ale my do naszego NIE włożyłyśmy, żeby przypadkiem na sali konkursowej nie wylęgły się owady.

Warsztaty były w takiej wielkiej drewnianej pergoli (wiem, połowę kadru zajmuje mój palec)
Przycinanie foli, do środka tekturowej tuby włożone były zrolowane słomki, wcześniej związane przez nas drutem…
Gotowy dom był obwiązany workiem jutowym. Lilka trzyma też kubek po matchy, którą gdzieś tam po drodze sobie zażyczyła.
CIEPŁO!