No po strajku. Cieszę się, że od poniedziałku szkoła, chociaż to smutne, że nauczyciele nic nie wywalczyli. Są ważni. I rzecz nie w tym nawet ile zarabiają, bo może komuś wydaje się to dużo, ale to jest zawód, który jest trudny i odpowiedzialny, więc powinien się cieszyć ogromnym szacunkiem, a jak wiemy tak NIE jest!
Natomiast z całą pewnością był to dla mnie trudny okres. NIC się nie da zrobić, kiedy mam na głowie całe stado. Zawsze (ZAWSZE) kiedy coś próbuję coś zrobić i np. z kimś rozmawiam i potrzebuję realnie te 5 minut CISZY to one to wykorzystują. Łucja rzuca: Pa, ja wychodzę i ja nawet nie mam jak ustalić kiedy wraca, bo ROZMAWIAM, Mieszko otwiera lodówkę, a Lila siedzi przechodzi obok mnie tupiąc, bo coś tam jej obiecałam, a jej się właśnie przypomniało. Gdy idę do sklepu i stoję przy tym czytniku cen próbując ustalić cenę, to nagle okazuje się, że młody MUSI kupić sobie napój, a Łucja bezszelestnie uzupełnia mi wózek. Gdy zostawiam ich w domu, pomijając, że cały czas myślę, co tam się dzieje, to i tak po drodze Lilka dzwoni czy może wyjść do Mai, a Łucja spędza połowę dnia w piżamie. W domu jest bajzel, opony pewnie wymienię w przyszłym tygodniu, bo dziś nie zdążyłam zadzwonić do mechanika, i wtedy też zadzwonię by umówić Mieszka do okulisty (bo na infolinii przychodni chwilę się czeka, a mama ze słuchawką jakoś wyjątkowo je nakręca).
Dziś rano przejrzałam MOJĄ garderobę i zamiast obiecanego wora z ubraniami mam DWA kolejne! Jeszcze tylko sprawdzę buty (jutro, bo dziś JUŻ nie przedłużałam czystek) i będzie zrobione! A dziś zrobiliśmy sobie PIKNIK! Kupiliśmy drożdżówki i lemoniady, zabraliśmy koce oraz KSIĄŻKI i pojechaliśmy!






Później aparat przejął Mieszko z Lilką i oni sobie robili zdjęcia sami!







