Dress code: „ubierzcie Wasze najlepsze DRESY!”

Społeczność biegowa do której teraz należę, zbiera się na wspólny trening w sobotnie poranki. Mój pierwszy parkrun z nimi był zimą 2016 roku. Przyjechałam tam, było zimno, ale ktoś tam miał urodziny, dostałam torcik, no i zostałam. Dziś, ta ekipa obchodziła swoje pięciolecie. Co tydzień komuś się chce przywieźć kawę, rozstawić stolik i zmierzyć nam czasy. Jest to bezpłatne, chociaż raz na jakiś czas każdy powinien być wolontariuszem. Parkruny odbywają się na całym świecie, w setkach, a właściwie tysiącach lokalizacji. Zawsze w parku, albo w lesie. I zawsze w sobotę o 9 rano.

Dziś ubrano mnie w koszulkę funkcyjną, bo byłam „zamykającym stawkę” 🙂 Z okazji naszej rocznicy było dużo osób gościnnych i ktoś musiał pilnować tyłów, żeby się towarzystwo po lesie NIE pogubiło. Zabrałam kidsy w zestawie bonusowym z koleżanką Lili. Był tort, kawy, herbata, morze ciast i drożdżówek (jeden gość pracuje w cukierni) oraz ciasteczka z wróżbą (wylosowałam: Strzeż się ludzi, którzy przeczytali tylko jedną książkę). Były nagrody losowane między wszystkich (jedna panna pracuje w centrali niezłej samochodowej marki i dostarczyła sporo gadżetów). Ja wylosowałam komplet długopisów w skórzanym etui :DDD. Były wielkie dmuchane balony- puchary, które dostali założyciele tego parkruna. Były ludziki z lokalnej prasy, no a ja rozwiesiłam wcześniej lampiony i nasze chorągiewki startowe. No i dziś był tłum. Na ogół jest nas około 15-20-stu, a dziś było 80 biegaczy!

Mieliśmy taką śmieszną rozmowę tydzień temu. Tak staliśmy chwilę przed dziewiątą i patrzyliśmy czy ktoś jeszcze podjeżdża na parking. I podjechał wielki czarny i błyszczący suv. Spojrzeliśmy na siebie i jeden gość powiedział:

  • Nie… Takim sprzętem to nie do nas! 🙂

Czym byśmy tak jednak nie przyjeżdżali jest nam zawsze bardzo miło. Zabiera się psy, dzieci i drugie połowy. No i się biegnie te pięć kilometrów przez las!