Wieczór. Weszłam do łazienki poskładać ręczniki i zrzucić w dół schodów brudy. Podnoszę ręcznik a tam COŚ… Hmm… Kotletów na obiad nie było… Aha, ananas (w cieście). Kocica zawsze poluje na resztki jedzenia na stole a potem miaucząc zanosi to na górę. NAM. Tyle, że NIE zorientowała się, że tym razem NIE było to mięso i doszła TYLKO do połowy 🙂 A potem się ocknęła, że to jakieś WARZYWO…
Potem (rutyna) MUSZĘ wyłączyć budzik Lilki i mogę JUŻ zająć się sobą! Lilka jest w szkole codziennie PÓŁ godziny przed lekcjami, ale i tak budzi się z obsesją, że ZNÓW się spóźni i w nieskończoność przestawia zegarek jeszcze wcześniej…
Skok w czasie. Poranek. Mieszko radośnie biega po domu nucąc piosenkę do słów: Skończył się papier. Ktoś wcześniej to krzyknął, a to przecież TAKIE nośne hasło 😉
<><>
Dziś Lilka wróciła z tarczą z angielskiego. Mieli napisać i opowiedzieć (BEZ podglądania do zeszytu) o szkole marzeń. I opowiedziała o wielkim i pełnym zieleni budynku, gdzie jedno piętro jest z tropikalną roślinnością i można się tam uczyć biologii, a na dachu jest basen… Na piętrze z labolatoriami trzeba zmieniać odzież, a na piętrze multimedialnym można się uczyć historii i języków obcych. Pani była zachwycona i wykrzyknęła:
- Ale Lila Wam podniosła poprzeczkę! Gdybym mogła to bym postawiła siódemkę!