Nie pojechałam dziś na ten kettlowy maraton. Tak mnie gnębił katar, że w nocy spać nie mogłam. A wieczorem to nawet gorączkę miałam Jak bym sobie do tego dorzuciła 3 godzinne ciężary to bym się załatwiła całkowicie. Za to… dalej ryłam! Jak to mówi Ciasteczkowy: bobrowałam. Wyleciały siaty dziecięcych ubranek i butów. Z moich rzeczy też kilka sztuk poszło. No i zabawki, głównie małe coś, zabawki z maka i kilka pudełek puzzli gigantów. Zapakowałam to wszystko w wory i zawiozłam na miejsce odbioru. Zajętą miałam tylną kanapę i fotel pasażera… Ale na pewno widzicie też, że mam WIOSENNY płaszczyk 🙂
I z tym płaszczykiem, a właściwie w TYM płaszczyku, weszłam na stację benzynową. Nalałam benzyny i poszłam zapłacić. Wkładam rękę do kieszeni i przychodzi olśnienie:
- Wie Pan co, ja nie mam pieniędzy. Zmieniłam kurtkę i karty zostały w tamtej. Co mogę pod zastaw? Dowiozę później. Dowód?
- Dowodów nie bierzemy.
- Logiczne. Może być nie mój. To co? Telefonu nie zostawię.
- Coś co ma jakąś wartość…
- Prawo jazdy nie dam, bo może mnie policja sprawdzać. Zegarka i biżuterii nie mam. Musi być dowód.
- To niech będzie.
- To wieczorem podjadę 🙂
Już mi się to przydarzało, więc wiem, że TAK można. I gość w ogóle nie był zaskoczony, więc oni też mają takich przytomnych WIELU 🙂
<><>
Odkryciem dzisiejszego dnia jest NATOMIAST zapuszczenie kreta do szczotki odkurzacza. Tak mi się zapchała, że nie byłam w stanie jej odetkać. Lałam tam wodę z kranu, wpychałam paluchy w te zagięcia, aż w końcu spojrzałam w bok i zobaczyłam kreta w granulkach. A dokładnie jakiś tam jego odpowiednik. I DZIAŁA!!! Nareszcie sobie dobrze dom odkurzyłam 🙂