Nie pada, nie wieje, a podobno grzybów jeszcze sporo…
Pojechaliśmy. Oczywiście nie wyszło tak jak miało wyjść, bo Mieszko wyciął swój popisowy numer i wsiadł do auta BEZ kurtki. Wydało się to DOPIERO na miejscu, ubrano go w polary sióstr, no ale pojawił się i tak limit czasowy. W zdjęciach poniżej macie koszyk „mój i Liliany” (najwięcej miała babcia z Łucją) i uważam, że jest przyzwoity jak na półtorej godziny łażenia. W lesie jest piękne, jesienne powietrze jest wspaniałe, a dzieciaki są świetnymi zbieraczami.