Położyć się na… połoninie!

  • Mamo, a jaka to miejscowość?
  • Boguchwała.
  • A jaki tu jest klub sportowy?
  • Izolator. Izolator Boguchwała, ta drużyna jest wspaniała! 🙂

Ludzie dzielą się na tych, którzy wolą morze, albo wolą góry. Podoba mi się idylliczna wersja morza (palmy, piasek i dekadenckie sączenie napoi przez słomkę), ale w wersji klasycznej zdecydowanie wybieram góry. Tak więc Bieszczady! Znowu!

Pewne punkty powtórzyliśmy, pewne pominęliśmy, ale doszło kilka nowych. Bazą podobnie jak ostatnio był Rymanów-Zdrój. To uzdrowisko dla dzieci, jest masa placów zabaw, klombów przyciętych w zwierzęta, lodziarni i wiemy gdzie dobrze karmią (w Bieszczadach można zjeść dobrze, ale w uzdrowiskach nie jest to oczywiste).

Trasę rozpoczęliśmy od Rezerwatu Prządki, który jest przepiękny. Wielkie kamienne głazy o ludzkich kształtach, wystające korzenie i cisza. Trafiliśmy tam na młodą parę podczas foto-sesji i chwilę rozmawiałam z fotografem, który powiedział mi, że często tu przyjeżdżają. Legenda otaczająca TO miejsce jest o miłości, więc temat chwytliwy, a światło i plenery są takie, że nawet bez półmetrowych obiektywów zdjęcia SAME wychodzą.

Młodych widzicie? Po prawej, pod skałą?

Kiedyś się już do tego przyznałam, ale uwielbiam górskie powietrze. Ono jest takie… że mam ochotę się rozebrać, żeby CAŁĄ mnie opływało. Iiiii co ciekawe dzieciaki czują się w górach podobnie. Młody co chwilę pytał się mnie, czy może podwinąć koszulkę i zrobić tarzana (czyli walić w klatę pięściami) – Tarzan niżej 😉

Wieczorami w Rymanowie- Zdroju chodziliśmy pod tężnię (nie było jej dwa lata temu) i robiliśmy konkursy kto da radę wypić więcej łyków uzdrowiskowych wód (to trudny wyczyn i zwycięzcy nie wyłoniono 😉 Uzdrowiska mają fajne nie pośpiechowe klimaty, od 18-stej zaczynają się dancingi (tegorocznym hitem jest Iwan i jego „Czarne Oczy”) i jest bardzo wakacyjnie. Trzeba też przyznać, że dwójka przyjechała z gilem, ale mikroklimat jest taki, że wszystko błyskawicznie minęło.

Najważniejszym punktem tegorocznej wycieczki było zdobycie Połoniny. Rodzice sąsiedzkiego pięciolatka dali radę, więc postanowiłam spróbować i JA. I MY. I RZECZYWIŚCIE dało radę. Weszliśmy na Caryńską od strony Ustrzyk. Trasa była czerwona, ale relatywnie najkrótsza. Tam i  z powrotem Run the Map wyliczył mi prawie 8 km i kolejnego dnia ja i Łucja (i Młody) czuliśmy to w pośladkach. Najgorzej wchodziła Lilka i jeśli traficie gdzieś w necie na opis wycieczki zrobiony przez osoby, którym przytrafiło się wchodzenie tego dnia co i nam, będzie tam NA PEWNO o „jednej małej dziewczynce, która szła pod górę i się wydzierała, że ona miała jechać do SPA, a nie w góry” 🙂 To byliśmy MY. I żeby było jasne, nie byliśmy zakwaterowani w SPA, a w zwykłej agroturystyce Rumianek, gdzie była pościel z kory, a woda pod prysznicem leciała na przemian wrzątek z lodowatą 🙂 A ponieważ nie ma sprawiedliwości na tym świecie Liliana była jedyną osobą, którą kolejnego dnia NIC nie bolało. Btw. wchodzi bardzo dużo dzieci i to nawet młodszych niż młody. I wchodzą.

Tu nieźle widać, że szczyt był w chmurach i mocno tam wiało. Mieszko ma w zębach czekoladę 🙂 Ona była paliwem w drodze w górę.

Owce z okna samochodu (foto by Łucja)

Ostatni dzień to była Bóbrka i Muzeum Naftowe, które jest fantastyczne. Pomijając galerię maszyn odwiertowych do wydobycia ropy, atrap stacji benzynowych i kopanek z ropą (na terenie całego ośrodka jest całkowity zakaz palenia i używania ognia) są świetne multimedialne instalacje. Wchodzisz do apteki, tam się pojawia puszczony z wyświetlacza aptekarz, który toczy rozmowę z osobami, które „wchodzą” za Twoimi plecami do apteki. Bo ropą/naftą na początku XX wieku leczono wszystko. Jest więc Rabin, którego córka wychodzi za mąż za dwa dni i dostała „okrutnej wysypki na twarzy”:), jest kobieta, która chce otruć męża, bo jest „30 wiosen starszy”, itd.

Tak, na palcu Liliany CZARNE ZŁOTO 🙂

Wrzucę Wam tylko jeszcze mapkę i kościół prawosławny z Komańczy, bo był przepiękny 🙂 Żółtymi gwiazdkami zaznaczyłam muzea szkła w Krośnie i w Rymanowie (na mojej szyi wisi szklana pamiątka z Krosna). Bo są absolutnie obowiązkowe (chociaż trzeba je rezerwować kilka dni wcześniej) Zamek w Odrzykoniu tym razem odpuściliśmy, ale z Prządek można przejść Rezerwatem i kolejnym razem zajrzymy. Znowu 🙂